"Dziennikarze robią to, za co im się zapłaci". Oskar May o swojej książce "Mój przyjaciel gangster"

 

Dlaczego mitologizujemy gangsterów i co z tym wynaturzonym światem ma wspólnego warszawski dziennikarz? Na te i inne pytania odpowiedział mi Oskar May, autor książki "Mój przyjaciel gangster", która może zmienić wasze postrzeganie postaci przestępców i wszelakiej maści gangsterów. A do tego zapewni wam świetną rozrywkę.


Recenzja książki "Mój przyjaciel gangster" - KLIK

Fot. Tomek Dębski




Oskar May to warszawski dziennikarz, piszący pod pseudonimem, ceniący sobie anonimowość. Bogaty w doświadczenia w postaci rozmów z policjantami i przestępcami, które pozwoliły mu napisać swoją pierwszą powieść. Lubi MMA, kino i muzykę rockową we wszelkich odmianach.







Wioleta Sadowska: Posiada Pan niebezpiecznych przyjaciół?

Oskar May: Tak, zazwyczaj są to kobiety. Seksowne i inteligentne. To najbardziej niebezpieczny materiał ludzki, z jakim mam do czynienia. A jeśli mówimy o typowych psychopatach i socjopatach, to owszem, znam wielu. Zbyt wielu... Ale nie nazwałbym ich przyjaciółmi. 

Wioleta Sadowska: Domyślam się, że wśród nich są również ludzie z półświatka. Co przestępców motywuje do rozmów z dziennikarzami? Celebryckie pobudki, czy wyjaśnienie pewnych wydarzeń? 

Oskar May: Zemsta albo zysk. Najczęściej jedno i drugie. Nic więcej, może poza chęcią zabłyśnięcia, o którym Pani wspomniała. Mówienie o chęci rozliczenia się z własnym życiem czy pokazania prawdy to bajki dla naiwnych.

Wioleta Sadowska: Takich naiwnych jak się okazuje jest jednak wielu. Da się z gangstera wydobyć prawdę? 

Oskar May: Tak, o ile będzie miał gwarancję, że na mówieniu prawdy zarobi lepiej niż na kłamstwie. Wszyscy ci dziennikarze, którzy mówią o “dotarciu do rozmówcy”, o “przekonaniu”, wciskają ludziom kit. Dotrzeć to mogą ich mocodawcy, którzy dysponują grubszymi portfelami niż sami żurnaliści. Oczywiście nikt tego Pani nie powie, bo przecież nie kala się własnego gniazda, a poza tym szybko można zostać zadziobanym. Ale artyście (w tym przypadku pisarzowi) wolno więcej. I dlatego narodził się taki niesforny Oskarek, który na “gówno” mówi po prostu “gówno”.

Wioleta Sadowska: Dogłębnie i dosadnie... Nie każdy przestępca jest gangsterem, ale każdy gangster jest przestępcą? 

Oskar May: Słowo gangster to w ogóle jakiś popkulturowy wymysł, z którego sam chętnie skorzystałem. Gdy słyszymy hasła typu “mafia” czy “gangster”, mamy przed oczami jakiegoś wymuskanego gościa z trzydniowym zarostem, w drogim garniturze, wokół którego roztaczają się zapachy od Diora. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że goście na bakier z prawem to zbieranina psychopatów i socjopatów kierowanych chorobliwą chęcią zysku. Oczywiście mogą też zakładać białe kołnierzyki, ale akurat pewnych cech nie zmienią ani garnitury, ani zegarki, ani drogie perfumy. Co do samej definicji czynnikiem determinującym są - a jakże - pieniądze. Przestępstwo może popełnić każdy Kowalski, ale żyć z przestępstw, to już wyższa szkoła jazdy. I to wymaga określonych cech charakteru, a właściwie jego defektów, by obrać taką, a nie inną ścieżkę. Niekiedy można też znaleźć się w niewłaściwym miejscu i czasie. Bywa i tak.

Wioleta Sadowska: Czy w Polsce panuje zatem swoista idealizacja postaci gangsterów?

Oskar May: Niestety tak. Jesteśmy przyzwyczajeni do kreślenia romantycznego mitu złoczyńcy. Ludzie mogą nie pochwalać przestępczej drogi, ale to zawsze będzie ich rajcować. Taki pan Józek z Pcimia (pozdrawiamy mieszkańców Pcimia) może chodzić co niedziela do kościoła, być przykładnym mężem i ojcem, a jednocześnie składać hołdy największej bandyckiej kreaturze, bo takie idola sobie upatrzył. Inaczej zacząłby śpiewać, gdyby taki ancymon odbierał mu dorobek życia, szantażował, zgwałcił córkę czy spalił mieszkanie. Ale my chyba lubimy tworzyć sobie jakieś alternatywne światy, w których sytuujemy się w wygodnej roli widzów. 

Wioleta Sadowska: Takim alternatywnym światem jest również Pana książka. Jak dziennikarz powinien rozmawiać z gangsterami?

Oskar May: Jako człowiek, który uczy się na własnych błędach podpowiem jedno - dziennikarz nie może dać sobie wejść na głowę. Tylko tyle i aż tyle.  Reszta zależy od jednostek. Nie ma jednakowej miary, każda sytuacja jest inna.

Wioleta Sadowska: Czy warto ryzykować tak, jak robi to Marek Wysocki?

Oskar May: Równie dobrze mógłbym odwrócić to pytanie. A czy warto skazywać się na wegetację, jaką narzucono Markowi? Człowiek chce się rozwijać, ma swoje cele, do których dąży. Dlatego czasem trzeba ryzykować. Bez tego czeka nas tylko szara śmierć. Młody dziennikarz postanawia wyrwać się z kieratu, chociaż raz jeszcze spróbować prawdziwej roboty, rzucić rękawicę światu. A że dostaje po głowie? Taki los pismaka. Sam to przerabiałem. I jak znam mojego bohatera, nie wycofałby się z pewnych decyzji. Co najwyżej, próbowałby zrobić wszystko inaczej. Na pewno jednak nie dałby się sprowadzić do roli zwykłego szczura biurowego. To po prostu nie leży w jego naturze. I w pełni go rozumiem. Staram się podchodzić do moich bohaterów z miłością. To nie ja rozdaję tu karty. Historia tworzy się… sama. 

Wioleta Sadowska: Myślę, że to najbardziej fascynujące w pisaniu, gdy bohaterowie żyją swoim własnym życiem. Każdy ma w sobie pierwiastek zła/zabójcy?

Oskar May: Od zarania ludzkości. Połóżmy kaszkę między dwoma niemowlakami - te bezbronne istotki również zaczną ze sobą walczyć. Czy to już zło? Może po prostu taka już nasza natura. Są sytuacje, które uruchamiają takie zachowania, czy wręcz instynkty, o które nigdy byśmy nie podejrzewali sami siebie. 

Wioleta Sadowska: Nie mogę nie zapytać o to, jak ocenia Pan instytucję świadka koronnego?

Oskar May: Praktyka pokazuje, że państwo nie zdało egzaminu na tym obszarze. W przeciwieństwie do prokuratorów, policjantów i dziennikarzy, którzy na biciu pokłonów tej instytucji zbudowali swoje kariery, nie będę lukrował obrazu. Bandyci zrobili się jeszcze bardziej wyrachowani i roszczeniowi, to oni dyktują scenariusze prokuratorom, a śledczy z wygodnictwa i chęci łatwego awansu bardzo ochoczo korzystają z “koronacji” zbira. To samo tyczy się art. 60 kk, czyli tzw. małych świadków koronnych. Nie mam wątpliwości, że również to rozwiązanie jest stosowane zbyt często, nieadekwatnie do sytuacji, ze szkodą dla porządku publicznego i bezpieczeństwa obywateli. To droga na skróty, która kończy się systemową bezkarnością jednostek szkodzącym innym.

Wioleta Sadowska: A co z obrazem zawodu Marka Wysockiego. Czy można w naszym kraju jeszcze robić normalne dziennikarstwo?

Oskar May: Pomidor. Dziennikarze robią to, za co im się zapłaci. Jeśli to jest normalne, to odpowiedź będzie twierdząca. Ale Blomkvistów bym raczej nie wypatrywał…

Wioleta Sadowska: Podczas lektury Pana książki, uwagę przyciąga kofeinowy sakrament dotyczący głównego bohatera. Czy kawa to również Pana małe uzależnienie?

Oskar May: Małe? Pani Wioleto… proszę nie żartować. Uroczyście przyznaję się do tego nałogu z miłością i przerażeniem. I mówimy nawet nie o podwójnym espresso, co raczej podwójnym doppio z wkładką ristretto. Musi być moc. Nie palę, nie piję na co dzień (ani na co tydzień) alkoholu, więc muszę mieć chociaż jeden niezdrowy nałóg. Niech będzie to kawa! Uwielbiam ten aromat, smak, głębię, konsystencję… I to w każdym wydaniu. “Damn good coffee!” - jak mawiał agent Dale Cooper z kultowego “Twin Peaks” Davida Lyncha.

Wioleta Sadowska: Aż zachciało mi się napić dobrej kawy 😀 Jak wyglądała praca nad książką? Najpierw research, następnie rozpisanie całego planu, a dopiero potem rozpoczęcie pisania, czy Pana modus operandi jest zupełnie inny?

Oskar May: Moje życie to jeden wielki research. Nie musiałem się powtarzać, tym bardziej że to powieść. Oczywiście “wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe”. Po prostu postanowiłem podać rękę moim własnym demonom i pozwolić im działać. Zaczyna się od planu, a reszta… sama się pisze. Jedyne, czego potrzebuję to dużo kawy i jeszcze więcej muzyki. W tym przypadku były to wszystkie albumy Davida Bowiego i Marilyna Mansona. Lubię też Depeche Mode, The Cure, Joy Division, Rammstein. Tak jak nieodżałowany Zdzisław Beksiński nie malował bez muzyki, tak ja nie potrafię bez niej pisać. 

Wioleta Sadowska: Jest kawa i jest muzyka. Dlaczego nie ma zatem prawdziwego imienia i nazwiska tylko pseudonim literacki? 

Oskar May: Z dwóch powodów. Dla bezpieczeństwa, nawet jeśli jest to powieść, a wszelkie podobieństwa przypadkowe. A po drugie, nie chcę, żeby ktoś patrzył na książkę przez pryzmat dziennikarstwa. Literatura powinna być wolna, jest wartością samą w sobie. Całe życie uciekałem z jakichś szufladek, do których na siłę próbowano mnie wepchnąć, więc będę w tym konsekwentny. Chcę, aby moje książki nie miały żadnej etykiety. Niech bronią się (lub obciążają) przez treść.

Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?

Oskar May: Czytajcie dobre książki, oglądajcie jeszcze lepsze filmy. Nic nie jest takim, jakim być się wydaje. Nic nie jest czarno-białe. Sami wyznaczajcie swoje granice. I… kochajcie się. Aż do śmierci. Po śmierci zresztą też. I jeszcze jedno - odwiedzajcie “Subiektywnie o książkach”. Pani Wioleta robi wspaniałą robotę, z której bije pasja i miłość. Chapeau bas! 


Taką dobrą książką jest powieść autora, więc poznajcie koniecznie "Mojego przyjaciela gangstera"!




Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Novae Res

17 komentarzy:

  1. Książki gangsterskie, to nie do końca moje klimaty, ale czasami zdarza mi się po nie sięgać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie również - podobnie jak Gąsce - zdarza się sięgać po podobne książki. Wywiad świetny Wiolu, myślę, że w odpowiedniej chwili przeczytam książkę Autora. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wywiad i ciekawe podejście do tematyki przestępczej:) Kawa to też i mój nałóg, więc rozumiem autora:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak zachęcasz że pewnie w przyszłości się skuszę na tę lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gracias por la recomendación. Te mando un beso

    OdpowiedzUsuń
  6. Z dużą ciekawością przeczytałam tę rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze nic od Pana Oskara :) Wywiad jak zawsze świetny, podoba mi się Twój styl pisania :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Fakt, ciemna strona zawsze ciekawi. Super wywiad ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Może kiedyś przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. To mnie zachęciłaś do przeczytania tej ksiazki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziennikarstwo jest owiane złą sławą... ciekawie zapowiada się książka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pisanie i muzyka, uzależnienie od kawy, dziennikarstwo, przestepcy....z przyjemnością przeczytałam wywiad i chętnie sięgnę po książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawie przedstawiłaś te książkę i przez to zachęciłaś mnie do niej. Postaram się ją przeczytać. 😁

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyjemny wywiad i ciekawy autor 🙂

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger