"Tym, co nadaje życiu wartość i sens, co zmienia oceny i daje siły, jest dla mnie piękno". Krzysztof Gdula o swojej książce pt. „Miłość, muzyka i góry"
Co może łączyć miłość, muzykę i góry? Oczywiście pasja! Taka prawdziwa, którą wyraźnie daje się odczuć, poznając historię ukazaną na łamach książki Krzysztofa Gduli. Zapraszam was dzisiaj do przeczytania mojej rozmowy z autorem.
Recenzja książki "Miłość, muzyka i góry" - KLIK
Krzysztof Gdula na zboczu Czyżyka |
Krzysztof Gdula to syn, mąż, ojciec i dziadek. Z wykształcenia i z racji wykonywanej pracy technik, z zamiłowania humanistyczna dusza. Wielbiciel górskich wędrówek, słucha muzyki barokowej, czyta i pisze. Fascynuje go piękno oraz osiągnięcia ludzkiego umysłu. Autor książek "Sudeckie wędrówki" (2016 r.) oraz "Góry Kaczawskie słowem malowane" (2019 r.). Prowadzi w sieci swojego bloga.
Wioleta Sadowska: Często wędrujesz po Górach Kaczawskich?
Krzysztof Gdula: Przynajmniej dwa tygodnie w roku spędzam w górach. Po tych moich ulubionych wędrowałem w sumie 160 dni. Oczywiście w ciągu kilku lat.
Wioleta Sadowska: Nie pytam o to bez powodu, gdyż pomysł na napisanie „Miłości, muzyki i gór” przyszedł Ci do głowy w czasie przerwy w wędrówce po tychże górach. Pamiętasz ten moment?
Krzysztof Gdula: Pamiętam. Tamtego dnia pojawił się ogólny zarys, który później, w czasie pisania, rozbudowywałem i uzupełniałem. Pisząc, uznałem, że miejsca zmieniać nie będę: Jasie spotkali się tam, gdzie siedziałem i pierwszy raz o nich pomyślałem. Widoki z tego miejsca można zobaczyć na zdjęciach opublikowanych na moim blogu oraz na fanpage.
Wioleta Sadowska: Początkowo historia Jasia i Jasi była opowiadaniem. Dlaczego więc ostatecznie przybrała formę mini powieści?
Krzysztof Gdula: Może szkoda mi było rozstać się z bohaterami? Zapewne tak, ponieważ zarówno wtedy, jak i w późniejszych latach, nawet nie myślałem o wydaniu. Pisałem wyłącznie dla siebie.
Wioleta Sadowska: Pisanie dla siebie jak widać przyniosło efekty. Ale jestem ciekawa, co ostatecznie skłoniło cię do wysłania tekstu do wydawców?
Krzysztof Gdula: Tekst w wersji elektronicznej wysłałem do przyjaciółki, Ani Kruczkowskiej, chcąc poznać jej ocenę. Opowieść tak się jej spodobała, że nakłoniła mnie do starań o wydanie. Uwierzyłem w możliwość i rozesłałem propozycje do około dziesięciu wydawnictw. Każdy, kto starał się o wydanie, wie, jak odpowiadają: milczeniem. Może powinienem wyszukiwać inne firmy wydawnicze, ale chyba zabrakło mi cierpliwości i w efekcie zdecydowałem się wydać na mój koszt. Dobrze zrobiłem, ponieważ przeczytałem wiele miłych słów od czytelniczek, a więc od tej połowy ludzkości, na której ocenach mi zależało. Może ktoś zapyta, dlaczego? Uprzedzając pytanie odpowiem: w krainie miłości mężczyźni są raczej gośćmi, Wy tam mieszkacie. To Wasza dziedzina, więc i Wasza ocena jest cenniejsza, bo prawdziwsza.
Wioleta Sadowska: Historia miłości bohaterów nabiera cech nieprawdopodobieństwa, gdyż przeniesienie w czasie to element fantastyczny świata przedstawionego. Jaki cel przyświecał ci w budowaniu rzeczywistości, w której realizm ściera się z fantazją?
Krzysztof Gdula: Nie wiem. Wiem jednak, że nie było moim zamiarem napisanie historii, która mogłaby się wydarzyć. Pisałem fantazję. Bawiłem się słowami i pomysłami.
Napisałem kilka dużych powieści, wszystkie o miłości i wszystkie zawierają elementy fantastyczne. Chyba po prostu podoba mi się takie zatarcie granic między realnością a fantazją. Pisząc dla siebie, czyli do szuflady, nie byłem skrępowany wymogami wydawnictwa.
Wioleta Sadowska: Mówisz o miłości. Czy „Miłość, muzyka i góry” to książka o zabarwieniu romansowym?
Krzysztof Gdula: Przyznam się do swojej niewielkiej wiedzy o sposobach dzielenia książek. Nie wiem, jakie kryteria ma spełniać romans. Ten gatunek kojarzy mi się raczej z opowieściami, w którym on jest bogaty, ona biedna i piękna, a między nimi piętrzą się przeszkody. Jeśli taki jest romans, to raczej swojej opowieści tak bym nie nazwał. Definicja romansu podawana przez Wikipedię też nie bardzo pasuje, jednak pewne zabarwienie „romansowe” jest.
Wioleta Sadowska: W książce zestawiasz ze sobą świat rzeczywisty z duchowym, pytając retorycznie o to, który jest ważniejszy. Jak jest w twoim przypadku? Co przoduje, proza rzeczywistości czy świat ducha?
Krzysztof Gdula: Czasowo niewątpliwie przeważa proza, ów brud wrastający w dłonie, jednak tym, co nadaje życiu wartość i sens, co zmienia oceny i daje siły, jest dla mnie piękno. Jego przeżywanie mierzone stoperem może trwać niewiele, ale w wymiarze duchowym jest na pierwszym miejscu. Przoduje. Tak naprawdę wszystkie trzy moje książki są o pięknie, a cała różnica sprowadza się do odmienności rodzajów. W tej książce jest to piękno uczuć, w książkach „górskich” piękno natury.
Wioleta Sadowska: Są uczucia, ale jak podpowiada sam tytuł, w książce dużą rolę odgrywa także muzyka. Czy w twoim życiu to również ważny element codzienności?
Krzysztof Gdula: Tak, ważny, przy czym w odmienny sposób od obecnie często spotykanego – ze słuchawkami w uszach przy codziennych zajęciach. Muzyki słucham wieczorami, gdy jest cisza i mam spokojną głowę. Jest dla mnie, obok pisania, czytania i górskich włóczęg, odtrutką na uciążliwości codzienności, a słucham wyłącznie muzyki klasycznej. Na wiele „utworów” współczesnych reaguję tak, jak Jasia na dyskotece. Jej reakcja tak naprawdę była moją.
Wioleta Sadowska: Dlaczego główni bohaterowie noszą imiona Jaś i Jasia?
Krzysztof Gdula: Z jednym wyjątkiem wszyscy moi pierwszoplanowi męscy bohaterowie noszą takie imię. Nie do końca wiem, dlaczego. Moja żona twierdzi, że za bardzo się z nimi utożsamiam, mając na myśli moje drugie imię, właśnie Jan. Niewykluczone, że ma rację. Dlaczego Janina? Może to skutek wspomnienia pewnej dziewczyny sprzed niemal półwiecza, a może spodobała mi się para Jasiów? Właśnie tak o nich myślę: moje Jasie.
Krzysztof Gdula na Żeleźniaku |
Wioleta Sadowska: Czy rozważasz napisanie kontynuacji losów bohaterów?
Krzysztof Gdula: Nie rozważam. Nie mam już ochoty pisać powieści do szuflady, a na wydanie szanse mam nader małe, chyba że na swój koszt. Tak wydałem „Miłość”, ale nie powtórzę tej decyzji. Zmienię zdanie i pomyślę o dalszych losach Jasiów, jeśli będę miał propozycję ich wydania.
Wioleta Sadowska: Kto wie, co przyniesie przyszłość... Do kogo według ciebie adresowana jest książka „Miłość, muzyka i góry”?
Krzysztof Gdula: Głównym powodem starań o wydanie tej książki, była moja chęć poznania ocen czytelniczek. Tak, właśnie pań, ponieważ zdawałem sobie sprawę z cech moich tekstów. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ to samo należy powiedzieć o wspomnianych niewydanych moich powieściach. Spodziewałem się (ale bez pewności), że bardziej spodobają się paniom, niż panom, i taki trend obserwuję.
Wioleta Sadowska: Jakie są zatem twoje dalsze plany pisarskie?
Krzysztof Gdula: Jeśli to pytanie rozumieć jako plany wydawnicze, to nie mam żadnych. Teksty najbardziej cenione przeze mnie, przygotowane do prezentacji wydawnictwom, nie znalazły wydawcy, chociaż otrzymałem parę pochwał. Nie dziwię się. Będąc dobrymi, łatwe ani modne nie są. Dla zainteresowanych podaję adres mojego bloga, gdzie opublikowałem ich część:
Moje powieści, pisane wiele lat temu, wymagają przejrzenia i wprowadzenia zmian, ale, jak wspomniałem, nie mam ochoty poświęcać tym tekstom czasu po to tylko, żeby wymościć im gniazdko w pamięci twardego dysku. Inaczej mówiąc: szanse na wydanie oceniam jako znikomo małe.
Natomiast z pisania drobnych form, zawierających to wszystko, co mnie ciekawi czy porusza, nie zrezygnuję nigdy, ponieważ ono, obok czytania, muzyki i włóczęg, warunkuje moje istnienie. Piszę i będę pisał, o czym najlepiej świadczy zawartość mojego bloga.
Wioleta Sadowska: I musisz przy tym pozostać. Oprócz bloga, prowadzisz również konto na Instagramie. Czy zdjęcia jakie umieszczasz na tym profilu dokumentują twoją miłość do górskich wędrówek?
Krzysztof Gdula: Konto na Instagramie założyłem pod namową synowej, przekonany przez nią do możliwości promocji moich „górskich” książek. Dlatego publikuję na nim wyłącznie zdjęcia zrobione w górach. Jedna z recenzentek tych książek zwróciła uwagę na brak mnie samego na zdjęciach w nich zamieszczonych. To prawda. W góry jadę napatrzeć się na górskie krajobrazy, tak uwodzicielskie dla mnie, zwłaszcza w kaczawskiej wersji. Wydaje mi się, że te zdjęcia pełnią u mnie podobną rolę, jak u innych ludzi: pomagają pamiętać, wspominać, budzić tęsknotę i chęć, a właściwie potrzebę powrotu.
Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałbyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?
Krzysztof Gdula: Żeby byli dumni z siebie jako czytelnicy książek.
W tym głupiejącym świecie, w którym zanika sztuka czytania i rozumienia czytanego, są nie tylko kontynuatorami tysiącletnich tradycji, ale i nadzieją na przyszłość dla ludzkości, która zamienia litery na ikonki.
W swojej recenzji książki Krzysztofa Gduli napisałam, że nigdy nie byłam w Górach Kaczawskich, ale od teraz chyba już zawsze będą mi się kojarzyły z niecodzienną historią miłości Jasia i Jasi. Poznajcie koniecznie "Miłość, muzykę i góry"!
Wpis powstał w ramach współpracy z autorem
Wspaniały wywiad powstał. Gratuluję Wiolu :)
OdpowiedzUsuńWywiad świetny. Wspaniały człowiek.
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie, jestem dumna!
OdpowiedzUsuńKocham góry. Super człowiek. Nie mogę się doczekać aż dorwę i przeczytam książkę.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, marzy mi się wyprawa w góry już od dawna :-)
OdpowiedzUsuńWywiad bardzo mi się podobal
OdpowiedzUsuńJa w góry planuje ruszyć zima.
powieść w moich klimatach:D też kocham góry:D
OdpowiedzUsuńKrzysztof to niesamowity człowiek. Uwielbiam z nim rozmawiać i zawsze mam wrażenie, że czasu jest za mało.
OdpowiedzUsuńWywia, który przeczytałam z ogromną ciekawością. ��
OdpowiedzUsuńWywiad bardzo fajnie przeprowadzony, a książka całkiem ciekawa :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Świetny wywiad a książka jaką tania. To lubię 🙂
OdpowiedzUsuń160 dni to ładny wynik, naprawdę musi lubić góry :)
OdpowiedzUsuńJa to kocham morze, ale w górach nie byłam całe lata, piękne widoki, ale ciesze się, że to morze mam na wyciągnięcie ręki :)
OdpowiedzUsuńWioleto, dziękuję za zgodę na zapoznanie się z moją opowieścią i za przychylność.
OdpowiedzUsuńAniu, jesteś dla mnie stanowczo zbyt łaskawa.
Filiżanko, naprawdę lubię te góry:-) 160 dni szwendałem się tylko nich, po Górach Kaczawskich, a po całych Sudetach znacznie dłużej.
Martucho, dziękując, wyrażę zaskoczenie Twoją dumą.
Natalio, jaki tam ze mnie super człowiek! Ot, czasami uda się coś ładniejszego wymyślić czy napisać – i tyle.
Wszystkim dziękuję za zainteresowanie i miłe słowa.
Bardzo interesująca rozmowa.
OdpowiedzUsuńCiekawa postać i interesujący wywiad.
OdpowiedzUsuńSuper wywiad :)
OdpowiedzUsuńgratki - świetny wywiad - już pisałam CI, że mnie zainteresowałaś książką, ale teraz to już naprawdę ciekawa jestem
OdpowiedzUsuńKsiążkę kojarzę, ciekawy wywiad.
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńPasjonujący wywiad, po książkę sięgnę:)
OdpowiedzUsuńI always read you with a lot of pleasure
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wywiad. Śliczny.
OdpowiedzUsuńBoa noite. Obrigado pela publicação especial.
OdpowiedzUsuń