"Kreacje z pewnością nie były miejscami osadzonymi w ziemskiej rzeczywistości, lecz zupełnie odrębnymi tworami". Fragment książki "Błyszczące sześciany"
W niedalekiej przyszłości życie zostało zdominowane przez tajemnicze przedmioty zwane skrzyniami eksploracyjnymi. Każda z nich umożliwia użytkownikom wejście do jednej z mnogich kreacji - pełnych wyzwań, alternatywnych rzeczywistości skrywających cenne nagrody. Roger Orter, nieautoryzowany eksplorator, postanawia odkryć tożsamość geniusza odpowiedzialnego za zrewolucjonizowanie ludzkiego życia. Talent i odwaga Rogera, tak przydatne w zdobywaniu kolejnych fantów, pewnego dnia sprawią, że mężczyzna wplącze się w śmiertelną intrygę uknutą przez nieuchwytnego Kreatora. Co będzie musiał poświęcić, by uratować siebie i swoich najbliższych?
Do lektury książki "Błyszczące sześciany" zapraszam was razem z jej autorem Dexem Carsterem. Dziś możecie przeczytać jej fragment:
Wycięty w powietrzu portal zasklepił się za moimi plecami szybciej niż otwarta rana operowana przez aylońskiego medbota. Przede mną rozciągał się wąski korytarz, do złudzenia przypominający jeden z dawnych tuneli metra, dzisiaj będących już jedynie na poły zdewastowanymi reliktami przeszłości. Jego wnętrze pokrywały w całości wielkie kwadratowe kafle, które choć same zdawały się nie posiadać żadnej konkretnej barwy, emanowały swoistą zielonkawą poświatą. Nieznanej natury seledynowa mgiełka mieszała się z mrokiem tunelu, rozjaśniając nieco jego wnętrze. W ciężkim powietrzu unosił się intensywny zapach wilgotnej gleby. Duchota i wysoka temperatura sugerować mogły, iż tunel znajdował się głęboko pod ziemią, lecz doświadczenie oraz zmysł rasowego creseekera nie pozwoliły mi ulec jakiemukolwiek złudzeniu. Kreacje z pewnością nie były miejscami osadzonymi w ziemskiej rzeczywistości, lecz zupełnie odrębnymi tworami. Za każdym razem wraz z pojawieniem się nowej scenerii, można było spodziewać się innych kłopotów. Choć początek kreacji, nie licząc osobliwego światła kafelków, wydawał się z pozoru normalny, to jeden fakt zaczął napełniać mnie niepokojem.
Stałem nagi. Portal eksplorantu ogołocił mnie całkowicie z ubrań oraz ekwipunku. O ile utrata sprzętu po przejściu na drugą stronę nie była niczym niezwykłym, to odzienie straciłem w mojej kilkuletniej karierze po raz pierwszy. Tak więc stałem obecnie goluśki naprzeciwko jakiejś czarnozielonej otchłani, mając za towarzystwo jedynie swe ponure myśli.
Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem przed siebie. Z początku szedłem wolno, obawiając się skrytych w mrokach niespodzianek, z każdą kolejną minutą nabierałem jednak coraz większej pewności siebie. Otoczenie nie zmieniało się ani odrobinę. Mój wyczulony zmysł eksploratora funkcjonował na najwyższych obrotach. Czułem, że napięcie z wolna opuszczało moje naprężone do granic możliwości ciało. Kilka chwil później zdobyłem się nawet na odwagę, by przejechać dłonią po wykafelkowanej powierzchni, lecz nie wydarzyło się nic niezwykłego. Pod palcami poczułem jedynie gładką, nieco śliską powierzchnię ciasno ułożonych przy sobie kwadratów.
Który to już raz, gdy decydowałem się na eksplorowanie? Dwunasty? Piętnasty?
Zdawać by się mogło, że ludzie zajmujący się tego typu fachem, mogliby podać liczbę zdobytych przez siebie kreacji nawet sekundę po wybudzeniu z długotrwałej śpiączki, w moim przypadku nie było to jednak prawdą. Przeciętny creseeker ma na swoim koncie dwie, maksymalnie trzy skrzynie, między innymi ze względu na ich niewielką dostępność. Eksploratorzy zrzeszeni w Cybotregu w nielicznych przypadkach dobijali do liczby czterech, choć graniczyło to z cudem. Ale najliczniejszą grupę wśród eksploratorów stanowili ci, którzy raz wykonawszy swe zadanie, nie wchodzili ponownie do portali. I nie ma się co temu dziwić, gdyż w istocie kreacje nie zostały stworzone w celach rozrywkowych. A przynajmniej nic na to nie wskazywało. (…)
Powróciłem myślami do tajemniczego pomieszczenia.
Ściany oraz strop wyraźnie się do mnie przybliżyły. Gęsty mrok z każdą minutą coraz bardziej ustępował zielonkawej mgiełce. Niestety wciąż nie potrafiłem sięgnąć wzrokiem dalej niż na odległość dwóch metrów. Na moim ciele zaczęły pojawiać się krople potu. Powietrze zdawało się gęstnieć z minuty na minutę.
Musiałem na chwilę przystanąć, by głębiej odetchnąć i zebrać myśli.
Jedną z najważniejszych rzeczy było dbanie, by moja kreacyjna intuicja nie została zmącona przez strach czy inne negatywne odczucia.
Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Pomimo sporego doświadczenia, nie potrafiłem powstrzymać przyspieszonego pulsu, a także iście ponurych scen podsuwanych mi przez wyobraźnię. Sprawy nie ułatwiał także fakt, że ściany zbliżyły się już do mnie do tego stopnia, że rozpościerając ręce, z obu stron mogłem dotknąć ich powierzchni.
Bałem się, lecz nie był to naturalny strach.
Stałem nagi. Portal eksplorantu ogołocił mnie całkowicie z ubrań oraz ekwipunku. O ile utrata sprzętu po przejściu na drugą stronę nie była niczym niezwykłym, to odzienie straciłem w mojej kilkuletniej karierze po raz pierwszy. Tak więc stałem obecnie goluśki naprzeciwko jakiejś czarnozielonej otchłani, mając za towarzystwo jedynie swe ponure myśli.
Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem przed siebie. Z początku szedłem wolno, obawiając się skrytych w mrokach niespodzianek, z każdą kolejną minutą nabierałem jednak coraz większej pewności siebie. Otoczenie nie zmieniało się ani odrobinę. Mój wyczulony zmysł eksploratora funkcjonował na najwyższych obrotach. Czułem, że napięcie z wolna opuszczało moje naprężone do granic możliwości ciało. Kilka chwil później zdobyłem się nawet na odwagę, by przejechać dłonią po wykafelkowanej powierzchni, lecz nie wydarzyło się nic niezwykłego. Pod palcami poczułem jedynie gładką, nieco śliską powierzchnię ciasno ułożonych przy sobie kwadratów.
Który to już raz, gdy decydowałem się na eksplorowanie? Dwunasty? Piętnasty?
Zdawać by się mogło, że ludzie zajmujący się tego typu fachem, mogliby podać liczbę zdobytych przez siebie kreacji nawet sekundę po wybudzeniu z długotrwałej śpiączki, w moim przypadku nie było to jednak prawdą. Przeciętny creseeker ma na swoim koncie dwie, maksymalnie trzy skrzynie, między innymi ze względu na ich niewielką dostępność. Eksploratorzy zrzeszeni w Cybotregu w nielicznych przypadkach dobijali do liczby czterech, choć graniczyło to z cudem. Ale najliczniejszą grupę wśród eksploratorów stanowili ci, którzy raz wykonawszy swe zadanie, nie wchodzili ponownie do portali. I nie ma się co temu dziwić, gdyż w istocie kreacje nie zostały stworzone w celach rozrywkowych. A przynajmniej nic na to nie wskazywało. (…)
Powróciłem myślami do tajemniczego pomieszczenia.
Ściany oraz strop wyraźnie się do mnie przybliżyły. Gęsty mrok z każdą minutą coraz bardziej ustępował zielonkawej mgiełce. Niestety wciąż nie potrafiłem sięgnąć wzrokiem dalej niż na odległość dwóch metrów. Na moim ciele zaczęły pojawiać się krople potu. Powietrze zdawało się gęstnieć z minuty na minutę.
Musiałem na chwilę przystanąć, by głębiej odetchnąć i zebrać myśli.
Jedną z najważniejszych rzeczy było dbanie, by moja kreacyjna intuicja nie została zmącona przez strach czy inne negatywne odczucia.
Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Pomimo sporego doświadczenia, nie potrafiłem powstrzymać przyspieszonego pulsu, a także iście ponurych scen podsuwanych mi przez wyobraźnię. Sprawy nie ułatwiał także fakt, że ściany zbliżyły się już do mnie do tego stopnia, że rozpościerając ręce, z obu stron mogłem dotknąć ich powierzchni.
Bałem się, lecz nie był to naturalny strach.
Ta kreacja płatała mi figle.
Trzeba było iść dalej.
Echo mych kroków roznosiło się w powietrzu, nieustannie zmuszając mnie do upewniania się, czy nikt nie kroczy moim śladem.
Klap! Klap! Klap!
Wielkie strużki potu zaczęły spływać po mojej twarzy, jeszcze bardziej utrudniając mi widzenie. W ustach mi zaschło, a płuca z trudem nabierały kolejnych porcji powietrza. Przyspieszony oddech prędko zamienił się w charczenie.
Wycieńczony opadłem na kolana, zastanawiając się, jak długo już kroczę ciemnym korytarzem. Piętnaście minut? Pół godziny? Z pewnością nie dłużej niż godzinę.
Cholera, przecież bywałem już w znacznie gorszym położeniu! Przetrwałem zmyślny labirynt pułapek, wędrowałem wśród ruchomych piasków, a nawet zdołałem zbiec przed rojem miniaturowych mechów w środowisku o słabym polu grawitacyjnym! Miałbym się teraz poddać ciemności i niewielkiej ilości tlenu?
Nagle w części korytarza, z której tu przywędrowałem, coś zaszeleściło. Odwróciłem się gwałtownie, lecz nie dostrzegłem niczego podejrzanego.
I znowu – tym razem już wyraźniej. Odgłos, który można by porównać do miętoszenia w ręku plastikowej paczki po jakichś słonych przekąskach. Skąd brały się wszystkie te myśli i skojarzenia?
Spokojnie, Roger, tylko spokojnie…
Próbowałem opanować drżenie, lecz wszystkie członki ciała odmawiały mi posłuszeństwa. Serce dziko miotało się w mojej klatce piersiowej, jakby szukając ucieczki na zewnątrz.
Cisza.
Trzeba było iść dalej.
Echo mych kroków roznosiło się w powietrzu, nieustannie zmuszając mnie do upewniania się, czy nikt nie kroczy moim śladem.
Klap! Klap! Klap!
Wielkie strużki potu zaczęły spływać po mojej twarzy, jeszcze bardziej utrudniając mi widzenie. W ustach mi zaschło, a płuca z trudem nabierały kolejnych porcji powietrza. Przyspieszony oddech prędko zamienił się w charczenie.
Wycieńczony opadłem na kolana, zastanawiając się, jak długo już kroczę ciemnym korytarzem. Piętnaście minut? Pół godziny? Z pewnością nie dłużej niż godzinę.
Cholera, przecież bywałem już w znacznie gorszym położeniu! Przetrwałem zmyślny labirynt pułapek, wędrowałem wśród ruchomych piasków, a nawet zdołałem zbiec przed rojem miniaturowych mechów w środowisku o słabym polu grawitacyjnym! Miałbym się teraz poddać ciemności i niewielkiej ilości tlenu?
Nagle w części korytarza, z której tu przywędrowałem, coś zaszeleściło. Odwróciłem się gwałtownie, lecz nie dostrzegłem niczego podejrzanego.
I znowu – tym razem już wyraźniej. Odgłos, który można by porównać do miętoszenia w ręku plastikowej paczki po jakichś słonych przekąskach. Skąd brały się wszystkie te myśli i skojarzenia?
Spokojnie, Roger, tylko spokojnie…
Próbowałem opanować drżenie, lecz wszystkie członki ciała odmawiały mi posłuszeństwa. Serce dziko miotało się w mojej klatce piersiowej, jakby szukając ucieczki na zewnątrz.
Cisza.
Im więcej odkrywasz, tym więcej tajemnic pozostaje nierozwiązanych... Jesteście zainteresowani przeczytaniem tej książki?
fragment bardzo ciekawi:) zachęca do przeczytania większej całości^^
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to do końca moje klimaty, ale ten fragment rzeczywiście zachęca do czytania...
OdpowiedzUsuńCiekawa książka. A ja mam tak mało czasu na czytanie :(
OdpowiedzUsuńFragment rzeczywiście zachęca do lektury.
OdpowiedzUsuńgracias por el extracto. Se ve interesante-
OdpowiedzUsuńCiekawa fabuła :)
OdpowiedzUsuńNiby nie moje klimaty, ale fragment zachęcający!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy fragment Wiolu. Myślę, że książka zdobędzie swoich zwolenników. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBok, ja sam Lucija Marko, ovdje sam da bih cijelom svijetu prenio ovu dobru vijest o tome kako sam vratio ljubav svog supruga. Bila sam izbezumljena kad me prošli mjesec ljubav ostavila zbog druge djevojke, ali kad sam našla prijatelja koji me upoznao s liječnikom Alabom, velikim glasnikom, razgovarala sam s njim o svom problemu, kako me je suprug napustio i kako moram dobiti posao u vrlo velikoj tvrtki. Samo mi je rekao da sam došao na pravo mjesto da ću dobiti želju srca bez ikakvih nuspojava. Rekao mi je što bih trebao učiniti, nakon što je to učinjeno, sljedeća dva dana, moja me ljubav nazvala telefonom i rekao mi izgovore da živim prije sada, a sljedeći tjedan nakon što me ljubav zvala da molim za oproštenje, bila sam pozvan na razgovor u moju omiljenu tvrtku, morao sam raditi kao nadzornik. Tako sam sretna i shrvana da moram reći cijelom svijetu o tome kako mi dr. Alaba pomaže da dam svom srcu deseir. Doktor Alaba stručnjak je za sve vrste uroka i dobre magije. Ako trebate bilo kakvu pomoć, obratite se dr. Alabi na sljedeću e-adresu: dralaba3000@gmail.com ili ga možete dobiti putem Whatsappa: +2349071995123. želim ti sve najbolje
OdpowiedzUsuńMyślę, że to mogłaby być ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńNa razie mam co czytać, więc jednak spasuję.
OdpowiedzUsuńPrzyjemny fragment. Bedę miała książkę na oku. :)
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam autorów takich książek. Taka wyobraźnia to dar.
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńMyślę, że kiedyś może się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńCzuję się zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńFragment wypada ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZapisuję tytuł w pamięci, może być ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty, ale mój mąż lubi takie książki :-)
OdpowiedzUsuń