"Cała historia jest pretekstem do zadawania pytań o prawdziwą naturę człowieka". Rozmowa z Edwardem Strunem
Prozę Edwarda Struna poznałam w 2014 r. Dość długo czekałam więc na kolejną książkę autora, ale było warto. "Nadir" to najnowsza powieść Edwarda Struna, wydana pod patronatem medialnym Subiektywnie o książkach. Zapraszam was dzisiaj do przeczytania mojej rozmowy z autorem. Zapewniam, że jest arcyciekawa.
Recenzja książki "Nadir" - KLIK
Edward Strun to pseudonim artystyczny urodzonego w 1981 r. na Górnym Śląsku, absolwenta Wydziału Budownictwa Politechniki Śląskiej. Pseudonim "Strun" pochodzi od Teorii Strun, a imię "Edward" od Edwarda Wittena, propagatora tej teorii. W 2014 r. autor wraz ze swoją wieloletnią partnerką wydał debiutancką powieść pt. "Wolność urojona".
Wioleta Sadowska: Jak narodził się w Twojej głowie pomysł na stworzenie międzygwiezdnego statku Nadir?
Edward Strun: Pomysł narodził się kilkanaście lat temu. Inspiracją był świetny, chyba już trochę zapomniany film Konrada Niewolskiego pt. „Symetria”. Urzekł mnie jego realizm. Jako, że zawsze byłem miłośnikiem SF, w mojej głowie od razu pojawiła się myśl: „Fajnie byłoby napisać coś równie realistycznego o więźniach wysłanych w Kosmos”. Spłodziłem wtedy kilka nieudolnie napisanych stron, które zatytułowałem „Nadir”. Tekst oczywiście wylądował w szufladzie. Sięgnąłem po niego po ponad dziesięciu latach i zacząłem poprawiać, udoskonalać, dopisywać. Tak długo, aż w końcu urósł do rozmiarów powieści. Historia bardzo szybko stała się pretekstem do rozważań nad ludzką naturą i nad „wolnością wyboru”.
Wioleta Sadowska: Koncepcja dożywotniej tułaczki skazańców po obszarach Drogi Mlecznej jest dość nietuzinkowa. Czy to według Ciebie kara gorsza niż śmierć?
Edward Strun: Myślę, że tak. Śmierć jest łagodniejszym wyrokiem niż wieczne życie w warunkach całkowitej izolacji, w zamknięciu, w towarzystwie garstki innych kryminalistów. Człowiek od zawsze marzył o tym, by jego życie trwało w nieskończoność. Ale gdyby głębiej się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że pragnienie to wynika głównie z podświadomego lęku przed śmiercią. Czyli zwierzęcego instynktu, który mamy zaprogramowany od urodzenia. Z kolei druga strona ludzkiej natury jest taka, że wszystkim w końcu się nudzimy. Nawet gdyby to niekończące się życie było iście rajskie, w pewnym momencie poczulibyśmy znużenie, zmęczenie sielanką, potrzebę zmiany, chęć odczucia jakiegoś dreszczyku emocji. Należałoby więc zadać sobie pytanie: Czy nieskończone życie kiedyś by człowieka nie znudziło, stając się męczarnią?
Wioleta Sadowska: To kolejna myśl do rozważenia. W swojej powieści prezentujesz także interesującą wizję przyszłości ukazującą chociażby zastępowanie chorych narządów syntetycznymi odpowiednikami, czy też podawanie Panaceum, czyli środka zatrzymującego proces starzenia. Czy istnieje według Ciebie jakaś granica postępu nauki i techniki, której ludzkość nie powinna nigdy przekraczać?
Edward Strun: Postęp może dotyczyć tylu aspektów życia, że wyznaczenie jednej wspólnej granicy, moim zdaniem, nie jest możliwe. Na pewno obawiałbym się rozwoju technologii związanej z jakąś autonomiczną, inteligentną bronią, mogącą wymknąć się spod kontroli i spowodować masową eliminację życia na Ziemi. Z drugiej strony – narzędzie, które w zamyśle konstruktorów wcale nie miało być bronią, nagle może się nią stać. Po prostu każdy wynalazek powinien być rozpatrywany indywidualnie.
Wioleta Sadowska: W książce nie brakuje także pytań o istnienie dobra i zła. Czy w Twoim przekonaniu tym pojęciom bliżej do abstrakcji?
Edward Strun: Do abstrakcji może nie. To akurat określenie użyte przez jednego z moich bohaterów – i to w dodatku największego psychopatę (a trzeba podkreślić, że konkurencję miał sporą!). Jednak faktycznie uważam, że dobro i zło to pojęcia stworzone przez człowieka. Wiem, że na pierwszy rzut oka brzmi to dość kontrowersyjnie, jednak wystarczy spojrzeć w szerszym kontekście. Natura nie zna dobra i zła. Bo kto o zdrowych zmysłach uzna, że lew zabijający antylopę jest zły? Albo, że kamień, który, porwany przez lawinę, spadł komuś na głowę, jest zły? Teraz wystarczy uświadomić sobie pewne fakty: Wszechświat istnieje od około czternastu miliardów (!) lat, Ziemia od czterech i pół miliarda (!) lat, człowiek pojawił się około sto dziewięćdziesiąt tysięcy (!) lat temu, a początki cywilizacji datuje się na pięć i pół tysiąca (!) lat wstecz. W porównaniu z pozostałymi wielkościami działalność człowieka to krótka chwila. Można oczywiście wierzyć w to, że Bóg ofiarował człowiekowi przykazania, czyli odwieczne wytyczne na temat dobra i zła, na kamiennych tablicach itd. Jednak ja, jako racjonalista, nie potrafię bezkrytycznie przyjąć opowieści zapisanych w starych księgach. Uważam, że już wtedy zadziałała zasada, którą później Kant nazwał imperatywem kategorycznym. Człowiek sam wyznaczył sobie uniwersalne zasady moralne, dzięki którym życie w grupie było łatwiejsze. I bardzo dobrze, że tak się stało.
Wioleta Sadowska: Pozostając więc w tym temacie, nie mogę nie zapytać cię o to, czy uleganie przez człowieka instynktowi można odbierać w kategoriach winy?
Edward Strun: Myślę, że można, choć problem oczywiście jest złożony. W „Nadirze” stawiam wiele pytań na ten temat, podejmując polemikę z Anthonym Burgessem i jego sławną „Mechaniczną pomarańczą”. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że u niektórych owe instynkty są silniejsze i trudniej się im przeciwstawić, więc jedni mają łatwiej, inni trudniej. Świat z natury jest niesprawiedliwy. Jednak w definicję człowieczeństwa wpisane jest hamowanie żądz w imię wyższych celów. Głównie to odróżnia człowieka od zwierząt.
Wioleta Sadowska: “Nadir” to książka posiadająca rozbudowaną warstwę wynurzeń filozoficznych i egzystencjalnych. Tobie udało się połączyć ją z płaszczyzną rozrywkową. Jak to zrobić?
Edward Strun: Przede wszystkim cieszy mnie wiadomość, że Twoim zdaniem ta sztuka mi się udała. W „Nadirze” rozważania filozoficzne nie są jakimiś niepotrzebnymi wtrętami, nudnymi wykładami, wciśniętymi na siłę, żeby książka była „mądrzejsza”. Zazwyczaj są motorem napędowym akcji, uzasadniają pewne wydarzenia, motywują postępowanie bohaterów. Cała historia jest pretekstem do zadawania pytań o prawdziwą naturę człowieka. Przynajmniej mam nadzieję, że taki efekt zdołałem uzyskać.
Wioleta Sadowska: Zdecydowanie ci się to udało. Któremu bohaterowi z załogi “Nadira” oddałeś najwięcej z siebie?
Edward Strun: Biorąc pod uwagę fakt, że załoga Nadira to prawie sami psychopaci, degeneraci, prymitywne, brutalne indywidua, odpowiem: wszystkim (śmiech). A tak na poważnie, najbliżej mi do Bernarda Trentmanna, pojawiającego się w drugiej części powieści. Bernard jako jedyny na pewnym etapie pisania wymknął mi się spod kontroli, zaczął żyć własnym życiem, przejął inicjatywę i poprowadził wydarzenia inaczej, niż pierwotnie zakładałem. Bliska mojemu sercu jest jego niechęć do jednostek przejawiających cechy osobowości autorytarnej oraz jego podejście do władzy, to znaczy traktowanie jej jak zło konieczne.
Wioleta Sadowska: Twoja najnowsza powieść została utrzymana w konwencji science-fiction. Lubisz ten gatunek literacki?
Edward Strun: Bardzo lubię i to niemal od zawsze. Najbardziej kręci mnie hard SF, czyli gatunek kładący duży nacisk na naukę, zachowanie realizmu i wierność prawom fizyki. Od dawna interesuje mnie astrofizyka i kosmologia, więc pewnie stąd te upodobania.
Wioleta Sadowska: Po lekturze “Nadira” pojawiło się w mojej głowie pytanie: Dokąd zmierzamy i jak będzie wyglądała nasza przyszłość? Czy są zasadne w kontekście tego gatunku literackiego?
Edward Strun: Niezmiernie mnie to cieszy. Fantastyka naukowa została stworzona głównie po to, by ludzie zadawali sobie właśnie to pytanie.
Wioleta Sadowska: Zadebiutowałeś w 2014 r. książką pt. “Wolność urojona”. Na Twoją kolejną powieść musieliśmy więc czekać aż 5 lat. Czy tak długo zajęło Ci pisanie “Nadira”?
Edward Strun: Zdecydowanie nie. Nad „Nadirem” faktycznie pracowałem bardzo długo, wciąż udoskonalając tekst i dokładając nowe fragmenty. Ale w międzyczasie ukończyłem też trzecią powieść. Zacząłem pisać czwartą. Poza tym moje opowiadanie ukazało się w internetowym czasopiśmie „Sofa”, które niestety już od jakiegoś czasu nie jest wydawane. W przyszłym roku moje wypociny zostaną opublikowane w bezpłatnej antologii „Fantazmaty”. To znaczy, jak dobrze pójdzie w przyszłym roku, bo moje opowiadanie ma znaleźć się w czwartym tomie „Fantazmatów”, a jak na razie nie został wydany trzeci. Jak widać trochę spłodziłem przez te pięć lat. Ale nie zmienia to faktu, że piszę bardzo wolno, a piszę wolno, bo jestem flegmatykiem i wszystko robię wolno. Poza tym staram się nie kopiować cudzych pomysłów, chcę, żeby moje historie były jedyne w swoim rodzaju, a to wymaga wielkiego wysiłku i... czasu.
Wioleta Sadowska: Jestem ciekawa jak pojawił się pomysł na Twój pseudonim literacki?
Edward Strun: Mój pseudonim nawiązuje do teorii strun, która zafascynowała mnie od pierwszej chwili, w której o niej usłyszałem. Od razu kupiłem cały stos książek popularnonaukowych na jej temat i zacząłem nałogowo czytać. Bo jak można nie być zafascynowanym? W dużym uproszczeniu teoria strun stara się połączyć wszystkie oddziaływania występujące w fizyce w jeden wzór. Czyli stworzyć uniwersalną zasadę rządzącą całym znanym nam światem. Zupełnie jakbyśmy Boga za nogi złapali i to niemal dosłownie. Jeżeli do tego dołożymy fakt, że w wyniku skomplikowanych wyprowadzeń matematycznych okazało się, że świat złożony jest z kilkunastu wymiarów (lub nawet dwudziestu sześciu), a zmysły pozwalają nam dostrzec tylko trzy – co znaczy, że większość wymiarów jest przed nami ukryta – robi się naprawdę niesamowicie. Oczywiście każdy medal ma dwie strony i niestety w dzisiejszych czasach wielu fizyków uważa, że teoria strun to ślepy zaułek – wzorów nie da się poprawnie wyprowadzić, a tym bardziej doświadczalnie potwierdzić.
Imię Edward natomiast wybrałem w hołdzie dla Edwarda Wittena, fizyka, który w połowie lat dziewięćdziesiątych na nowo wskrzesił teorię strun, a jego wkład w jej rozwój jest nie do przecenienia.
Wioleta Sadowska: Kilkanaście wymiarów – to brzmi bardzo intrygująco. Jakie są Twoje najbliższe plany pisarskie?
Edward Strun: Jak wspomniałem wcześniej, w przyszłym roku moje opowiadanie wyjdzie w „Fantazmatach IV”. Ukończyłem też trzecią powieść. Pewnie teraz będę ją przerabiał i udoskonalał do upadłego. Książka traktuje o podróżach w czasie. Ale, jak zwykle, podszedłem do tematu bardzo realistycznie, to znaczy podróże odbywają się za pośrednictwem mostów Einsteina-Rosena, a niezbędną, ogromną energię potrzebną do otwarcia tunelu czasoprzestrzennego ludzkość pozyskuje dzięki sferze Dysona skonstruowanej wokół jednej z gwiazd tworzącej układ potrójny Alfa Centauri. Jednak większa część akcji toczy się na Ziemi, a dokładnie w Jerozolimie w czasach Chrystusa. Do tego zagadnienia również podszedłem maksymalnie realistycznie i włożyłem sporo trudu, żeby jak najwierniej odtworzyć realia tamtych czasów.
Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałabyś przekazać czytelnikom Subiektywnie o książkach?
Na zakończenie chciałbym odwrócić formułę wywiadu i zadać pytanie Tobie. Od dawna zastanawiam się, ile zatrudniasz osób na pełnym etacie. Ja szacuję, że co najmniej osiem (śmiech). A tak na poważnie, czy liczyłaś kiedyś, ile średnio stron w miesiącu jesteś w stanie przeczytać i ile słów napisać? Zaglądam na Twój blog od kilku lat i to, co robisz jest naprawdę niesamowite. Zachowanie wysokiej jakości przy takiej liczbie recenzji, zapowiedzi, wywiadów, wpisów w mediach społecznościowych, wydaje się niemożliwe. A jednak!
Wioleta Sadowska: He he, to mnie zaskoczyłeś. Cieszę się bardzo, że zaglądasz na mój blog od kilku lat. Otóż wszystko robię sama, co oczywiście zajmuje mi sporo czasu. Pracuję po kilkanaście godzin dziennie na to, aby wszystko, co prezentuje było na jak najwyższym poziomie. Przyznam, że nie liczyłam nigdy tego, ile stron w miesiącu jestem w stanie przeczytać i ile słów napisać. Ale muszę ci powiedzieć, że szybko mówię, szybko czytam oraz szybko piszę i jeśli dodać do tego prawdziwą pasję to jak widać niemożliwe staje się możliwe 😀
Wydawałoby się, że kara śmierci to najgorsza kara, jaka może spotkać człowieka. Jak jednak pokazuje w swojej wielowarstwowej książce Edward Strun, gorszą od niej jest przedłużanie ludzkiego życia w nieskończoność. Przeczytajcie koniecznie "Nadira". To bardzo dobra książka.
Wpis powstał w ramach współpracy z autorem.
Lubię dobre sf, zapamiętam :)
OdpowiedzUsuńGratuluję wywiadu !
OdpowiedzUsuńCiekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuńPrzekaz zawarty Nadirze jest interesujący, jednak gatunek SF jak na razie skutecznie mnie odstrasza. Dotąd nie przeczytałam ani jednej książki z tego gatunku.
OdpowiedzUsuńświetnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! miło kiedy rozmwóca docenia nasza prace
OdpowiedzUsuńKsiążka to nie mój gatunek, ale rozmowa naprawdę zajmująca. 😊
OdpowiedzUsuńCiekawa osobowość, książka zapowiada się ciekawie i mimo iż nie jestem wielbicielką sf chętnie po nią sięgnęłabym :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna rozmowa.
OdpowiedzUsuńBrawo dla autora...za odwrócenie kota ogonem! :)
OdpowiedzUsuń