"Bardzo lubię wymyślać takie nieoczywiste skojarzenia faktów i baśni, które, inaczej niż w naszej codzienności, przydają bohaterom i ich życiu tajemnicę, piękno i wielkość". Wywiad z Tomaszem Petrusem

 

"Sagittarius", "Artemis" i "Ascaucalis" to tomy składające się na trylogię "Ślady gwiazd" będącej prozatorską układanką, której poszczególne elementy finalnie łączą się w jedną całość. W jeden obraz, w którym to, co oczywiste miesza się z tym, co metafizyczne. Jej autor Tomasz Petrus opowiedział mi o powstawaniu tej niezwykle zajmującej historii więc zapraszam was do przeczytania wywiadu z autorem.




Tomasz Petrus to poeta i powieściopisarz, urodzony w Szczecinie, ale od dzieciństwa mieszkający w Bydgoszczy. Przez trzydzieści lat był związany z bankowością. Zawsze dużo czytał i w końcu postanowił samemu coś napisać. Pasjonuje się geografią, podróżowaniem, historią i literaturą.




Wioleta Sadowska: Patrzy Pan czasami w gwiazdy?

Tomasz Petrus: Fascynują mnie, chociaż są dla mnie tajemnicą. Lubię, zapewne jak każdy, rozgwieżdżone niebo nad głową. Taki widok sprzyja rodzeniu się różnych pomysłów, także tych związanych z pisaniem książek. A co do samych gwiazd: z wyjątkiem Wielkiego Wozu i Gwiazdy Polarnej nie umiem nazwać żadnego gwiazdozbioru, spoglądając w niebo. Sagittarius, czyli Strzelec jako pomysł na tajemnicę zawartą w mojej powieści to po części przypadek. Szukałem takiego układu gwiazd, który spełniałby kilka warunków: był w miarę dobrze widoczny na polskim niebie (choćby przez część roku), dał się opisać laikowi nie znającemu się na astronomii i, co najważniejsze, mógł być odzwierciedlony jako znamiona na czyimś ciele. 

Wioleta Sadowska: Pana książka niewątpliwie zwraca uwagę na ten gwiazdozbiór. Czy to Rzeźba Łuczniczki będąca symbolem Bydgoszczy stała się inspiracją do stworzenia trylogii „Ślady gwiazd”?

Tomasz Petrus: Nie tylko ona i nie w pierwszej kolejności, ale odegrała w powstaniu książki niezwykle ważną rolę, z czasem, w miarę pojawiania się kolejnych pomysłów, coraz ważniejszą. Inspiracją do stworzenia tej i dwóch poprzednich powieści był swoisty impuls wyobraźni, obraz jakiegoś wydarzenia i uczestniczących w nim postaci, które stopniowo nabierały życia i emocji, a także wymuszały na mnie wymyślanie dalszego ciągu. W przypadku „Śladów gwiazd” takim bezpośrednim impulsem była scena spotkania dwojga ludzi w najbardziej tragicznych okolicznościach, jakie można sobie wyobrazić — podczas jednej z wielu egzekucji mieszkańców Bydgoszczy jesienią roku 39. To skłoniło mnie do wymyślenia pierwszych i jak się okazało najważniejszych bohaterów – Jadzi i Oskara. Kiedy się pojawili, należało dać im coś więcej: przeszłość, charakter, namiętności i tajemnicę. Ta ostatnia przyniosła pomysł konstelacji gwiazd zdobiących ciała wybranych kobiet. Wtedy też swoje miejsce w tej historii znalazła Łuczniczka.

Wioleta Sadowska: Rzeźba Łuczniczki pokazuje kobiecą siłę i dumę?

Tomasz Petrus: Nie wiem, czy było to zamiarem Ferdinanda Lepckego, ale z pewnością efekt jego natchnienia i pracy jest właśnie taki, jak Pani sugeruje. Postać Łuczniczki jest wyjątkowa. Ma w sobie nie tylko siłę i dumę, widoczne w jej postawie, w wyrazie jej twarzy z nieodgadnionym uśmiechem kojarzącym się z tym, co u Mony Lisy dostrzegł Leonardo da Vinci, wreszcie w jej nagości, która jest bardzo oczywistym umieszczeniem jej w kontekście antyku i wszystkich wiążących się z tym skojarzeń. Ma także rodzaj determinacji i stałości, które identyfikuję z napiętym, gotowym do strzału łukiem. Łuczniczka w coś lub kogoś mierzy, ma jasno wytyczony cel, który nie tylko chce zrealizować, ale który bez żadnych wątpliwości zrealizuje. Jest dumna i silna, ale również godna zaufania. Odczuwam satysfakcję, że taka kobieta jest symbolem mojego miasta.


Wioleta Sadowska: Zupełnie mnie to nie dziwi. Jadwiga, Weronika i Alina to trzy główne bohaterki „Śladów gwiazd”. Która z tych postaci okazała się dla Pana największym wyzwaniem pod względem charakterologicznym?

Tomasz Petrus: To trudne pytanie, bo każdej z nich poświęciłem sporo czasu, zastanawiając się nad możliwymi psychicznymi konsekwencjami tego, co je spotykało w życiu, ich emocjami i wyborami. Jeśli jednak mam wskazać jedną z nich, to będzie to Jadzia, która musiała stawić czoła szczególnie trudnym wyzwaniom. Przecież nawet jej wojenna miłość była wybitnie nieoczywista, taka, którą raczej próbuje się odrzucić niż przyjąć. Weronika i Alina także wymagały ode mnie namysłu, oceny prawdopodobieństwa ich reakcji na okoliczności, w jakich przyszło im żyć, sposobu, w jaki mogli na nie i na ich zachowania reagować ludzie, którzy je znali. Każdej z tych trzech kobiet starałem się przypisać jakieś charakterystyczne cechy, zachowania i myśli, coś, co mogłoby poruszyć czytelnika, jakiś rys tragizmu, fatum, ale i swoisty zachwyt, wolę zdobycia w życiu czegoś więcej niż proste recepty na szczęście. Wszystkie trzy poddałem iście faustowskiej próbie, z której każda z nich wyszła zwycięsko (Jadzia nie zdradziła Hieronima, mimo że mogła odzyskać Oskara, Weronika nie wyrzekła się Łukasza, mimo że mogła odzyskać córkę, Alina nie poświęciła Lidki w imię własnego bezpieczeństwa). Jako autor najbardziej lubię wymyślać i opisywać takie właśnie postacie kobiet, łączących w sobie klasycznie rozumianą kobiecość charakteryzującą się różnymi nieprzesadnie zarysowanymi emocjami i oczekiwaniami, z wolą walki i rywalizacji dającą perspektywę osiągnięcia czegoś ponadprzeciętnego, najlepiej wspólnie z równie nieprzeciętnym mężczyzną.

Wioleta Sadowska: Takim nieprzeciętnym mężczyzną jest Oskar?

Tomasz Petrus: Oczywiście, chociaż chwilami sprawia zapewne odwrotne wrażenie, choćby przez swoje trochę nieznośne wycofanie. Trudno nie zadać sobie pytania, czy tacy ludzie jak Oskar zawsze, w każdych okolicznościach potwierdzaliby swoją ponadprzeciętną przyzwoitość, odwagę i empatię. Czy trzeba wojny, okrucieństwa, śmierci, by wyzwolić w niektórych gotowość do poświęcenia? Wreszcie, czy ta nieprzeciętność oznacza tylko przeciwstawienie się złu, czy może jednak dotyczy także czegoś znacznie szerszego, rozprzestrzeniającego się na całe życie, codzienność? W postaci Oskara, bydgoskiego Niemca uwikłanego wbrew swej woli w pułapki losu, nieszczęśliwie zakochanego w Żydówce i w Polce, sprawiającego wrażenie, jakby liczył na to, że świat nie zauważy jego istnienia, odnalazłem tę wyjątkowość, którą nosi w sobie każde z nas, choć nie każde z nas ma siłę albo trafia na sprzyjający czas, by tę wyjątkowość ujawnić. Oskar był nieprzeciętny nie tylko wtedy, gdy ratował życie Jadzi, narażając własne. On wydał mi się szczególnie wyjątkowy wtedy, gdy dostrzegł małą Alinę z pokładu barki i gdy przyjął na siebie kolejny cios od losu. A jednocześnie zrobił to tak, jakby sobie z tego losu zadrwił, co zresztą zdarzało się mu już wcześniej, jeszcze gdy była przy nim Jadzia. Może to stwierdzenie trochę na wyrost, ale być może jest tym zachowaniu Oskara w sytuacjach granicznych jakaś symbolika nadstawiania drugiego policzka, ale niejako bliżej życia. Oskar ani nie oddaje otrzymanego ciosu, ani biernie nie czeka na kolejny. Przyjmuje wyzwanie. Ratuje życie Jadzi, myśląc, co zrobić, by jego poświęcenie nie poszło na marne. Idzie do pastora, by dowiedzieć się o szarytkach, robi wszystko, by zostać w Bydgoszczy po wyjściu z obozu w Potulicach, staje się aniołem stróżem Aliny, mimo że pozostaje mu tylko patrzeć na nią z daleka itd. Tak, Oskar jest nieprzeciętny i dlatego zasłużył w pełni na kogoś takiego jak Jadzia.

