Krzysztof Gdula i jego książki
"Góry Kaczawskie słowem malowane", "Sudeckie wędrówki", "Miłość, muzyka i góry" oraz "Wrażenia i chwile" to książki Krzysztofa Gduli, których lekturę od dłuższego czasu bardzo gorąco wam polecam. Chciałabym wam dzisiaj przypomnieć twórczość autora, a prezentację poszczególnych tytułów okrasić jego najnowszymi przemyśleniami.
"Sudeckie wędrówki" to zbiór kilkudziesięciu luźnych impresji Krzysztofa Gduli, dokumentujących jego wędrówki po Sudetach. Wędrówki ukazujące piękno i urok tychże rejonów, ale także przemyślenia własne autora i jego dumanie nad specyfiką takich podróży, podszytych podziwem dla majestatu górskich horyzontów. Więcej w mojej recenzji: Sudeckie wędrówki.
Z bloga autora:
Na długim paśmie wzgórz w pobliżu Tarnawy byłem parokrotnie, ale nigdy nie udało mi się dojść do ich końca. Drogi biegną tam w poprzek, od wiosek leżących w dolinach, przez szczyty do dolin po drugiej stronie; tak też biegną pola i miedze. Teraz, gdy zboża dojrzewają, marsz bezdrożami jest bardzo utrudniony, ale wyruszyłem z ambitnym planem dojścia do krańca wzniesień.
Pierwsze kilometry wiodły znanymi mi okolicami, później wkroczyłem na terra incognita. Szedłem miedzami, ale i labiryntem zalesionych wąwozów, w którym kilka razy musiałem zdecydować, którą odnogę wybrać. Ostatni wybrany stawał się coraz węższy i bardziej zarośnięty, ale później między drzewami zaczęło prześwitywać niebo, i po paru minutach wyszedłem na otwartą przestrzeń. Wyszedłem, ale drogi tam nie było, szedłem zarośniętym brzegiem lasu, przy polu. W innym miejscu kluczyłem zmierzając do drogi zaznaczonej na mapie. Owszem, była, ale okazała się być zarośniętym rowem z pokrzywami wyższymi ode mnie.
"Wrażenia i chwile" to zbiór ponad stu, krótszych i dłuższych tekstów autora, niektóre w charakterze mini felietonów, dotykających jego codzienności. To teksty ukazujące magię zwykłych dni, które bardzo często przemijają przez nas niezauważone. Każdy tekst opatrzony jest wymownym tytułem. Więcej w mojej recenzji: Wrażenia i chwile.
Z bloga autora:
Nie doszedłem do końca wzniesień, ale do drogi zauważonej jeszcze przed wyjazdem owszem. Biegnie grzbietami na długości kilku kilometrów i zwie się Górny Gościniec, a wiadomo, że drogi mające swoje nazwy kuszą bardziej niż bezimienne. Ta zauroczyła mnie rozległością i urozmaiceniem widoków.
Przeszedłem tylko jej część, zrobiłem ledwie parę krótkich zwiadów bocznych dróżek, ale teraz wiem, gdzie spędzę następny dzień (raczej następne dni) włóczęg.
Właśnie na Gościńcu zatrzymał się traktorzysta w odpowiedzi na moje pozdrowienie wyrażone gestem dłoni. Rozmawialiśmy przynajmniej pół godziny tak, jak ludzie powinni ze sobą rozmawiać: z pozytywnym nastawieniem do nieznajomego. Żeby jeszcze ci ludzie tak nie zaśmiecali Roztocza!
Przy tej drodze widziałem kilka pól z lnem, a nawet, wbrew spodziewaniu, ostatnie kwiaty. Zobaczenie pola niebieskiego od kwiatów lnu znowu odwleka mi się o rok, ale nic to – nabiorę większego apetytu. Rzadko widuję len, a ilekroć widzę, jestem pod wrażeniem. Kwiaty są jak błękit nieba, a zieleń tych roślin nie ma sobie równej; jest piękna i nie do pomylenia z żadną inną, co starałem się uwidocznić na zdjęciach.
Jaś uwielbia górskie wędrówki. Podczas jednej z nich, gdy wędruje po Górach Kaczawskich, napotyka młodą dziewczynę o imieniu Jasia. Jak się okazuje, kobieta pojawiła się na jego drodze prosto z 1947 r. Jaś po pierwszym zaskoczeniu, postanawia ulec prośbie dziewczyny i zabiera ją do swojego domu. To początek wielkiej miłości, która zdarza się w życiu tylko raz. Więcej w mojej recenzji: Miłość, muzyka i góry.
Z bloga autora:
Idąc tą ładną drogą, mając wokół siebie ogromny przestwór wypełniony słońcem, patrząc na zieleń pól, błękit nieba i tyleż kwiatów, czułem radość wędrowania i obcowania z przyrodą tak hojnie szafującą swoją urodą. Pojawiła się myśl o czerpaniu całymi garściami z jej skarbca, którego się nie opróżni ani nie nasyci. Wspomniałem – jak wiele już razy – słowa Williama Blake piszącego o dostrzeżeniu niebios w jednym kwiecie i zmieszczeniu nieskończoności w krótkiej godzinie, a więc w istocie o pozytywnym przeżywaniu swojego życia i świata, naszej Ziemi.
Ludzie pędzą ustawicznie, tracą zdrowie, gubią moralność, niszczą się wzajemnie, a tak blisko nich, że tylko rękę wyciągnąć, jest wszystko. Chcąc przeżyć coś wyjątkowego, dużo pracują by móc wejść na wielką górę (widziałem sznur ludzi idących na Mont Everest, szokujący obraz), albo na dno przepaści zjechać rowerem, narkotyzując się w ten sposób ryzykiem, a wystarczy pójść w takie miejsce jak ta droga na Roztoczu. Tylko że tutaj nie ma wspomagaczy, tutaj nie ryzykuje się życiem, nie trzeba wykazywać się wyjątkową sprawnością fizyczną, potrzebna jest jednak umiejętność trudniejsza dla niektórych, albo przez nich lekceważona czy wprost niezauważana: uważnego patrzenia na świat i słuchania siebie.
"Góry Kaczawskie słowem malowane" to zbiór ponad czterdziestu zapisków "zbieracza wrażeń", ukazujących Góry Kaczawskie. Autor od jesieni do wiosny wędruje po tym pięknym zakątku naszego kraju, odkrywając jego godne uwagi miejsca, zachwycając się cudami natury i kontemplując swoje wewnętrzne przeżycia. Więcej w mojej recenzji: Góry Kaczawskie słowem malowane.
Z bloga autora:
Często mam wrażenie widzenia jedynie powierzchni rzeczy czy zjawisk, cech nie najważniejszych. W takich chwilach budzi się we mnie pewność istnienia pod widzianym obrazem obserwowanego otoczenia czegoś ukrytego i ważniejszego niż dostrzegana rzeczywistość, niechby nawet najładniejsza. Mam wrażenie niedocierania w głąb, w istotę rzeczy i zjawisk. Bywa, że tylko jakiś drobiazg, promień światła albo dalekie wspomnienie zbudzone widzianym, uchyla na chwilę drzwi tej tajemnicy, pokazuje się mało wyraźny zarys czegoś oszałamiającego, ale nie potrafię zrobić decydującego kroku. Czasami myślę, że po prostu przypomina mi się dawny pomysł idei Platona, a dalej różnie bywa: wzruszeniem ramion kwituję swoją egzaltację albo wprost przeciwnie – utwierdzam się w przekonaniu istnienia czegoś ukrytego a niezmiernie ważnego dla moich zdolności przeżywania życia. Nie wiem, czy otworzę te drzwi, ale nie martwię się trudnościami uznając drogę za ważniejszą od celu.
Krzysztof Gdula opisuje swoje wędrówki, ponieważ: "od zawsze tkwi we mnie potrzeba pisania, ale piszę także dla lepszego zrozumienia siebie i swojego przeżywania; piszę, żeby pamięć dobrego czasu, dobrych dni, nie została rozmyta mrówczą krzątaniną wokół spraw codziennych, a więc dla uratowania wrażeń – głównej tkanki tych tekstów". Poznajcie jego nietuzinkową twórczość!
Myślę, że w takich książkach każdy znalazłby coś dla siebie :).
OdpowiedzUsuńCzytałam "Miłość, muzyka i góry" i z pewnością autor ma nietuzinkowy sposób pisania, ale na pewno pobudza do refleksji.
OdpowiedzUsuńNie poznałam jeszcze twórczości autora, ale teraz postaram się to zmienić.
OdpowiedzUsuńNie znam autora, ale będę miała na uwadze Jego twórczość 🙂
OdpowiedzUsuńTakie wędrówki to najlepsza droga do samego siebie.
OdpowiedzUsuńDla pasjonatów publikacje super :)
OdpowiedzUsuńwnioskuję że autor ma całkiem spory wgląd w siebie
OdpowiedzUsuń