Gdy tylko miał czas, uciekał w busz. Fragment książki "Ryzykant i subtelny urok szmaragdów"
Premiera najnowszej książki Andrzeja Śliwy pt. "Ryzykant i subtelny urok szmaragdów" będzie miała miejsce na tegorocznych Targach Książki w Krakowie. Dziś przygotowałam dla was jej przedpremierowy fragment, który mam nadzieję, zachęci was do zainteresowania się tym tytułem.
Stan siedział w boeingu 707 linii KLM zmierzającym do Lusaki. Sączył sok pomidorowy. Po wczorajszych wyczynach miał dosyć alkoholu. Pamiętał wszystko w miarę dokładnie, świadomości nie stracił, ale całość była ciągiem nierealnych obrazów. A on sam jak dzieciak z ADHD był wszędzie, robił wszystko, wspaniały, niezwyciężony. Alkohol płynął rzeką, ale on nie był pijany. Natomiast palił jakieś skręty, część chyba z tytoniem, ale reszta? W każdym razie szalał na parkiecie, brylował w rozmowach, sypał żartami, śmiał się nieustannie. Czy tak było? Na pewno zakończył w centrum miasta, w małym mieszkanku z dużym łóżkiem i dwoma dziewczynami. Dość szalonych wspomnień.
Podsumowanie. Leci do Lusaki. W południe przeprowadził trzy rozmowy telefoniczne z Zambią. Oczywiście nie pytał wprost, ale zarówno w pracy, jak i domu nikt go nie poszukiwał. Prawdopodobnie był bezpieczny, ale gwarancji nie miał. Stracił furgonetkę, kupioną na bazarze za grosze, z lewymi papierami. Tablice rejestracyjne, kupione na złomowisku, sam zmienił. Nie rejestrował jej, służyła tylko do wyjazdów za szmaragdami, miała ewentualnie urwać trop.
Na pace tego auta, pod starą plandeką, zawsze woził skrzynkę piwa. Ta skrzynka prawdopodobnie uratowała mu życie. Czekający w zasadzce musieli się tym piwem nieźle uraczyć, jeśli nie trafili Stana, strzelając z kilkunastu metrów. Furgonetkę prawdopodobnie sprzedali, nikomu nie raportując znaleziska. Ale to wariant optymistyczny, prawda może być inna.
Pozytywne aspekty były fenomenalne. Zaryzykował wszystko, zarobił na czysto około osiemdziesięciu tysięcy dolarów. Nieprawdopodobny rezultat. Tak znakomity interes może się nigdy nie powtórzyć, ale trzeba iść za ciosem. Grzech porzucić taką szansę. Ryzyko duże, ale ostrożni szampana nie piją. Podjął ostateczną decyzję i poczuł ulgę.
Odprężył się. Dwa lata wcześniej siedział w podobnym samolocie. Pierwszy raz w życiu leciał do Afryki. Miał walizkę, sto dolarów, bilet w jedną stronę i kontrakt z potężną firmą górniczą, która wydobywała w Zambii miedź. Dla tego wyjazdu porzucił pracę naukową na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej i schował do szuflady obiecującą pracę doktorską. Rodzina pukała się w głowę: „Po co ci to? Masz bardzo dobrą pracę, otwartą karierę, a tam co cię czeka? Tropikalne choroby, smród, brud i bałagan”. Lepiej wykształceni mówili o syndromie Livingstona: „Odkrywcą chce być, podróżnikiem, ale to już nie te czasy”. A Staszek (w Zambii został Stanem) swoje wiedział. Dla takiej szansy studiował górnictwo i złapał pierwszą okazję, która się pojawiła. Można wydobywać miedź w Zambii – jedziemy do Zambii kopać miedź!
Fascynacja buszem dopadła Stana natychmiast. Samolot jeszcze nie dotknął ziemi, a on już polubił widok na ocean żółtozielonych traw sawanny upstrzony kępami ciemnozielonych drzew, bez śladu człowieka. Gdy tylko miał czas, uciekał w busz.
W Afryce w końcu ubiegłego wieku pozostały jeszcze zakątki, w których poszukiwacze znajdowali skarby, awanturnicy – przygody, a myśliwy mógł nagle stać się łowną zwierzyną. Stan, ryzykując wszystkim, przebija się przez afrykański busz, bezdrzewne stoki Hindukuszu i kolumbijską selwę na szczyty międzynarodowego biznesu kamieni szlachetnych. W finansowej dżungli londyńskiego City musi odnaleźć właściwą drogę. Gdzie doprowadzi go kontrowersyjna osobowość i nietypowe poglądy? Czy szalony tryb życia i osobiste kłopoty wpłyną na jego karierę? Czy przetrwa wszystkie wyzwania?
Stan siedział w boeingu 707 linii KLM zmierzającym do Lusaki. Sączył sok pomidorowy. Po wczorajszych wyczynach miał dosyć alkoholu. Pamiętał wszystko w miarę dokładnie, świadomości nie stracił, ale całość była ciągiem nierealnych obrazów. A on sam jak dzieciak z ADHD był wszędzie, robił wszystko, wspaniały, niezwyciężony. Alkohol płynął rzeką, ale on nie był pijany. Natomiast palił jakieś skręty, część chyba z tytoniem, ale reszta? W każdym razie szalał na parkiecie, brylował w rozmowach, sypał żartami, śmiał się nieustannie. Czy tak było? Na pewno zakończył w centrum miasta, w małym mieszkanku z dużym łóżkiem i dwoma dziewczynami. Dość szalonych wspomnień.
Podsumowanie. Leci do Lusaki. W południe przeprowadził trzy rozmowy telefoniczne z Zambią. Oczywiście nie pytał wprost, ale zarówno w pracy, jak i domu nikt go nie poszukiwał. Prawdopodobnie był bezpieczny, ale gwarancji nie miał. Stracił furgonetkę, kupioną na bazarze za grosze, z lewymi papierami. Tablice rejestracyjne, kupione na złomowisku, sam zmienił. Nie rejestrował jej, służyła tylko do wyjazdów za szmaragdami, miała ewentualnie urwać trop.
Na pace tego auta, pod starą plandeką, zawsze woził skrzynkę piwa. Ta skrzynka prawdopodobnie uratowała mu życie. Czekający w zasadzce musieli się tym piwem nieźle uraczyć, jeśli nie trafili Stana, strzelając z kilkunastu metrów. Furgonetkę prawdopodobnie sprzedali, nikomu nie raportując znaleziska. Ale to wariant optymistyczny, prawda może być inna.
Pozytywne aspekty były fenomenalne. Zaryzykował wszystko, zarobił na czysto około osiemdziesięciu tysięcy dolarów. Nieprawdopodobny rezultat. Tak znakomity interes może się nigdy nie powtórzyć, ale trzeba iść za ciosem. Grzech porzucić taką szansę. Ryzyko duże, ale ostrożni szampana nie piją. Podjął ostateczną decyzję i poczuł ulgę.
Odprężył się. Dwa lata wcześniej siedział w podobnym samolocie. Pierwszy raz w życiu leciał do Afryki. Miał walizkę, sto dolarów, bilet w jedną stronę i kontrakt z potężną firmą górniczą, która wydobywała w Zambii miedź. Dla tego wyjazdu porzucił pracę naukową na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej i schował do szuflady obiecującą pracę doktorską. Rodzina pukała się w głowę: „Po co ci to? Masz bardzo dobrą pracę, otwartą karierę, a tam co cię czeka? Tropikalne choroby, smród, brud i bałagan”. Lepiej wykształceni mówili o syndromie Livingstona: „Odkrywcą chce być, podróżnikiem, ale to już nie te czasy”. A Staszek (w Zambii został Stanem) swoje wiedział. Dla takiej szansy studiował górnictwo i złapał pierwszą okazję, która się pojawiła. Można wydobywać miedź w Zambii – jedziemy do Zambii kopać miedź!
Fascynacja buszem dopadła Stana natychmiast. Samolot jeszcze nie dotknął ziemi, a on już polubił widok na ocean żółtozielonych traw sawanny upstrzony kępami ciemnozielonych drzew, bez śladu człowieka. Gdy tylko miał czas, uciekał w busz.
Jesteście zainteresowani przeczytaniem tej książki?
Wpis powstał w ramach współpracy z autorem.
Tytuł tradycyjnie zapisuję :)
OdpowiedzUsuńnie slyszalam o tej ksiazce:)
OdpowiedzUsuńMoże być, czasami warto zmienić tematykę czytanych książek. Ogólnie szmaragd działa na wyobraźnię...
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiła ta książka.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam, ale przyznam, że tytuł zaciekawia, a całokształt naprawdę zachęca do poznania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ♡
Będę o niej pamiętała, ale w tej chwili jestem zasypana książkami ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy jestem zainteresowana tą książką. Tematyka nie do końca mnie zachęca, ale nie mówię nie :)
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona :)
OdpowiedzUsuńOh very interesting darling
OdpowiedzUsuńxx
Hmm... Nie zupełnie czuję się przekonana, ale się jeszcze zastanowię 😉
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
Ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że kiedyś się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcający do lektury fragment. 😊
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale fragment bardzo zachęcający.
OdpowiedzUsuńZachecajace
OdpowiedzUsuń