Wioleta Sadowska: Nie sposób się z Panem nie zgodzić, bo to protagonista wywołujący wiele emocji, bohater, któremu się kibicuje w jego zmaganiach z losem. Łatwo wczuć się w sytuację bohaterów żyjących kilkadziesiąt lat temu? Co pomaga Panu zrozumieć ich motywacje i skonstruować wiarygodne postacie?

Tomasz Petrus: Nie wiem, czy robię to w sposób właściwy i czy efekt jest taki, jaki być powinien. Jeśli tak, to mogę powiedzieć, że niewątpliwie pomaga mi w tym to, iż lubię takie eksperymenty wyobraźni, które wspieram swego rodzaju kwerendą faktograficzną i historyczną. Ogólnie rzecz ujmując, nie jest to łatwy proces. Posiłkuję się w nim także własnymi wspomnieniami, które sięgają lat sześćdziesiątych oraz wspomnieniami moich bliskich i innych ludzi, których młodość przypadła na lata wojny i te bezpośrednio po niej. Ten drugi element, o którym Pani wspomina, czyli osobowość bohaterów, ich psychika, charakter i zachowania na tle ich codzienności, jest o wiele trudniejszy. Łatwo tu o otarcie się o naiwność, egzaltację lub zwyczajne uproszczenia. Poświęcam zawsze sporo czasu swoistej analizie możliwych zachowań moich bohaterów w konkretnych sytuacjach. Np. jak mogła zareagować Jadzia na pojawienie się w jej życiu Hieronima, jaki rodzaj więzi mógł łączyć Weronikę z pułkownikiem bezpieki na różnych etapach jej życia, poczucia jakich pułapek doznawała Alina w domu dziecka itd.

Wioleta Sadowska: Losy kobiet łączy pewien element tajemnicy, swoisty metafizyczny wątek, który nadaje całej linii fabularnej nieco odrealnionego charakteru. Lubi Pan wplatać metafizykę w swoją twórczość?

Tomasz Petrus: Zdecydowanie tak, chociaż staram się wytyczyć w tej kwestii wyraźne i nieprzekraczalne granice. Tu nie ma miejsca na baśniowe zwroty akcji czy postacie rodem z legend. To byłoby z mojego punktu widzenia niepotrzebne, bo wpływałoby w niewłaściwy sposób na losy bohaterów. Staram się przecież, by moi bohaterowie byli ludźmi z krwi i kości. Jednocześnie jednak uważam, że nawiązywanie w literaturze do świata gdzieś spoza naszej rzeczywistości jest całkiem skutecznym narzędziem wzbogacania przesłania opisywanej historii i podkreślania wyjątkowości bohaterów. Jest chyba też tym, co wielu z nas tak naprawdę chce znaleźć w czytanych książkach, może nie we wszystkich i nie w każdej skali, ale chociaż trochę, taką niewielką namiastkę dziecięcych snów lub fantazji, jakie rodzą się pod wpływem zasłyszanej muzyki, wiersza albo widoku rozgwieżdżonego nieba... A ja osobiście bardzo lubię wymyślać takie nieoczywiste skojarzenia faktów i baśni, które, inaczej niż w naszej codzienności, przydają bohaterom i ich życiu tajemnicę, piękno i wielkość. Jak niepozorne znamiona na plecach niepospolitych kobiet.

Wioleta Sadowska: Mamy trzy główne bohaterki, ale mamy też miasto. Czy Bydgoszcz jest pewnym stopniu autonomicznym bohaterem Pana trylogii?

Tomasz Petrus: Tak. Lubię moje miasto, chociaż w tej mojej postawie człowieka zadowolonego z miejsca, w którym przyszło mu żyć, zachowuję odpowiednią dozę rozsądku i krytycyzmu. Duża część z nas dorasta i funkcjonuje w jakimś jednym, wybranym miejscu. Dzielimy doświadczenia takiego życia z innymi, a jednocześnie tworzymy, czasem nieświadomie, swój własny świat osadzony w tym właśnie miejscu, ale jednocześnie niepowtarzalny, opisany własnymi doznaniami, wspomnieniami, wyobrażeniami, niekiedy czymś, co uważamy za prawdę, a co tak naprawdę jest tylko naszym snem z dzieciństwa czy wręcz z jakiegoś innego, przeszłego i niekoniecznie naszego życia. Ja tak mam z Bydgoszczą – wydaje mi się, że coś pamiętam, jestem tego niemal pewien, a to okazuje się tylko jakimś dziwnym obrazem, który przyswoiłem sobie kiedyś, dawno jako własny. Podsumowując: tak, Bydgoszcz jest w mojej powieści odrębnym bytem, niezbędnym, by bohaterowie książki mogli mieć swój własny świat. Jednocześnie zależy mi, by przybliżyć czytelnikom najbardziej charakterystyczne symbole miasta takie jak Łuczniczka czy Kanał Bydgoski. Ten mój Kanał – mówię mój, bo to jest świat mojego dzieciństwa – jest przy tym czymś jeszcze bardziej odrębnym, jakimś niejasnym uniwersum, planetą, na której najlepiej czują się moi bohaterowie. 

Wioleta Sadowska: Jestem ciekawa, jak technicznie wyglądało pisanie tej trylogii? Pisał Pan każdy tom odrębnie, czy najpierw rozpisywał losy poszczególnych bohaterów, by następnie połączyć je w całość?

Tomasz Petrus: Pisałem tę powieść jako całość. Wymyślałem wątki, wydarzenia i postacie. Raczej w głowie niż w formie notatek czy tym bardziej konspektu. Mojemu pisaniu towarzyszy zawsze szukanie informacji w źródłach, a także zastanawianie się nad formą przedstawienia moich pomysłów. Czasem przychodzą mi do głowy jakieś, mam nadzieję niewinne, eksperymenty formalne – stąd na przykład sposób przedstawienia wydarzeń i bohaterów w pierwszym tomie powieści, niechronologiczny, z licznymi wtrąceniami i świadomie kreowanymi niejasnościami. Do napisanego tekstu wielokrotnie wracam, wprowadzam poprawki, prostuję dostrzeżone nieścisłości, wzmacniam te elementy, na których mi szczególnie zależy. Tak było na przykład z wątkiem starożytnym, „rzymskim”. Opisanie tego, co było tak naprawdę początkiem i sensem całej mojej powieści, stało się wyjątkowym wyzwaniem, tym bardziej, że nie chciałem, by przerodził się w zupełnie odrębną historię. Naprawdę nie zliczę, ile czasu spędziłem nad tymi zaledwie trzema krótkimi rozdziałami.

Wioleta Sadowska: Ile zatem zajęło Panu napisanie i doszlifowanie wszystkich tomów "Śladów Gwiazd"?

Tomasz Petrus: Niecałe dwa lata.

Wioleta Sadowska: To ogrom czasu, ale efekt Pana pracy jest porywający. Co na koniec naszej rozmowy chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Tomasz Petrus: Przede wszystkim serdecznie dziękuję Pani za możliwość rozmowy, a wszystkich czytelników Subiektywnie o książkach chciałbym równie serdecznie pozdrowić i życzyć im jak najgłębszych przeżyć związanych z lekturą książek. Przy tej okazji chciałbym też podkreślić, jak trafne, wręcz kluczowe jest słowo „subiektywnie” w nazwie Pani bloga poświęconego literaturze. Chodzi w tym określeniu przecież o oczywisty fakt, że odbiór każdego utworu, dzieła czy jakkolwiek nazwiemy efekt pracy kogoś, kto zajmuje się jakąś dziedziną sztuki, jest zawsze bardzo indywidualny, co zresztą wyróżnia szeroko pojmowaną sztukę wśród innych sfer naszego życia. Dzieło to w efekcie staje się częścią doznań zarówno jego twórcy jak i odbiorcy, nawet wtedy, gdy w potocznym rozumieniu tego pojęcia, nie spodobało się albo spełniło tylko część oczekiwań. Na koniec chcę powiedzieć wszystkim Państwu, że książki warte są tego, by je traktować szczególnie. Nigdy nie wiadomo, czy po przeczytaniu pierwszych zdań i poznaniu kolejnych, aż do ostatniego z nich, nasz świat nie zmieni się, a bohaterowie, słowa, tajemnice nie staną się już na zawsze częścią naszych wspomnień.


Ja zatem subiektywnie polecam wam lekturę trylogii "Ślady gwiazd", gdyż to prawdziwy majstersztyk literacki. Poznajcie koniecznie historię kobiet naznaczonych przez los!


Wywiad został opublikowany w ramach współpracy z Wydawnictwem Novae Res.

1 komentarz:

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger