"Dzisiaj kryminał musi mieć coś jeszcze, ja wybrałam komizm jako najbliższy mojemu usposobieniu". Rozmowa z Małgorzatą Starostą




Takie debiuty jak "Pruskie Baby" mogę czytać cały czas. Małgorzata Starosta swoją książką z wielkim przytupem wkracza do literackiego świata, a ja skorzystałam z okazji i zapytałam autorkę o kilka nurtujących mnie kwestii. Zapraszam do przeczytania naszej rozmowy.


Recenzja "Pruskich bab" - KLIK





Małgorzata Starosta to bibliofilka, polonistka oraz niedyplomowana etnolożka, a do tego poetka i prozatorka. Autorka wierszy i bajek dla dzieci oraz nagradzanych opowiadań obyczajowych i kryminalnych. Kocha włoską kuchnię, żelki Haribo i serial "Przyjaciele". "Pruskie Baby" to jej debiut literacki.









Wioleta Sadowska: Jak powstał pomysł na napisanie najbardziej różowej książki tej wiosny?


Małgorzata Starosta: To, że książka ostatecznie jest różowa, było wynikiem absolutnego i zupełnie nieplanowanego przebłysku geniuszu projektantki okładki, Natalii Jargieło z Wydawnictwa Vectra. W pewien poniedziałkowy wieczór symultanicznie zajęłyśmy się tworzeniem – ja opisu na okładkę, ona grafiki. Podesłała mi kilka wersji w różnej kolorystyce i przy tym różu serce zaczęło mi bić mocniej. Natychmiast wybrałam właśnie ten projekt, nie bacząc na uczucia, jakie obudzi w Naczelnym wydawnictwa. Na szczęście i jego udało się przekonać .


„Pruskie baby” od początku miały być książką dla kobiet napisaną z perspektywy kobiety - tylko w ten sposób mój zamiar zbudowania ciepłego i familiarnego klimatu mógł się ziścić. Początkowo dwa zupełnie niezwiązane ze sobą wątki – wątek rodowy sięgający kilku pokoleń wstecz oraz wątek nieszczęśliwej, niedojrzałej i pogubionej Edyty – miały się spleść w obyczajową opowieść o dojrzewaniu emocjonalnym i sile, jaką daje rodzina. Pierwsze strony powieści przeleżały w czeluściach mojego komputera siedem lat, nie zajrzałam do tego tekstu ani razu, godząc się z faktem, że moja szansa na spełnienie marzenia o zostaniu pisarką minęła bezpowrotnie w chwili, kiedy zdecydowałam się na rozwój kariery w korporacji. Tylko dzięki wspaniałym przyjaciołom odważyłam się przeczytać te kilkadziesiąt stron po latach, wymyślić całkiem zakręcony twist z wątkiem kryminalnym i doprowadzić historię do szczęśliwego (połowicznie, ale o tym później) zakończenia.


Przez te siedem lat ja dojrzałam jako osoba, nabyłam wielu cech, bez których nie udałoby się stworzyć powieści. Nauczyłam się także pewnej pokory i samokrytyki, która jest siłą napędową samorozwoju. A także, co najważniejsze, przeczytałam setki książek, szlifując swój warsztat językowy, bezwiednie stając się lepszym pisarzem.


Wioleta Sadowska: Pozostając zatem w temacie warsztatu, jak zachować odpowiednie proporcje pomiędzy warstwą kryminalną, a komediową?


Małgorzata Starosta: Umiejętność opowiadania historii z odpowiednią dawką humoru to cecha, którą musi posiadać każdy adept sztuki pisania utworów komediowych. To kwestia osobnicza, nie wszyscy przecież tak potrafią, a niektórzy są wprost mistrzami w tej dziedzinie. Z pewnością nie jest to coś, co można osiągnąć „na siłę”, wskutek poprawiania czy redagowania tekstów. Ja od dzieciństwa w ten sposób radziłam sobie z lękami i kompleksami – a tych mi, bynajmniej, nie brakuje! Nie lubię absurdów i denerwują mnie komedie o absurd oparte, uwielbiam komizm w warstwie językowej, subtelną grę słów. W ten sposób można zbudować naprawdę zabawne sceny a nawet postaci.


Oczywistym jest, że moje gusta literackie ukształtowała twórczość Joanny Chmielewskiej, ale przecież nie tylko. Wykształcenie literaturoznawcze pozwoliło mi zapoznać się z wieloma różnymi gatunkami, uwielbiam kabarety literackie, satyryczną twórczość dwudziestolecia międzywojennego, ale także i w kryminałach komizm jest obecny. Weźmy takiego Herculesa Poirot. Sam opis tej postaci budzi w czytelnikach lekki uśmiech, a co dopiero jego językowe pomyłki, neurotyczne natręctwa czy niekiedy zaskakujące konstatacje i opinie. Współczesny kryminał to rzadko typowa powieść detektywistyczna lub klasyczna sensacja. Dzisiaj kryminał musi mieć coś jeszcze, ja wybrałam komizm jako najbliższy mojemu usposobieniu.


Wioleta Sadowska: Tę zależność daje się wyczuć podczas czytania powieści. Istnieje taka teoria, że każdy pisarz najwięcej oddaje z siebie w swojej pierwszej książce. Muszę więc zapytać o to, ile jest Pani w „Pruskich Babach”?


Małgorzata Starosta: Istnieje także teoria, że książka jest obrazem duszy autora – i z nią się zgadzam całkowicie. Nie można napisać historii romantycznej miłości, jeśli nie jest się czułym wrażliwcem ani opisać krwawego mordu, mdlejąc na widok zdartego kolana. Z pewnością jest też prawdą, że pierwsze dzieło pisarza jest mu najbliższe i zajmuje szczególne miejsce w jego sercu, bo najczęściej opowiada historię, która długo w tymże pisarzu dojrzewała. „Pruskie baby”, jak już wiemy, dojrzewały we mnie kilka lat, zdążyłam zaprzyjaźnić się z ich bohaterami i wrosnąć trochę w tę rodzinę, którą znam na wskroś. Wiem nawet, co dzisiaj robi Edyta po południu i z kim tę kawę bezkofeinową pije 😊


Mnie, moich bliskich, znajomych, kolegów w „Pruskich babach” jest całe mnóstwo. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że niemal w każdej postaci znaleźć można cechę kogoś, kogo znam. Żaden z bohaterów nie jest odwzorowaniem prawdziwej osoby, ale każdego obdarzyłam zestawem zalet i wad znanych mi ludzi. Na przykład rodzice Edyty – wspaniali, czuli, mądrzy ludzie – właściciele apteki w centrum miasteczka są moją literacką wersją rodziców jednej z moich przyjaciółek z czasów studiów. Opisując relacje między nimi oraz samą aptekę, cały czas przed oczami miałam rodzinę państwa W., których córka jest dzisiaj znaną reportażystką.


Najwięcej mnie jest oczywiście w samej Edycie, choć to raczej ja sprzed ośmiu lat, z czasu, kiedy dopiero rodził się pomysł na powieść. Zaczerpnięta z życia na pewno jest relacja Edyty z babcią – wielokrotnie powtarzałam, że sama sobie mojej babci zazdroszczę. Pani Krystyna to taki sam czort jak moja babunia, obie mają szare i mądre oczy, obie sypią życiowymi mądrościami jak z rękawa. Również mąż pani Krystyny nosi imię Henryk, jak mój dziadek.


Wioleta Sadowska: Ciekawe zatem, kto zainspirował Panią do stworzenia postaci Rafała. Muszę przyznać, że przywiązanie tego bohatera do własnej matki jest komiczne i przerażające zarazem…


Małgorzata Starosta: Postać Rafała powstała pod wpływem silnego wzburzenia po usłyszeniu przykrej historii, jaka stała się udziałem jednej z moich przyjaciółek. Byłam wówczas bardzo pisarsko aktywna i w zasadzie każdą zasłyszaną anegdotę natychmiast zapisywałam. Owa przyjaciółka została brzydko potraktowana przez rozpuszczonego do granic możliwości jedynaka, którego mama wielbiła pod niebiosa, uważając przy okazji, że żadna dziewczyna nigdy nie będzie godna dostąpienia zaszczytu związania się z nim na poważnie. Zaczęłam więc tworzyć opowiadanie pt. „Rafałek”, głównie w celach terapeutycznych dla właścicielki złamanego serca i w ten sposób powołałam do życia najbardziej irytującego faceta, jakiego nosiła Ziemia. Choć muszę Pani wyjawić, że do samego końca serii będziemy z Rafałem obcować i nawet dam mu szansę na odkupienie win 😊



Wioleta Sadowska: Czuję zatem, że czekają nas niezłe wrażenia związane z tym mężczyzną. Dlaczego akcja powieści toczy się częściowo w Augustowie? Ma Pani sentyment do tego miejsca?


Małgorzata Starosta: Ogromny! Nie przesadzę, twierdząc, że Ziemia Augustowska to najpiękniejsze miejsce na świecie.


Wiele lat temu wzięłam udział w organizowanych dla słuchaczy pierwszego roku Etnologii na Uniwersytecie Wrocławskim praktykach studenckich, które odbywały się właśnie w Augustowie. Były to absolutnie magiczne dwa tygodnie, których nie zapomnę do końca życia. Nigdy tak bardzo nie pogryzły mnie komary!


Po raz pierwszy w życiu miałam wówczas okazję jeździć autostopem, być goszczoną przez tak zwanych autochtonów (studenci etnologii to nieszczególnie poważni ludzie są), zobaczyć niesamowitą Dolinę Rospudy i wspaniałe skarby Podlasia. Augustów był wówczas świeżo odnowiony dzięki unijnym funduszom i wyglądał wprost bajecznie z tym swoim eklektycznym ryneczkiem i jeziorem niemal w środku miasta. Bulwary wzdłuż Netty – nawet teraz mnie zatyka z zachwytu na samo wspomnienie.


A przy okazji Edyta musiała uciec daleko od swojego męża, a nie znam żadnego bardziej oddalonego od Wrocławia miejsca 😊


Wioleta Sadowska: Myślę, że dzięki Pani książce wielu czytelników zechce poznać ten zakątek naszego kraju. Czy „Pruskie Baby” to książka o rodzinie?


Małgorzata Starosta: Ponad wszelką wątpliwość! O rodzinie niezwykłej, żyjącej blisko i rozumiejącej siłę, jaka z niej płynie. I tu, odpowiadając na wcześniejsze pytanie, czytelnik znajdzie najwięcej mnie.


„Pruskie baby” początkowo miały być spisanymi wspomnieniami mojej babci, która pochodziła z ogromnej rodziny o poplątanych losach, z dziwacznymi historiami w tle. Zawsze mnie to fascynowało i wiele lat musiało upłynąć, żebym te wszystkie ciotki Benie i kuzynki Walizki posadziła na właściwe gałęzie rozległego drzewa genealogicznego. Krysia miała całe mnóstwo braci, sióstr, kuzynek, siostrzenic i bratanków. Sama miała czworo dzieci, każde z nich założyło rodzinę. Coniedzielny obiad w domu moich dziadków oznaczał spotkanie co najmniej osiemnastu osób, proszę sobie wyobrazić święta, komunie czy wesela! Dla mnie wspomnienie tamtych czasów to najpiękniejsza pamiątka, którą otrzymałam od babci a „Pruskie baby” są hołdem dla Jej pamięci.


Wioleta Sadowska: Czyli Krysia, której dedykuje Pani „Pruskie Baby” to...


Małgorzata Starosta: O Krysi już kilka słów padło. To moja ukochana babcia – najcudowniejsza, najbardziej szalona i najsłodsza osoba, jaką dane mi było poznać. Skarbnica opowieści, wyśmienita krawcowa, do której ustawiały się kolejki, skromna i nieśmiała na pozór. Właścicielka szarych skrywających ogromną mądrość oczu, pełna miłości dla wnuków. Taką ją pamiętam i taką chciałam ją uwiecznić.


Rodzina przedstawiona w „Pruskich babach” bez wątpienia podlega prawom matriarchatu. Dokładnie tak samo wyglądała rodzina mojej babci, w której to ona była Don Vito i do niej należało zawsze ostatnie słowo. Wszyscy ją szanowali i bez mrugnięcia okiem wykonywali jej polecenia a równocześnie darzyli ją bezgraniczną miłością. A ona odwdzięczała się tym samym. Była przy tym zawsze skora do żartów, szalenie dowcipna i naprawdę kochała się śmiać. Mam nadzieję, że udało mi się to oddać, tworząc postać babci Edyty.


Wioleta Sadowska: Pozostając w temacie naszych przodków, nie da się ukryć, że drzewo genealogiczne rodziny Prusków, Dębińskich i Wojnarskich jest dość pogmatwane. Jak tworzyła Pani te wszystkie koligacje rodzinne?


Małgorzata Starosta: Wszystkie gałęzie i odgałęzienia dokładnie sobie rozrysowałam, dopisując każdemu z członków rodu daty urodzenia i ewentualnej śmierci. Łatwo nie było! 😊


A tak całkiem poważnie – „Pruskie baby” zaczęły się od historii Krysi Dębińskiej. To były właśnie pierwsze strony, które napisałam na samym początku - miała być to przecież historia opowiedziana mi przez babcię. Panna Dębińska istniała naprawdę, naprawdę bawiła się z moją babcią w jakimś dworku na kresach, ale na tym prawda historyczna się kończy.


Tragiczną historię Krysi pożyczyłam z życia innej, bardziej współczesnej osoby, bo bardzo mi pasowała do dziedziczki. Zależało mi na tym, żeby pokazać strukturę rodów ziemiańskiej szlachty sprzed kilkudziesięciu lat, panujące wówczas zwyczaje i obyczaje, a przy okazji trochę się ponaigrawać z własnej rodziny, która dokładnie tak mi się jawi – jako wielkie niezgłębione drzewo z poplątanymi gałęziami. Dla przykładu: moja babcia miała siostrzenicę, która równocześnie była bratową mojego dziadka a jej męża. Oszaleć z tą rodziną można!


Wątek kryminalny dodatkowo wymusił na mnie wprowadzenie kolejnych linii, ale po kilku tygodniach pracy z bohaterami nie było to już trudne. Miałam przez chwilę plan, żeby zamieścić w książce drzewo czy też drzewa genealogiczne, ale doszłam do wniosku, że wówczas zbyt szybko czytelnik pozna niektóre sekrety, które powinny zostać odkryte w miarę odsłaniania kolejnych scen.


Wioleta Sadowska: „Pruskie Baby” to pierwsza część planowanego tryptyku. Kiedy pojawi się drugi tom tego cyklu?


Małgorzata Starosta: Szalenie się cieszę, że udało się zrealizować plan wiosennej premiery „Pruskich bab” w tych maksymalnie niesprzyjających okolicznościach. Wiele premier jest przesuwanych, wydawcy z lękiem przyglądają się sytuacji a mnie się udało, za co bardzo dziękuję Wydawnictwu Vectra.


Druga część cyklu przenosi akcję z Augustowa na Górny Śląsk, idealnie więc byłoby wypuścić książkę przed Śląskimi Targami, ale nie wiem, na ile w ogóle będzie to możliwe. Tak czy inaczej „Ślubu nie będzie!” w tej chwili znajduje się w rękach wspaniałej pani redaktor i będzie gotowe do wydania lada moment. Wszystko jednak zależy od sytuacji w kraju i od tego, jak szybko uda się opanować panującą pandemię.


Wioleta Sadowska: Miejmy nadzieję, że niebawem sytuacja się uspokoi i będzie można realizować swoje plany. Jest Pani maniakiem książek Agathy Christie. Jaką powieść poleca Pani na pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki?


Małgorzata Starosta: Choć trudno mi sobie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby nie znać twórczości Agathy 😊, na pierwsze spotkanie poleciłabym „Dwanaście prac Herkulesa”. Jest to cykl dwunastu opowiadań, w których belgijski detektyw Herkules Poirot w czasach mu współczesnych mierzy się z mitologicznymi zadaniami. A później po kolei, zaczynając od „Tajemniczej historii w Styles”, która powstała dokładnie sto lat temu.


Wioleta Sadowska: Jakim jest Pani czytelnikiem – wymagającym, czy raczej wyrozumiałym i uważnym?


Małgorzata Starosta: Kapryśnym i przywiązującym się do autorów. Na pewno jestem też wymagająca, zwłaszcza w kwestii języka, jakim napisana jest książka. Jakiś czas temu próbowałam przeczytać utwór jednego z najbardziej popularnych obecnie polskich autorów. Poddałam się po dwóch akapitach, tak bardzo zirytował mnie styl zarówno prowadzenia narracji jak i dialogów. Poza tym nie znoszę wulgaryzmów w literaturze, wybaczam je tylko mojemu wielkiemu krajanowi – Markowi Krajewskiemu. Jego książki czytać mogę w kółko.


Odpowiadając wprost na Pani pytanie: jestem wymagająca ale bywam wyrozumiała – w każdej książce są błędy, to truizm, ale dla laików wcale nie taki oczywisty. O ile błędy typograficzne jestem w stanie wybaczyć i w ogóle mnie nie zniechęcają (jest cała seria kryminałów islandzkiego autora, która wyszła z potwornie dużą ilością błędów typograficznych), o tyle ubogi język albo błędy frazeologiczne to dla mnie dyskwalifikacja już na starcie. Nie twierdzę, że każdy musi używać słów, które ja szczególnie lubię, jak na przykład „ablucje”, „facjata” czy „antenat”, niemniej od literata, umówmy się, oczekuję nieco więcej niż od przeciętnego Kowalskiego. Ja czytelnika szanuję i ufam, że nawet jeśli jakiegoś słowa nie będzie znał, to je sprawdzi w słowniku. Przynajmniej ja tak robię.


Wioleta Sadowska: Komu poleciłaby Pani lekturę „Pruskich Bab”?


Małgorzata Starosta: Wszystkim tym, którzy w literaturze szukają rozrywki, lubiącym rozwiązywać zagadki i niebojącym się zmierzyć z szaloną rodziną. To przede wszystkim literatura dla kobiet, czytających dużo i różnych gatunków. Niemniej jeszcze przed premierą oddałam książkę do przeczytania dwóm mężczyznom i obydwaj bardzo pozytywnie ją przyjęli, zwracając uwagę na komizm i lekkość utworu.


Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?


Małgorzata Starosta: Zachęcam Państwa do czytania, nie tylko „Pruskich bab”, mamy w Polsce wielu fantastycznych autorów, których twórczość wzbogaca naszą rodzimą schedę. Ciężki czas, w jakim przyszło nam obecnie żyć, to sytuacja dla wszystkich nowa, wymagająca i bardzo trudna. Tym trudniejsza dla twórców i ich mecenasów, wydawców, agentów, którzy zostali pozbawieni możliwości pracy według znanych sobie zasad, pomóżmy więc naszej kulturze.


Przede wszystkim jednak, życzę Państwu zdrowia i odpowiedzialności, przeczekajmy to szaleństwo w swoich domach i czytajmy książki.



Ja oczywiście dołączam się do apelu Małgorzaty Starosty i bardzo gorąco zachęcam was do przeczytania "Pruskich Bab". To odpowiednia lektura na trudne czasy, w jakich przyszło nam obecnie żyć.





Wpis powstał w ramach współpracy z autorką

24 komentarze:

  1. fajna ta autorka :D kobita z jajem:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, nie wiedziałam, że autorka lubi Agathę Christie. Ja jak dotąd znam jedną jej książkę i szczerze mówiąc nie przypadła mi do gustu. Skorzystam z rekomendacji pani Starosty sięgając po kolejne tytuły. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. to już koniecznie muszę przeczytać tę ksiażkę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię te wywiady :) Są takie emocjonujące i lubię je czytać. Ten mi pomógł :):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa.. czyli tak wygląda autorka :D Ta książka ciągle mi się gdzieś przewija..

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjemny, interesujący wywiad.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny wywiad, gratuluję !

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie słyszałam zupełnie o tej książce, a szkoda, bo wydaje się ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po wywiadzie spojrzałam na książkę w innym świetle :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, że te wszystkie gałęzie i odgałęzienia, które autorka dokładnie sobie rozrysowała, nie umieściła jednak w książce. Dzięki temu byłoby mi łatwiej połapać się w tych rodzinnych zależnościach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratuluję kolejnego bardzo udanego wywiadu. 😊

    OdpowiedzUsuń
  12. kryminał - zdaje się, że już wszystko się w tym gatunku zadziało... a może nie

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ to nie jest zwykła różowa okładka. Ta w sobie ma "to coś" :)

    OdpowiedzUsuń
  14. coraz bardziej mnie ta książka interesuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Coraz większą mam ochotę na tę powieść.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniały wywiad przybliżający autorkę i jej debiut. Bardzo chciałabym móc przeczytać "Pruskie baby".

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za ślad, który tutaj zostawiacie :)

Copyright © 2016 Subiektywnie o książkach , Blogger