"Ta książka niewątpliwie była moim poligonem doświadczalnym". Krzysztof Czewojsta o swojej powieści "Gimbaza"
"Gimbaza" to dość nietuzinkowy debiut, a takie przyciągają naszą uwagę najbardziej. Z jego autorem, Krzysztofem Czewojstą podyskutowałam na temat gimnazjów, edukacji, Łodzi oraz pisania pod pseudonimem artystycznym. Zapraszam do przeczytania naszej rozmowy 😀
Krzysztof Czewojsta to autor ukrywający się pod pseudonimem artystycznym, z wykształcenia prawnik, a z zamiłowania pisarz. "Gimbaza" to jego debiut literacki.
Wioleta Sadowska: W Pana krótkiej notce biograficznej napisałam, że „Krzysztof Czewojsta to autor ukrywający się pod pseudonimem artystycznym, z wykształcenia prawnik, a z zamiłowania pisarz”. Brakuje mi tutaj jednej, kluczowej informacji. Z którego jest Pan rocznika?
Krzysztof Czewojsta: Urodziłem się 20 maja 1995 roku.
Wioleta Sadowska: Jest Pan zatem absolwentem gimnazjum, którego w naszym systemie szkolnictwa już nie ma. Dlaczego więc osadził Pan akcję swojej książki w czasie, gdy te trzyletnie szkoły jeszcze funkcjonowały?
Krzysztof Czewojsta: Dlatego, że był to czas, kiedy sam uczęszczałem do gimnazjum, aczkolwiek cofnąłem czas akcji o rok. Ja zacząłem swoją przygodę w wymienionym eksperymencie edukacyjnym w 2008 roku.
Wioleta Sadowska: Protagonista tej powieści, przez matkę zwany Niniusiem, przez ojca Synkiem, a przez znajomych Lektorem, pokazuje czytelnikowi swoją trudną codzienność poprzez zastosowaną przez Pana pierwszoosobową narrację. Czy taki zabieg dla debiutanta okazał się wyzwaniem?
Krzysztof Czewojsta: Przedstawienie tej historii raczej nie, dlatego, że obcując z wieloma ludźmi na przestrzeni lat, mogłem sobie mniej więcej poukładać w głowie, jak mogły wyglądać relacje właśnie w takiej rodzinie. Wyzwaniem było jednak dla mnie napisanie samej książki, dlatego, że robiłem to po raz pierwszy. Musiałem początkowo sprecyzować, jaką książkę chcę napisać, czy ma to być to powieść, czy może poradnik, bo o takiej formie również myślałem. Inne kwestie, które musiałem sobie uporządkować przy pisaniu tego utworu, to czy zastosować narrację pierwszoosobową, czy też trzecioosobową, czy więcej narratora, czy więcej dialogów, a potem jeszcze opracowanie własnego stylu pisania, by wyróżniać się od innych autorek i autorów. Ta książka niewątpliwie była moim "poligonem doświadczalnym" i mam nadzieję, że po roku pracy nad nią, uda mi się sprostać oczekiwaniom czytelników.
Wioleta Sadowska: Pierwsze recenzje z pewnością zobrazują Panu odczucia czytelników. Powieść naszpikowana jest wulgaryzmami, co może początkowo dość mocno zaskoczyć. Czy ta płaszczyzna jest trochę przerysowana?
Krzysztof Czewojsta: Powiedziałbym raczej, że niedorysowana. Czasami wręcz odpuszczałem wulgaryzmy i zastępowałem je bardziej konwencjonalnym słownictwem, by odrobinę oszczędzić czytelnika. Prawda jest jednak taka, że w gimnazjum, ale nawet i niejednokrotnie w szkole podstawowej, wulgaryzmy były rzeczą powszechną i wydaje się, że najmniej szkodliwą. Wulgaryzmy były jednym ze sposobów odreagowania dla zbuntowanej młodzieży, a że była ona mocno doświadczona, to i odreagowywała ona częściej. Gdyby jednak to odreagowywanie kończyło się na – kolokwialnie mówiąc – bluzgach, to by było chyba aż za dobrze.
Wioleta Sadowska: Nie sądziłam, że było aż tak źle… Drugoplanowym bohaterem "Gimbazy" jest Łódź. Ciekawi mnie, jak wyglądał Pana research ukazujący to miasto z początku lat dwutysięcznych?
Krzysztof Czewojsta: Z własnego doświadczenia znam to miasto. Mieszkałem w Łodzi w latach 2008-2014, potem w okresie studiów przyjeżdżałem na wakacje do rodziców, a odwiedzam je po dziś dzień. Mam tam cały czas wielu znajomych i tak naprawdę czuję się w tym mieście, jak w domu, mimo że aktualnie nie mam tam żadnej stancji. Jeżeli chodzi o kwestię odpływu ludności to wydaje się, że nie jest tajemnicą, iż z siedmiu największych aglomeracji, to właśnie z Łodzi ubywa najwięcej ludności i wciąż dzieje się to w bardzo szybkim tempie. W książce zawarłem też informację o ilości ludzi z chorobami psychicznymi wykazując przy tym, że w województwie łódzkim ten problem był szczególnie palący. Można te dane znaleźć w internecie, choćby na stronie FORSAL.pl. Przyczyną takiego stanu rzeczy miały być bieda i bezrobocie, co można wyczytać z artykułu traktującego o tej problematyce.
Wioleta Sadowska: W książce poznajemy Łódź z przeszłości. Jakie to miasto jest obecnie?
Krzysztof Czewojsta: Obecnie, w mojej opinii, jest to miasto idące w bardzo dobrym kierunku. Na pewno poprawia się PR Łodzi, ale także pojawia się coraz więcej miejsc, które warto odwiedzić. Kiedy wprowadzałem się tam w roku 2008, to poza Manufakturą i Piotrkowską, Łódź wydawała się upadłym miastem, dziś jakby wraca do życia. Na ogromny plus Łodzi poczytuję tendencję do zazieleniania miasta, a nie — mówiąc kolokwialnie — betonowania, co dostrzegłem przykładowo w Trójmieście i Stolicy. Poza tym, w Łodzi na przestrzeni lat powstało wiele świetnych punktów rozrywki, jak orientarium, rozbudował się aquapark Fala, który nieraz odwiedzam, pojawiło się Monopolis, Ogrody Geyera, zrewitalizowano mnóstwo kamienic, których ilość jest przecież ewenementem w skali Europejskiej, wokół Dworca Fabrycznego powstało — można powiedzieć — nowe centrum. Nie można zapomnieć również o tym, że Łódź ma swój niepowtarzalny klimat. Tamtejsi ludzie mają nietuzinkową mentalność i dumę ze swojego miasta oraz jego historii i to mi się bardzo podoba. Gdy wprowadziłem się do Łodzi, to przez pierwsze dwa lata ciężko było mi się tam odnaleźć, ale później zacząłem się przyzwyczajać, natomiast odkąd wyjechałem w 2014 roku, przebywałem w różnych miejscach – między innymi w Olsztynie, Warszawie, czy Trójmieście i przyznam szczerze, że nie mogę się już nigdzie indziej tak zaaklimatyzować. Jak człowiek nauczy się żyć w Łodzi, to już nie będzie mógł się przyzwyczaić nigdzie indziej. W każdym razie ja tak mam, a gdy jeszcze widzę ewidentny postęp, to tylko serce mi rośnie i pozostaje mi działać tak, by wreszcie wrócić tam, gdzie moje miejsce, czyli właśnie do Łodzi.
Wioleta Sadowska: Ja również znam Łódź bardzo dobrze i zgadzam się z tym, że to miasto obecnie rozkwita. Pana książka to także swoista podróż w czasie, wywołująca u czytelnika wspomnienia i swoistą nostalgię. Jestem więc ciekawa, czy dla Pana ta podróż okazała się równie frapująca?
Krzysztof Czewojsta: Dla mnie to była sama przyjemność. Widzi Pani, dzisiaj żyjemy w czasach, w których jesteśmy już bardzo maluczcy wobec technologii. W 2007 roku, gdy jeszcze nie było smartphonów i innych dzisiejszych wynalazków, człowiek miał jakby więcej wolności i czasu dla siebie. Dzisiaj, niewątpliwym plusem jest fakt, że internet i technologia dają narzędzia do wykonywania różnych czynności, jak choćby nawet promocja książki, natomiast wydaje się, że obecne tempo rozwoju wywołuje na nas ogromną presję i to jest już trochę niezdrowe. Pisząc książkę, uznałem, że dla wielu ludzi samą przyjemnością będzie przeniesienie się właśnie w ten czas, gdy tempo rozwoju nie było jeszcze tak duże, gdy jeszcze dało się to jakoś ogarnąć i kiedy było – w mojej subiektywnej ocenie – jakoś tak spokojniej.
Wioleta Sadowska: Grał Pan wtedy w San Andreas? Z kodami czy bez kodów?
Krzysztof Czewojsta: Oczywiście, że grałem bez kodów. Z kodami to żadna frajda z sukcesów przejścia misji.
Wioleta Sadowska: W „Gimbazie” znajdziemy także politykę. W jakim celu nawiązał Pan do tej płaszczyzny naszego życia?
Krzysztof Czewojsta: A to z prostego powodu. Otóż wbrew pozorom, tematy polityczne były i są poruszane przez młodzież, bądź przez nauczycieli z młodzieżą, choćby w ramach takiego przedmiotu jak Wiedza o Społeczeństwie, czy Historia, jeżeliby wziąć pod uwagę historię współczesną. No i niestety podziały polityczne zaczynają się już wśród młodzieży, co też jest bardzo niezdrowe, bo już od najmłodszych lat robi się ludziom – kolokwialnie mówiąc – pranie mózgu, za kim powinni być i co powinni myśleć. Najgorsze jest jednak to, że ludzie często popierają daną opcję nie ze względu na poglądy, tylko bardziej „dla zasady”. Tak samo, jak w wypadku klubów sportowych, gdzie pseudokibice, nieraz nie potrafią nawet wymienić kilku nazwisk danej drużyny piłkarskiej, ale kibicują danej drużynie, bo tak się robi w danej dzielnicy i z polityką niestety jest podobnie. Ludzie często popierają jednych i nie lubią drugich, bo tak — załóżmy — robi się w ich rodzinach, czy w miejscu, z którego pochodzą, a czy dana opcja robi coś dobrego, czy coś złego to przestaje mieć znaczenie.
Nieraz spotykałem się z sytuacją, że dana osoba uważała, że dane rozwiązanie będzie złe, bo proponuje je inna partia, niż ta, którą owa osoba popiera, nie zwracając w ogóle uwagi na merytoryczne argumenty. Tak więc moim celem było wykazanie, jak bardzo nasze społeczeństwo dzieli się już od najmłodszych lat i nie tylko w kwestiach klubów piłkarskich, czy zainteresowań, ale także polityka zbiera swoje ponure żniwo w społeczeństwie także wśród młodzieży i później dochodzi do sytuacji, gdzie nie umiemy ze sobą merytorycznie rozmawiać, tylko jeden drugiego stara się przekrzyczeć, co finalnie nie jest dobre w skutkach. Myślę, że nasza ponad tysiącletnia historia bardzo dobrze tego dowodzi. Konkludując ten wywód, chciałem po prostu zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem, który mniej lub bardziej dotyka młodych ludzi i przyczynia się do ich dalszego kształtowania. A czy dobrego, czy złego, to już niech każdy osobiście rozstrzygnie.
Wioleta Sadowska: Jest polityka i jest również dość mocno zaakcentowany motyw antymatki. W jakim celu?
Krzysztof Czewojsta: Na samym początku książki o tym pisałem. Uważam po prostu, że w Polsce nadal funkcjonuje stereotyp Matki Polki, a jak jest zły rodzic, to zwykle ojciec z jakimiś tam małymi wyjątkami. W mojej ocenie, problem toksycznych matek pozostaje jeszcze nieomówiony wystarczająco dobrze i uznałem, że czas wreszcie ruszyć właśnie tę kwestię. Żeby była jasność, to nie tak, że teraz za całe zło na świecie będę obwiniał kobiety, a mężczyzn stawiał na piedestale. Absolutnie nie. Kobiety oraz mężczyźni tak samo robią dobre jak i niekoniecznie dobre rzeczy. Znam wiele kobiet, którym gdybym mógł to wręczyłbym im nagrodę „Mamy Roku”. Uważam jednak, że jeśli dany problem nie ujrzy światła dziennego, to nie zostanie rozwiązany, a z moich doświadczeń życiowych wynika – a mówię o przykładzie wielu osób – że niestety, ale to często matki okazują się nie zdawać egzaminu, jeśli chodzi o rodzicielstwo i często właśnie o tym mówi się bardzo mało, albo w ogóle. Z czego to wynika? Mam swoje zdanie na ten temat, ale myślę, że warto, aby każdy ten problem indywidualnie ocenił. Ja staram się dawać koło zamachowe na pewien temat, a do czytelnika należy ocena, czy to, co piszę w książce to jedynie wymysł literacki, czy może jednak rzeczywiście jest mnóstwo rodzin, które borykają się właśnie z takimi, a nie innymi problemami i czy warto prowadzić nad tym zagadnieniem jakąś szerszą dyskusję.
Wioleta Sadowska: Czy gimbaza to stan umysłu?
Krzysztof Czewojsta: Myślę, że można tak powiedzieć. Przynajmniej jeśli miałbym wziąć pod uwagę swoje odczucia, co do tego okresu, to sformułowanie „stan umysłu” w pełni pasuje do osób i związanych z nimi wydarzeń, które przychodzą mi na myśl. Żeby była jasność, nie wyłączam z tego grona również siebie, bo też nie byłem święty w okresie dojrzewania.
Wioleta Sadowska: Myśli Pan, że zlikwidowanie gimnazjów było trafionym pomysłem?
Krzysztof Czewojsta: Przyznam szczerze, że to pytanie nie należy do najłatwiejszych. Opierając się na moim doświadczeniu jednak mogę stwierdzić, że czas spędzony w gimnazjum bardzo wiele mnie nauczył, co więcej, pewne doświadczenie, które wyciągnąłem z tamtego okresu przydaje mi się po dziś dzień. Wydaje się jednak, że wydarzyło się też wiele złego i dla wielu ludzi okres gimnazjum może się kojarzyć z traumą i upokorzeniami doznanymi ze strony innych osób. Chyba jednak lepszy jest system 8+4(5), gdzie nauczyciel zna ucznia długi czas i mniej więcej wie, na co go stać, a kiedy ten kończy 15 lat i idzie do szkoły średniej, wchodzi już w etap przygotowawczy do dorosłego życia, co wymusza bardziej dojrzałe zachowania. Konkludując odpowiedź brzmi tak – likwidacja gimnazjów była trafionym pomysłem i koniecznym do zrealizowania.
Wioleta Sadowska: Dlaczego pisze Pan pod pseudonimem artystycznym?
Krzysztof Czewojsta: Mam wiele powodów, jednym z nich jest zachowanie jakiejś prywatności. Inna kwestia to taka, że gdy zaczynałem pisać, nie wiedziałem jeszcze jak daleko będę chciał zabrnąć w świat artystyczny i czy to, co piszę w ogóle znajdzie grono odbiorców, a jednocześnie, czy to, co robię na polu artystycznym nie będzie się za bardzo kłóciło z polem naukowym i zawodowym. Teraz jednak mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że poszedłem już dość daleko, bo udzielam nie tylko wywiadów korespondencyjnych, jak w tym wypadku, ale także audiowizualnych, a promocja poszła już de facto w całą Polskę. Zdaję więc sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę nie będę w stanie utrzymać takiej anonimowości, jakiej początkowo chciałem. Doszedłem więc do wniosku, że zachowam dla siebie i znajomych imię oraz nazwisko, a dla pozostałych pozostanę – przynajmniej obecnie – Krzysztofem Czewojstą.
Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?
Krzysztof Czewojsta: Czytelnikom chciałbym ze swojej strony życzyć miłej lektury, wyrazić nadzieję, że mój debiutancki utwór spełni ich oczekiwania i że w przyszłości będę mógł umilać im czas kolejnymi książkami. Ponadto chciałbym zarówno Czytelnikom, jak i również Pani życzyć wszystkiego dobrego i dużo uśmiechu, który w naszym życiu jest naprawdę bardzo ważny.
Premiera "Gimbazy" już dzisiaj. Przeczytajcie koniecznie tę książkę!
Wędruje na listę do przeczytania, chociażby z tego względu, że przez rok - w 2007/2008 roku byłem wychowawcą w gimnazjum właśnie. Gratuluję wywiadu.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuńŚwietna rozmowa, a książkę chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMoje dzieci miały to szczególne "szczęście" że skończyły gimnazjum i o ile syn sobie świetnie poradził bo uprawiał sport i to go zajmowało najbardziej to córka przeżyła traumę. A książkę z chęcią przeczytam
OdpowiedzUsuńmega fajny ziomek z autora;)
OdpowiedzUsuńBardzo miło czytało się ten wywiad. Na szczęście byłam ostatnim rocznikiem, który nie poszedł do gimnazjum. I mocno sobie to chwalę. Książka może być ciekawa, zwłaszcza, że to debiut!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Ciekawa rozmowa, pamiętam dobrze własne bolączki gimnazjalne. :)
OdpowiedzUsuńRozmowa zachęciła mnie do poznania książki tego młodego autora.
OdpowiedzUsuńJest to jak zawsze ciekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuń