"Zła" jest dowodem na to, że nawet w powieści odrealnionej, surrealistycznej, psychodelicznej, przepełnionej seksem i brutalnością może czaić się mądrość i wrażliwość. Jarosław Derkowski o swojej książce pt. "Zła"
Rozmowy o nieoczywistych debiutach bywają bardzo mocno inspirujące, dlatego postanowiłam jeszcze zapytać Jarosława Derkowskiego o kilka kwestii dotyczących jego książki pt. "Zła", które nie zostały poruszone na spotkaniu autorskim online. Zapraszam was do przeczytania naszej rozmowy 😀
Recenzja książki - "Zła"
Jarosław Derkowski to urodzony i mieszkający w Katowicach autor, który dzięki wieloletniej pracy za barem, poznał ciekawe osoby i ich historie naznaczone komizmem oraz jednocześnie tragizmem. Lubi słuchać książki i czytać komiksy, pasjonuje się muzyką. "Zła" to jego debiut literacki, a inspiracją do napisania tej książki były utwory zespołu The Tiger Lillies.
Wioleta Sadowska: Gdzie według ciebie czai się dziś największe zło?
Jarosław Derkowski: Tam, gdzie zawsze i niestety na zawsze. Czyli w ludziach. Są rzeczy, które nas dotykają, a które my interpretujemy jako złe czy dobre. Jednak one po prostu się dzieją, niezależnie od nikogo. Jest jednak cała masa spraw, która wynika z naszych wyborów lub wyborów innych ludzi. Życie bywa piękne i wspaniałe, zdarza się jednak odwrotnie. To są kwestie, na które wpływu nie mamy. To, na co mamy wpływ to to jak się w danej sytuacji zachowamy, co zrobimy i jak zareagujemy, czy w ogóle zareagujemy. Bo to, co trawi ludzkość to obojętność i znieczulica. To nie są „wynalazki” nowe. Może skala się zwiększyła, jednak kiedyś też ludzi było mniej, co może zniekształcać osąd. Gdybym miał wskazać główny czynnik zło-twórczy to byłaby to niewiedza. Niewiedza, z której wynika strach. Bo wiadomo, że człowiek boi się tego, co obce i tego kto obcy. Rzecz jasna ważny jest instynkt i wrodzona nieufność, gdyby nie to byśmy już dawno się powyrzynali. Jednak wiedza pozwala na odkrycie kto, jakie ma zamiary. Niewiedza to też brak zrozumienia, a więc brak empatii. W tym wszystkim tkwi człowiek, który dostaje tyle bodźców ze świata zewnętrznego, że niejednokrotnie jest zdezorientowany i zaszczuty. Miota się i bije na oślep coraz bardziej zamykając się w sobie, by nie dotknęło go zło, które i tak w nim siedzi, a poprzez zamknięcie się, poprzez izolację ono się rozwija, i tak zamyka się krąg.
Wioleta Sadowska: "Zła" to książka o samotności?
Jarosław Derkowski: To książka o ludziach, a więc i o samotności. Sami przychodzimy na świat i sami z niego odchodzimy. Zawsze musimy pozostać w zgodzie z samymi sobą. Ludzie przychodzą i odchodzą, a ten gość w lustrze (choć się zmienia) jest cały czas. Jeśli się go nie lubi, jeśli się go nie akceptuje i nie szanuje to wtedy doświadcza się największej samotności. „Samotny wśród ludzi, którzy myślą on nigdy nie jest sam”, ilu z nas tego doświadczyło? Poczucia obcości, alienacji? Jeśli do tego dołożymy brak akceptacji siebie, mamy gotowy przepis na dramat lub tragedię. Zresztą te odczucia niejednokrotnie docierają do nas z zewnątrz. Niska samoocena, brak pewności siebie, które zazwyczaj wynosimy z domu rodzinnego — nie mam zamiaru oceniać intencji — jest podatnym gruntem, na który „źli” ludzie z naszego otoczenia sypią ziarenka chwastów.
Wioleta Sadowska: W swoim debiucie dotykasz tematu prymatu mężczyzn nad kobietami. Tematu swoistego upodlenia i marginalizacji roli kobiety na świecie. W jakim celu?
Jarosław Derkowski: Większość z nas wzrosła w patriarchacie. Jego założenia są proste i przejrzyste. Wielu mężczyzn uważa, że świat tak został zbudowany i to jego naturalny porządek rzeczy. Są prace i obowiązki męskie i kobiece. No a ja się z tym nie zgadzam. Myśląc o tym skąd się to we mnie wzięło zapewne musiałbym cofnąć się do czasu sprzed moich narodzin. To chyba kwestia wychowania moich rodziców. Moja mama twierdziła, że mogę czegoś nie lubić, mogę nawet tego później w życiu nie robić, ale muszę się tego nauczyć, by w razie konieczności móc się ogarnąć samemu. Dlatego też jako małolat, brałem czynny, acz niechętny udział w myciu okien, praniu, sprzątaniu i tak dalej. Dość szybko załapałem, że strasznie tego nie lubię. Jednak coś trzeba było robić. Moim „azylem” w domu stała się kuchnia. Choć zmywać również nie lubię, a przy gotowaniu robię dość spory „rozpiździel” to właśnie tam najczęściej odrabiałem swoją część domowych obowiązków. Prace kobiece? Nie. To prace domowe. A że w domu żyję to część z nich należy również do mnie. Mój ojciec wychodził z podobnego założenia, aczkolwiek z racji kwestii zawodowych robił mniej. To był jednak układ między moimi rodzicami. Nigdy nie usłyszałem z ust ojca „sama to zrób” rzecz jasna zdarzało się „zaraz” i to czasem w tej swojej łamiącej prawa czasu i przestrzeni formie, ale nigdy nie było rzeczy męskich czy kobiecych, były tylko sprawy domowe, które płci nie znają, a wykonuje je ten, kto potrafi lepiej je wykonać, lub kto w danej chwili musi, bo taka jest konieczność. Wielkim szokiem dla mnie było konfrontowanie tego z życiem rodzinnym moich kolegów. Kiedy byłem już dorosły sprawy te się nasiliły, ponieważ moi znajomi zaczynali zakładać swoje własne rodziny.
Pytasz o marginalizację roli kobiet i dlaczego aż tak to uwypukliłem? Chciałbym tego nie robić, rozmowa o równości płci, czy równości ludzi w ogóle nie powinna istnieć. Czy zastanawiasz się na co dzień nad oddychaniem? Nie. Po prostu to robisz. O tej podstawowej czynności zaczynasz myśleć kiedy coś ci dolega. Podczas badania u lekarza lub gdy jesteś chora i masz z tym problemy, duszności bóle i tak dalej. Świat skręcił trochę za bardzo w jedną ze stron, można skorygować ster i czekać aż powoli niemal niezauważenie wszystko wróci na właściwe tory. Jednak to tak nie działa, poza tym to proces cholernie długi, na kilka lub kilkanaście pokoleń. Wyjściem jest więc ostry skręt w przeciwną stronę. Manewr dość brutalny i radykalny, ale chyba konieczny. Podobnie jest z prawami wszystkich mniejszości, teraz dochodzą do głosu i ten głos jest donośny i niejednokrotnie przesadzony. Wynika to jednak z tego, że po latach ktoś wyjął im knebel i teraz mogą krzyczeć. No i „Zła” jest też takim krzykiem. Wołaniem o normalność. Społeczeństwo musi więc znaleźć ten środkowy kurs.
Wioleta Sadowska: Dużo ostatnio mówi się o epatowaniu przemocą w książkach. U ciebie też jest ona obecna. To brutalność dla brutalności, czy jednak narzędzie do tego by opowiedzieć historię w najbardziej realistyczny sposób?
Jarosław Derkowski: Wydaje mi się, że nie do końca ani jednym, ani drugim. Brutalność w „Złej” dotyka niemal wszystkich bohaterów. Rzeczy drastyczne są kulminacją. Chodziło mi o dodanie kolejnych skrajnych emocji. Nigdy nie ukrywałem tego, że moja powieść jest trochę jak „PUNK”. Większość kapel punkowych zakładali ludzie młodzi (ok, powoli tu przestaję pasować) rozczarowani, wkurwieni, którzy chcieli wyrzucić z siebie emocje, przekazać światu, że się nie zgadzają z jego porządkiem, a przy tym nie zawsze potrafili grać. Nie o to jednak chodziło. Rzecz była w energii i pasji. I tak samo jest ze „Złą”. Nie jestem pisarzem. Jestem autorem książki. Jestem, byłym barmanem, byłym pracownikiem biurowym, byłym prowadzącym kursy, a obecnie jestem spawaczem. Byłem wnukiem, jestem synem, bratem, mężem ojcem itd. Więc jako „nie pisarz” korzystam z tego, co mam. Dla mnie książka to nie tylko fabuła, to rytm i rym narracji oraz budowane w ten sposób emocje. Książka, o ile nie jest encyklopedią lub podręcznikiem jest furtką, drzwiami lub bramą do duszy autora, do jego wrażliwości i doświadczeń. Nie wiem czy tak należy pisać powieści, nie wiem, czy ta ilość brutalności jest wystarczająca, czy przesadzona.
Jedna z osób po przeczytaniu „Złej” powiedziała mi, że liczyła na bardziej rozwinięty motyw zemsty. Że będzie to bardziej uwypuklone. Mogłoby być, jednak z dwóch powodów nie jest. Pierwszy to taki, że cała fabuła „Złej”opiera się o piosenki The Tiger Lillies, a mi nie wskoczył w głowę żaden utwór, który by mi do tego pasował. A po drugie i najważniejsze to nie chciałem właśnie epatować przesadną brutalnością, a tak by się to musiało skończyć gdybym postanowił opisać sam akt zemsty. Podsumowując, zarówno ilość brutalności jak i ilość seksu (którego też jest trochę) oraz sposób, w jaki to zostało przedstawione jest przepuszczone przez mój filtr „dobrego smaku” i ma konkretny cel. Działać na wyobraźnię, wywoływać emocje, oburzać, irytować, bawić, podniecać, szokować, napełniać obrzydzeniem i fascynacją. A teraz niech czytelnik sam wybierze czy w powyższym opisie bardziej chodziło mi o seks, czy przemoc.
Wioleta Sadowska: Chciałbyś, żeby „Zła” była nie tylko fabułą, ale i katalizatorem przemyśleń? Jakich konkretnie?
Jarosław Derkowski: Oczywiście. Nie mówię, że moja powieść jest traktatem, nad którym należy rozmyślać godzinami. Jednak nie jest to też historia bez drugiego, czy nawet trzeciego dna. „Zła” może się komuś podobać albo nie. Może dla kogoś być tak zła, że jej nie dokończy. Może. Każdy ma prawo czytać co chce i spędzać czas tak jak mu się to podoba. Wiem też, że są osoby, którym się ona podoba właśnie dlatego, że jest katalizatorem przemyśleń. A jakich? O to trzeba zapytać tych, którzy lekturę mają już za sobą. Można poczytać recenzje lub rzucić się w nieznane i samemu się zmierzyć z powieścią. To, co ja chcę nie ma znaczenia. Wiem, że całe pokolenia uczą się w szkole „co autor miał na myśli”. Mnie bardziej ciekawi, co czytelnicy myślą o tym co próbuję im przekazać. Jak oni to odbierają. A w zasadzie powinienem powiedzieć jak ONE to odbierają, ponieważ większości po „Złą” sięgają kobiety. Tym bardziej jestem ciekaw ich opinii. Ponieważ „Zła” jest kobietą opisaną przez faceta. Być może zbyt dużą wagę przykładamy do różnicy płci?
Wioleta Sadowska: Co chcesz zaoferować swoim czytelnikom? Czy piszesz głównie po to, by podarować im rozrywkę?
Jarosław Derkowski: Po to chyba właśnie czyta się powieści. Jednak nie jest to rozrywka łatwa, dla wielu może się okazać również nieprzyjemna. To tak jak z każdą książką, filmem czy spektaklem teatralnym. Jednym się podoba innym nie. Jeśli ktoś lubi mroczne klimaty, fascynuje się ludzką psychiką. Lubi rzeczy „brudne”, brzydkie, nieoczywiste, groteskowe, przerysowane to myślę, że może „Zła” mu się spodoba. Jednak niczego nie obiecuję. Jesteśmy bowiem tak różni, że czasem zaskakuje nas co nam się podoba. To trochę jak z perfumami. Czytamy opis, jakie nuty wchodzą w skład kompozycji i stwierdzamy, że ten zapach jest skrojony pod nas. Później wąchamy i okazuje się, że coś nas drażni. A kiedy spryskujemy swoje ciało okazuje się, że zdecydowanie to zły wybór. Działa to w obie strony, bo czasami zapach, który nam pasuje zdaje się na samym początku kompletnie nie nasz. „Zła” jest jak zapachy Toma Forda, ciężkie intensywne, upajające, zniewalające, a jednak nie dla każdego i nie na każdy czas. W opisie powieści są podane dwie książki (a w zasadzie serie), które nie były inspiracją, ale których klimat wyraźnie jest wyczuwalny. Chodzi o Sin City Franka Millera, oraz o Alicję w Krainie Czarów Lewisa Carrolla.
Wioleta Sadowska: Czy można się pokusić o stwierdzenie, że „Zła” jest powieścią surrealistyczną?
Jarosław Derkowski: Tu muszę uważać, żeby nie zaserwować spoilera, tym którzy jeszcze nie czytali. Bez wątpienia „Zła” ma w sobie dość sporo surrealizmu, podobnie jak historie Carrolla i Millera. Same wspomnienia głównej bohaterki są co tu dużo mówić „pijanym snem schizofrenika”. A czy całość? Jeśli powiem, że nie to skłamię, a jeśli powiem, że tak to być może zdradzę za dużo, więc nic nie powiem.
Wioleta Sadowska: A czy zgodzisz się z moim spostrzeżeniem, że ta książka ma psychodeliczny klimat?
Jarosław Derkowski: Trochę tak, choć jest mniej barwna. W sensie barw zwykle kojarzonych z psychodelią. Tu są one przydymione, przybrudzone, a jednak ich paleta jest dostatecznie bogata. Jeśli uznajesz „Złą” za psychodeliczną to ja się tylko mogę cieszyć. Oznacza to bowiem, że moja powieść jest jak substancja psychoaktywna, wywołuje zmiennokształtne wizje, wzmaga wrażliwość na bodźce jest katalizatorem duchowych doznań i przeżyć. A do tego wszystkiego uzależnia. Czego mógłbym jako autor chcieć więcej?
Wioleta Sadowska: Co na koniec naszej rozmowy chciałbyś powiedzieć czytelnikom Subiektywnie o książkach?
Jarosław Derkowski: To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie mi zadałaś. Być może te słowa przeczyta więcej osób niż samą książkę, być może więcej niż wszystkie, które jeszcze spłodzę. Mam więc okazję powiedzieć coś ważnego i muszę uważać, by nie popaść w pretensjonalność czy nie wyzłościć jakichś komunałów. Mógłbym się uśmiechnąć i pomachać rączką mówiąc, że chciałbym pokoju na świecie. Wtedy, choć szczery byłby to banał, poza tym ktoś mógłby mi zarzucić, że nabijam się z kandydatek na miss. A ja tego nie robię. Nabijam się tylko z samej sztuczności i poprawności, a nie osób jako takich.
Pisząc, a przede wszystkim wydając książkę oraz audiobooka, stałem się chcąc nie chcąc osobą publiczną. Narażoną na krytykę i komentarze. I to jest dobre. Jeśli ktoś chce mnie skrytykować, a raczej to, co mówię i piszę to niech to robi. Chciałbym, żebyśmy nauczyli się, że krytyka nie musi, a raczej nie powinna być zła. Niestety szkoła uczy nas czegoś odwrotnego. Nie potrafimy ani krytykować, ani przyjmować słów krytyki, które najczęściej odbieramy jako bezpośredni atak na naszą osobę. Jest różnica między stwierdzeniem „jesteś głupi” a „głupio się zachowujesz”. Poza tym zawsze taką wypowiedz warto jest podeprzeć przykładami, oraz wysłuchać wyjaśnień tej drugiej strony. Tyle tylko, że wtedy może dojść do czegoś na kształt rozmowy, a ta nie daj Bóg przerodzi się w dialog. Ten zaś może obnażyć, iż moja racja nie jest najważniejsza, nie jest najpełniejsza, że nie jest prawdą objawioną. Ba, może okazać się, że żyłem w błędzie. Co w takiej sytuacji? „Zła” jest dowodem na to, że nawet w powieści odrealnionej, surrealistycznej, psychodelicznej przepełnionej seksem i brutalnością może czaić się mądrość i wrażliwość. Podobnie jak w każdym z nas. Mówi się, by nie oceniać książki po okładce, a ja twierdzę, że to akurat jest dość częsta praktyka (dlatego tyle uwagi poświęciłem właśnie okładce – pozdrawiam przy okazji Olę i Patryka oraz Izę) w dodatku to jest ok. Nie oceniajmy jednak po „okładce” siebie nawzajem. Słuchajmy innych i siebie. Jednak tylko tego siebie, który siedzi głęboko w nas, który nie krzyczy, nie macha rękami w złości tylko łagodnie szepcze. Lub może właśnie wyrzuca z siebie niemy krzyk skrzywdzonego, prosząc o pomoc.
Jeśli szukacie ekstremalnych wrażeń to w "Złej" z pewnością je znajdziecie. Jeśli nie przerażają was soczyste opisy ludzkiego cierpienia, a proza budząca lęk i wywołująca pełne spektrum emocji oraz jednocześnie niebezpiecznie pociągająca, wpisuje się w krąg waszych czytelniczych upodobań to książka dla was.
Na razie nie planuję czytać tej książki. Ale - tylko na razie. Pozdrawiam Wiolu znad lektury książki / e - booka Lutany. I po kilku godzinach w Krakowie .
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa. O książce pamiętam, ale w to nie jest odpowiedni moment na to, bym po nią sięgnęła.
OdpowiedzUsuńwydaje się być mocna
OdpowiedzUsuńInteresante. Un abrazo,
OdpowiedzUsuńoj tak czasem widać tą plagę samotności, słychać. Akceptacja i lubienie siebie to też wazny temat
OdpowiedzUsuńMimo tego, że wywiad przeczytałam z ciekawością po tę książkę raczej nie sięgnę...
OdpowiedzUsuńFajny wywiad, a książka wydaje się bardzo ciekawa😊
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, ale jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać. Ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa rozmowa!
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś uda mi się przeczytać książkę tego Pana
OdpowiedzUsuńInteresująca książka.
OdpowiedzUsuńCiekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa. Teraz mam fazę na kryminały, więc chętnie sięgnę.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę ciekawa propozycja.
OdpowiedzUsuń