"Tempo współczesnego życia i upływający czas wyznaczają inne priorytety niż stanie na straży pamięci". Wywiad z Edwardem Łysiakiem, autorem powieści "Srebrny łańcuszek"

 

Jeśli jeszcze nie poznaliście niezwykłej historii wiejskiego chłopaka, którego rogata dusza zaprowadziła na drugi koniec świata to może do lektury książki "Srebrny łańcuszek" zachęci was moja rozmowa z jej autorem, Edwardem Łysiakiem. Zaparzcie sobie dobrej kawy bądź herbaty i zasiądźcie do lektury poniższego wywiadu 😀



Edward Łysiak to absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Wrocławskiej, który przez wiele lat pracował w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych we Wrocławiu. Jest zwolennikiem utrwalania pamięci o ofiarach ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów, a także pojednania Polaków i Ukraińców. W swoim dorobku może poszczycić się wydaną pięciotomową "Kresową opowieścią". Będąc na emeryturze, poświęca swój czas żonie, synom i wnukom.




Wioleta Sadowska: „Srebrny łańcuszek” to powieść, która powstała na bazie wspomnień Józefa Bauera. Kiedy po raz pierwszy natknął się Pan na te zapiski?

Edward Łysiak: Józef Bauer był moim kuzynem w drugim pokoleniu. Jego babcia i mój dziadek byli rodzeństwem, więc Józef Bauer to moja rodzina. A w rodzinie, jak to w rodzinie, dużo się o sobie wie. O tym, że Józef Bauer opisał swoją drogę od wsi Rybno na Pokuciu, dzisiaj to zachodnia Ukraina, aż do Toronto w Kanadzie, mówiło się od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Fizycznie otrzymałem te wspomnienia kilka lat temu od kuzyna z Kanady, który bardzo często był gościem Józefa Bauera i dobrze orientował się w jego życiu osobistym.

Wioleta Sadowska: W powieści to właśnie Adam Rostoński jest postacią, która powstała na bazie wspomnień Józefa Bauera. Podążając w warstwie historycznej śladami tego niepokornego  bohatera, czytelnik zostaje przeniesiony w przeszłość, w różne ciekawe miejsca. Poczynając od Rumunii i Bliskiego Wschodu, a kończąc na Afryce i Kanadzie. Które z nich okazało się dla Pana najbardziej zaskakujące?

Edward Łysiak: Trudne pytanie, bo rogata dusza Józefa Bauera wygenerowała wiele zaskakujących sytuacji. Chociaż na pierwszym miejscu wymieniłbym jego wstąpienie do Legii Cudzoziemskiej, to tak po ludzku rozumiem tę decyzję. Prześladowany w polskim wojsku, zaledwie siedemnastoletni chłopak, zdecydował się na ten krok, gdyż nikt nie potrafił mu pomóc. Sugerował się przy tym opinią bardziej doświadczonego człowieka, bo sam nie mógł wiedzieć, jaką złą sławą cieszy się Legia. Przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy było już za późno.

Wioleta Sadowska: Ten wątek rzeczywiście przykuwa uwagę. Ciekawi mnie, czy długo trwały poszukiwania wspomnień kobiet, które wstąpiły do Pomocniczej Służby Kobiet (PSK), czyli wspomnień Pestek?

Edward Łysiak: W "Srebrnym łańcuszku" Pestkom chciałem poświęcić znacznie więcej miejsca. Byłoby tak, bo na apel na Facebook’u dość szybko otrzymałem odpowiedź i bezcenne, niepublikowane dotąd wspomnienia. Okazało się jednak, że niejasna jest sprawa praw autorskich do tych wspomnień. W efekcie ograniczyłem się do przedstawienia typowych wojennych losów kobiet, którym udało się opuścić zabójczą Syberię z wojskiem generała Andersa. Ten wątek i tak jest rozbudowany, bo we wspomnieniach Józef ograniczył się jedynie do wzmianki, że podróż do Mosulu odbył w towarzystwie dwóch Pestek – matki i córki.

Wioleta Sadowska: Nawet taka wzmianka motywuje do pogłębienia tego mało znanego faktu historycznego. A pozostając w temacie przeszłości nie mogę nie zapytać o Ukrainę. Myśli Pan, że Wołyń powoli staje się hasłem, które po latach będzie można znaleźć wyłącznie na kartach historii?

Edward Łysiak: Niestety tak uważam. Ludzi, którzy byli świadkami niewyobrażalnego okrucieństwa ukraińskich nacjonalistów, w większości nie ma już wśród nas. Ich potomkowie, urodzeni po wojnie, jeszcze angażują się w sprawę podtrzymywania pamięci o ofiarach tamtych zbrodni, ale w większości są to już ludzie wiekowi. W stowarzyszeniach skupiających Kresowiaków pracują jako wolontariusze i skarżą się, że nie mają następców. Nie mają, bo tempo współczesnego życia i upływający czas wyznaczają inne priorytety niż stanie na straży pamięci. To naturalny proces, którego nie można zatrzymać. Ze swojej strony prawdę o ludobójstwie z lat 1943 na Wołyniu i 1944 w Galicji Wschodniej starałem się zapisać na kartach powieści. Mnie już nie będzie, a książki pozostaną. Może kiedyś ktoś po nie sięgnie.

Wioleta Sadowska: Czy dzięki swojej najnowszej książce stara się Pan uwrażliwić czytelników na to, że przeszłość jest nierozerwalnie związana ze współczesnością?

Edward Łysiak: Może raczej współczesność z przeszłością. Tak, staram się to robić w każdej mojej powieści. Przykładów, że tak jest w istocie, życie dostarcza niemal na każdym kroku. Doświadczenia członków rodziny i znajomych, publikacje prasowe czy telewizyjne reportaże pokazują skomplikowaną dorosłość ludzi traumatycznie doświadczonych w dzieciństwie. By daleko nie szukać podam przykład mojej Mamy. Teraz ma dziewięćdziesiąt pięć lat, ale od dawna panicznie boi się ciemności. Od dziesięcioleci śpi przy zapalonej lampce. Taki też tytuł ma wywiad z nią, przeprowadzony w 2013 roku przez dziennikarzy Gościa Niedzielnego, z okazji ukazania się Michała i Julii – dwóch pierwszych tomów "Kresowej opowieści" 👇



W kwietniu 1944 roku Mama, jako piętnastoletnia dziewczynka, była w miasteczku Kuty, które zostało otoczone śmiertelnym pierścieniem przez kilka banderowskich sotni. W ciągu dwóch dni Wielkiego Tygodnia banderowcy zamordowali wtedy blisko dwustu Polaków i Ormian. Pierwszy dzień i noc Mama przeżyła w wykopanym w ziemi schronie. Drugiego dnia odnalazła ją jej koleżanka, Ukrainka starsza od niej o kilka lat. Wysłana z Rybna, wsi mojej Mamy, wyprowadziła ją z Kut ubraną w ukraiński strój ludowy. Można próbować wyobrazić sobie, co czuły obie nastolatki przepytywane w punktach kontrolnych UPA. W listopadzie 1944 roku dwie sotnie UPA otoczyły Rybno. Przy Mamie banderowcy zastrzelili jej wujka, a chwilę później posiekali nożami główkę jego dziewięcioletniej córki. To, że Mamie udało się wtedy uniknąć ich losu graniczy z cudem. Czas płynął, ale trauma i lęk przed ciemnością u mojej Mamy pozostały. 

To drastyczny przykład wpływu przeszłości na teraźniejszość, ale mogą też być inne. Dzieciństwo i młodość spędzone w patologicznej rodzinie, ojciec alkoholik, doświadczona przemoc seksualna czy śmierć któregoś z rodziców także mogą oddziaływać na życie dorosłego człowieka.



Wioleta Sadowska: To przykład dający dużo do myślenia… Powieści z historią w tle podbijają serca czytelników i coraz mocniej akcentują swoją obecność na rynku wydawniczym. Myśli Pan, że Polaków interesuje historia?

Edward Łysiak: Wstęp do Pani pytania, to gotowa na nie odpowiedź. Tak, interesuje, jeśli jest przedstawiona w ciekawy sposób. Wydaje mi się zresztą, że odpowiedź można uogólnić. Trzymając się podziału literatury na dobrą i mniej dobrą można pokusić się o stwierdzenie, że powieść na każdy temat może być interesująca i na każdy może zniechęcić do czytania. 

Jeśli chodzi o naszą historię, to nie wszystkie zdarzenia z nieodległej przeszłości znalazły należne im miejsce w społecznej świadomości. Przez dziesiątki lat takim zapomnianym tematem było, na przykład, ludobójstwo dokonane na polskiej ludności cywilnej Kresów przez ukraińskich nacjonalistów. Teraz o Wołyniu dużo się mówi. Nasi czołowi politycy jasno deklarują, że bez uregulowania tej sprawy nie ma mowy o poparciu Polski dla ukraińskich starań o przystąpienie do Unii Europejskiej. Również wejście do NATO wymaga naszej zgody. Tak jest teraz, ale ponad dwadzieścia lat temu, gdy zacząłem zbierać materiały do dwóch pierwszych tomów "Kresowej opowieści", sprawa Wołynia była tematem tabu. Wiedziałem o tym. Widziałem, jakie jest to niesprawiedliwe w stosunku do ofiar okrutnych zbrodni i uznałem, że tak być nie może. Zrobiłem wszystko, aby nauczyć się pisania powieści i prawdę o tym tragicznym okresie polsko-ukraińskich relacji przybliżyć ludziom nie w postaci mało interesujących i drastycznych dokumentów, ale bardziej strawnej beletrystyki. 

Wioleta Sadowska: W swojej najnowszej książce zawarł Pan w warstwie współczesnej fabuły sporo refleksji i przemyśleń dotyczących rynku książki, kondycji znanych pisarzy, a także samego warsztatu twórczego. W jakim celu?

Edward Łysiak: Podczas spotkań z czytelnikami jestem przedstawiany jako pisarz. Prostuję to mówiąc, że jestem jedynie autorem moich powieści. Tak czy inaczej, moje książki są czytane i oceniane. Jest czymś oczywistym, i chyba naturalnym, że pisarza/autora interesują opinie i oceny czytelników. Dobre cieszą, mniej dobre smucą, ale też każą się zastanowić, dlaczego takie właśnie są. Oczywistą wydaje się też być ciekawość, jak wypada się na tle innych, znanych i popularnych pisarzy. Poza tym chciałem pokazać, jak żmudnym jest sam proces tworzenia fabuły oraz interpretacji materiałów źródłowych. Chciałem uświadomić czytelnikom, jak łatwo jest stracić zapał twórczy. Czasem wystarczy coś drobnego i nieistotnego, na przykład dzwonek do drzwi listonosza, by wena nie pojawiła się już do końca dnia. W "Srebrnym łańcuszku", w jego części współczesnej, spotykają się pisarz i pisarka. Niezależnie od tego, w jakiej pozostają relacji ich rozmowa musi, jeśli nie koncentrować się, to przynajmniej zahaczać, o ww. sprawy.

Wioleta Sadowska: Ciekawym okazują się także w tej płaszczyźnie dyskusje dotyczące tzw. literatury kobiecej. Literatura jest jedna?

Edward Łysiak: To trudne pytanie. Rodzajów, gatunków i podgatunków literackich jest tak wiele, że orientują się w nich chyba jedynie literaturoznawcy. Pamiętam rozmowę z panem Janem Stolarczykiem, redaktorem naczelnym Wydawnictwa Dolnośląskiego. W 2007 roku w tym właśnie wydawnictwie złożyłem do oceny teksty dwóch pierwszych tomów "Kresowej opowieści". Po recenzji wewnętrznej nie zostały one przyjęte, ale pan Jan Stolarczyk na rozmowę ze mną poświęcił całą godzinę. Powiedział w jej trakcie, że obojętnie na jaki temat będę pisał, zawsze muszę pamiętać o docelowej grupie czytelników. Powiedział też, że w dużym uproszczeniu można podzielić rynek czytelniczy na trzy grupy: osiemdziesiąt procent to kobiety preferujące lżejsze gatunki literackie, dziesięć procent to kobiety sięgające po trudne tematy i dziesięć procent to mężczyźni. W potocznym rozumieniu literatura kobieca, to właśnie te lżejsze gatunki literackie, w domyśle mniej ambitne. Na jej drugim biegunie są trudne tematy, a na dodatek przedstawione w sposób niezachęcający do czytania. Moje powieści też poruszają trudne tematy, więc teoretycznie ich grupą docelową jest wspomniane dziesięć procent kobiet. Staram się jednak pisać przystępnym językiem, a wprowadzając wątki obyczajowe próbuję także dotrzeć do amatorek lżejszych powieści. Wracając do Pani pytania: sprowadziłbym wszystkie rodzaje i gatunki do literatury dobrej i złej. Ta pierwsza potrafi z każdym tematem dotrzeć do każdej grupy czytelników. Tej drugiej to się nie udaje.


Wioleta Sadowska: Trafna konkluzja. Bliska jest Panu twórczość wspomnianej na łamach powieści Beaty Gołembiowskiej?

Edward Łysiak: Beatę Gołembiowską znam osobiście, a poznaliśmy się dzięki facebook’owi. W roku 2013 zostały wydane Michał i Julia – dwa pierwsze tomy cyklu "Kresowa opowieść". Ich treść spodobała się Beacie Gołembiowskiej i nagrała dla nich promocyjny zwiastun 👇


Chociaż moja znajoma na stałe mieszka w Kanadzie, to każdego roku przyjeżdża do Polski. Spotykamy się wtedy raz, czasem dwa i prowadzimy rozmowy podobne do tych z kart "Srebrnego łańcuszka". Mogę powiedzieć, że w aspekcie literackim Beata Gołembiowska jest pierwowzorem Justyny Strumiłowskiej – głównej postaci mojej ostatniej powieści.
Znam wszystkie powieści Beaty Gołembiowskiej. Największe wrażenie wywarła na mnie jej "Żółta sukienka". Powieść, wydana w 2011 roku, opowiada o problemach emocjonalnych dorosłej kobiety, których źródłem jest traumatyczne przeżycie z dzieciństwa. Żółta sukienka idealnie wpisuje się w ruch społeczny Me too, ale wyprzedza jego powstanie o pełne sześć lat.
W "Srebrnym łańcuszku: wspominam też o "Malowankach na szkle" - innej powieści Beaty Gołembiowskiej. Wrażenia Roberta Grysieckiego, którymi dzieli się po jej lekturze, to moje własne odczucia. 

Wioleta Sadowska: Czy zatem Robert Grysiecki to w pewnym stopniu Pana alter ego?

Edward Łysiak: W dziedzinie literatury nawet w bardzo dużym stopniu. Tak jednak musiało się stać, gdy zdecydowałem się na napisanie "Srebrnego łańcuszka". Musiało z tego powodu, że Józef Bauer, autor wspomnień, był pierwowzorem Adama Rostońskiego, który pojawia się w Michale – pierwszym tomie "Kresowej opowieści". W tamtej powieści jego wątek kończy się wraz z przekroczeniem granicznego Czeremoszu. W "Srebrnym łańcuszku" kontynuowany jest opis jego dalszych, niezwykle barwnych losów.
W rozmowach ze Strumiłowską Grysiecki prezentuje moje poglądy na wiele spraw. Moje są na przykład opinie i odczucia odnośnie wojny w Ukrainie oraz postawy ukraińskich elit politycznych w kwestii dla nas niezwykle ważnej, jaką jest sprawa ludobójstwa dokonanego na polskiej ludności cywilnej Wołynia i Galicji Wschodniej przez ukraińskich nacjonalistów.
W dziedzinie obyczajowej nie jestem pierwowzorem Roberta Grysieckiego, chociaż taki pierwowzór istnieje. Jego żona Matylda też jest odwzorowaniem konkretnej osoby, ale nie jest nią moja żona. 

Wioleta Sadowska: „Srebrny łańcuszek” już zasila księgarskie półki, jestem więc ciekawa, jakie są Pana dalsze plany literackie?

Edward Łysiak: Powieść, nad którą obecnie pracuję, będzie miała, podobnie jak "Srebrny łańcuszek", dwie warstwy czasowe. W warstwie współczesnej niemiecka dziennikarka przyjeżdża do Obornik Śląskich w poszukiwaniu swoich korzeni. Kobieta wie, że wychowała się w rodzinie, w której jej rodzeństwo i rodzice nie byli jej biologicznymi krewnymi. 
Warstwa historyczna przeniesie czytelnika do niemieckich Obornik Śląskich. Jej akcja toczyć się będzie w latach 1918 – 1946, głównie w ziemiańskiej rodzinie właściciela rozlicznych dóbr w tej miejscowości. 
Materiał źródłowy mam świetny. Są nim wspomnienia przedwojennego właściciela dóbr w Obornikach Śląskich oraz jego córki urodzonej w 1925 roku.

Wioleta Sadowska: Czyli kolejna wędrówka w przeszłość. Co na koniec naszej rozmowy chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Edward Łysiak: Po lekturze wpisów pod ROZDANIEM PATRONACKIM "Srebrnego łańcuszka" jestem pod wrażeniem pasji i entuzjastycznego podejścia internautów do czytelnictwa. Chciałbym wszystkim życzyć, aby te pozytywne cechy zawsze Im towarzyszyły, a oddziałując na innych poszerzały grono czytelników książki. Ona, w odróżnieniu od telewizji, znacznie bardziej pobudza wyobraźnię człowieka. Chciałbym więc życzyć postawienia, z nieustającą pasją i entuzjazmem, na intelektualny rozwój.


Przeczytajcie "Srebrny łańcuszek", bo niewątpliwie warto poznać historię człowieka, którego bogatym życiorysem można by obdarzyć kilka osób, a przy okazji podumać nad znaczeniem historii w naszej obecnej rzeczywistości.
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Novae Res.

6 komentarzy:

  1. świetny wywiad powstał, gratulacje Wiolu .

    OdpowiedzUsuń
  2. Wywiad zdecydowanie zachęca do siągnięcia po książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Edward Łysiak wnioskuje ze dobry rozmówca, super że docenia entuzjazm czytelników

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wrażeniem pasji pisarskiej Edwarda Łysiaka i uporu w zdobywaniu materiałów źródłowych swoich powieści, jednocześnie łącząc dwa historycznie zwaśnione kraje Ukrainę i Polskę.Szacun.
    Właśnie zabieram się za najnowszą powieść. Super wywiad❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wywiad na ważne tematy. Muszę sięgnąć po najnowszą powieść Edwarda Łysiaka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozmowa z autorem jest niezmiernie ciekawa, więc może sięgnę po "Srebrny łańcuszek" :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger