"Śmierć jest zawsze wstydliwie ukryta, zostaje gdzieś z boku, a pośrodku wszystkiego mieszka zwykła codzienność". Fragment książki "Śmierć warta zachodu"
Tematem tego zbioru reportaży, wywiadów i esejów pióra wybitnych polskich autorów jest służba, służba dla kraju, służba dla drugiego człowieka. Służba żołnierza na misji, policjanta antyterrorysty, strażaka, ratownika medycznego. Służba i wszystko co się z nią wiąże – honor, odwaga, odpowiedzialność, strach, samotność, ordery, wdzięczność ale nierzadko także osierocone dzieci, rodziny, smutek, trauma, żałoba …śmierć dzisiaj, tu i teraz. Ta rzekomo słodka i godna, wyjątkowa, bo „za ojczyznę”, w obronie wspólnoty, w imię wyższego celu. Śmierć godna pozazdroszczenia. Czy jednak aby na pewno?
Do lektury książki "Śmierć warta zachodu" zapraszam was razem z Wydawnictwem Bellona. Dziś możecie przeczytać jej fragment:
Philip Larkin, angielski poeta, napisał pół wieku temu, że „to, co po nas zostaje, to miłość”. Ale przecież to, co po nas zostaje, to także skarpetki, umowy, stare bilety do kina, szczoteczki do zębów, ulubiony kubek, kolekcja płyt i kaset z dzieciństwa. Czerwone poduszki, które dostaliśmy od babci na piąte urodziny. Pocztówki z Egiptu od dalekiej rodziny. Cała historia naszego życia i pokoleń, które w nim uczestniczyły.
Po Rafale Celebudzkim została szafa ciuchów. Ubraniami podzielili się bracia. Starszy zabrał walizkę. Tata Emilii dostał wędki. Buty wojskowe, te, które były z Rafałem w Afganistanie, czekają na Michała. Dla siebie Emilia zachowała rogatywkę. Odłożyła do piwnicy medale, dyplomy, ordery, pamiątki z wojska. I ostatni mundur, w którym służył. Nosi sukienki, które od niego dostała. Długo nie chciała pozbyć się samochodu, który dał jej na urodziny.
Teraz Emilia nie ogląda przeszłości. Parę tygodni przygotowywała album na rocznicę ślubu rodziców. Wyjęła zdjęcie ślubne. Żadnej sukienki, po prostu biały odświętny garnitur. W sypialni brak zdjęć w ramkach. Rany wciąż się leczą.
Po śmierci z Centrum Weterana przysłali portret, czarno-biały, naszkicowany ze zdjęcia. Michał poprosił mamę, żeby powiesiła go w jego pokoju. Po dwóch, trzech dniach, w nocy, zaczął przychodzić do niej spać. Nie chciał też siedzieć u siebie w ciągu dnia. Emilia spytała, czy chce, żeby zdjąć portret. Spojrzał z ulgą. „Ja chcę pa-miętać tatę takiego, jakim był” – przyznał. Portret schowali w kartonie. Zostało małe zdjęcie – Emilia, Rafał i Michał we trójkę w przedszkolu. Stało na biurku Michała obok dwóch innych fotografii, już bez taty. Trzy tygodnie temu Michał, ścierając kurze, zasłonił je. Może przypadkiem, może celowo.
Jest coś niepokojącego w zdjęciach osób, których już nie ma. Kiedy my dorastamy, starzejemy się i zmieniamy, oni pozostają wciąż tacy sami. Przypominają nam o sobie. Nie zawsze jesteśmy na to od razu gotowi.
Ale po nas także zostaje miłość. I zdjęcia.
„I jeżeli te zdjęcia mają coś ważnego do przekazania przyszłym pokoleniom, to jest to to: byłem tutaj. Istniałem. Byłem młody, byłem szczęśliwy, i kogoś obchodziłem wystarczająco bardzo na tym świecie, żeby zrobił moje zdjęcie”.
Łatwiej jest nie oglądać zdjęć. Nie poruszać trudnych tematów. Nie myśleć. Przynajmniej przez chwilę, przez pierwsze dni po śmierci, pierwsze miesiące, w końcu pierwsze lata. Ale czasami przychodzą chwile, kiedy myśli i uczucia wracają, nawet jeżeli mocno staramy się je odgonić.
Michał nie chce jeździć na cmentarz. Nawet na trochę, tylko zapalić lampkę i wrócić. Chce pamiętać tatę takim, jakim był. Jeżeli już musi tam pojechać, to na szybko.
– Ale w zeszłym roku, kiedy latem wyjeżdżaliśmy na wakacje, zajechaliśmy na cmentarz posprzątać. Michał stał milcząco przy krzyżu. Nagle pochylił się i mocno go przytulił. Nie spytałam dlaczego.
Albo w piątki. Bo w piątki jest w domu kino. Po szkole, przed weekendem, robi się popcorn i ogląda razem film. „A pamiętasz, mamo, jak z tatą oglądaliśmy filmy?” – pyta wtedy Michał. A Marta słucha.
I w jednostce, kiedy zagra orkiestra wojskowa, a w sercu nagle zapali się dawny ogień.
Ale na co dzień życie, wiadomo, idzie do przodu. Trzeba iść do szkoły i do pracy. Do przedszkola i do babci. Na podwórko i do kosmetyczki. Albo na spacer z psem.
Danutka pojawiła się w domu rok po śmierci Rafała. Jest kłapoucha, czarno-biała, ma długie włosy i duże, czarne ślepia. Michał powiedział, że skoro nie ma taty, to chciałby mieć innego przyjaciela w domu. Pieska. A kiedy jest pies, nie jest się w domu samą. Można zagadać do zwierzaka w ramach terapii. „Przepraszam, że cię zostawiłam na tyle godzin” – powiedziała Danutce Marta po powrocie z wycieczki do parku wodnego w zeszłym tygodniu. I opowiedziała jej o zjeżdżalniach, o pontonie, o drodze.
Śmierć jest zawsze wstydliwie ukryta, zostaje gdzieś z boku, a pośrodku wszystkiego mieszka zwykła codzienność. Czasami w ten środek i tak wkrada się smutek. Czasami trzeba się przed nim obronić, czasami lepiej mu się poddać. Czasami jest trudniej, czasami jest łatwiej. Historia śmierci i przetrwania tych, którzy odeszli i tych, którzy zostali, to ta sama historia, która powtarza się przez cały czas istnienia ludzkości. Śmierć to tylko część naszego życia. Przerażająco zwyczajna.
Dzisiaj szczecińskich ulic nie obchodzi śmierć Rafała Celebudzkiego. Wysokie okna i drzwi poniemieckich budynków nie takie rzeczy przetrwały. Kiedy w niedzielne południe chodzę po wyludnionym mieście, obserwuję, jak powoli rodziny wypełniają kawiarnie i restauracje, i za chwilę już życie toczy się dalej. Słońce wysusza ostatnie ślady po wczorajszym deszczu. Jest środek lutego, dziwna zima, bez śniegu i z temperaturą powyżej zera. Tylko mroźny wiatr daje o sobie znać. Na szerokich szczecińskich ulicach może się rozpędzać i biegać wesoło jak dziecko po boisku.
Między dużymi placami są małe place. Niskie budynki pośrodku są historyczne na zewnątrz, a nowoczesne w środku. Kamienne łuki, a pod nimi snickersy z Żabki. Życie trwa dalej pod tą czy inną flagą. Nieożywione przeżyje nas wszystkich. I może miał rację Heller, kiedy pisał:
„– Może długie życie musi być wypełnione przykrościami, jeżeli ma się wydawać długie. Ale komu zależy na takim życiu?
– Mnie.
– Dlaczego?
– A masz coś lepszego?”.
Nie mam. Będą przykrości, będą smutek i cierpienie, a dookoła nas świat, którego to nie obchodzi. Nikt tego naszego cierpienia nigdy nie zrozumie, nigdy nie udźwignie. Bliski poczeka najwyżej cierpliwie przy nas, aż przeminie. Jedyne, co możemy obiecać dzieciom, które wydajemy na świat, to że będzie ciężko, ciężej, niż potrafią to sobie wyobrazić. I nic, i trudno, nic z tego nie wynika.
Karawana jedzie dalej.
Już niebawem opowiem wam o tym przejmującym zbiorze nieco więcej.
Z niecierpliwością czekam na ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńmam smaka na tę książkę:)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie Wiolu. Ja jednak teraz wolę nieco lżejsze "klimaty". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą książką.
OdpowiedzUsuńThis sounds like a sad book~ but interesting post
OdpowiedzUsuńxx
Zaintrygowała mnie!
OdpowiedzUsuńJuż teraz mnie ciekawi, ale czekam na Twoją recenzję Wiolu.
OdpowiedzUsuńmocna lektura!
OdpowiedzUsuńJuż chyba pisałam, że bardzo mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńThank you for sharing one more interesting book.
OdpowiedzUsuńNew Post - https://www.exclusivebeautydiary.com/2020/11/peter-thomas-roth-rose-stem-cell-bio.html
Nie przepadam za reportażem, ale temat tego mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńTemat śmierci jest niezwykle trudny. Myślę, że to będzie ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńvery interesting =)
OdpowiedzUsuńTemat bardzo wdzięczny ale i trudny, więc przeczytam pozycję.
OdpowiedzUsuńBede o niej pamietac
OdpowiedzUsuńMoże się skuszę.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że po nią sięgnę, ale jeszcze poczekam na twoją opinię.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Czekam więc na Twój wpis.
OdpowiedzUsuń