Koniec świata - KONKURS
Dzięki uprzejmości Thomasa Arnolda, mam dla Was jeden egzemplarz najnowszej książki autora, czyli "Tetragon". Zapraszam wszystkich do wzięcia udziału w konkursie, w którym ktoś z Was zdobędzie powieść z dedykacją pisarza.
Zasady konkursu:
·
W konkursie mogą wziąć udział wszyscy, bez
wyjątku.
·
Konkurs trwa od dzisiaj do 31 stycznia 2016 r.,
do północy.
·
Aby wziąć udział w konkursie, należy dokończyć poniższe zdanie:
Mój prywatny koniec świata, czyli...
Mile widziane kreatywne
odpowiedzi. Ilość znaków i forma nieograniczona.
· Swoją odpowiedź należy zostawić pod tym postem,
jako komentarz wraz ze swoim adresem e-mail.
· Będzie mi miło, jeśli zamieścicie baner
konkursowy na swoich stronach, nie jest to jednak warunek konieczny.
· Wśród odpowiedzi, jakie pozostawicie pod
ogłoszeniem, wybiorę jedną, która najbardziej mnie zaskoczy.
· Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu trzech dni od
zakończenia konkursu. Zwycięzcę powiadomię e-mailowo o wygranej.
Do dzieła! Książka czeka na nowego właściciela!
powodzenia :)
OdpowiedzUsuńŚwietna powieść - naprawdę warto o nią powalczyć.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata,
OdpowiedzUsuńczyli samotność na stare lata
Gdy kot trafi do kociego nieba
Gdy już spełnię to, czego mi trzeba
Jeśli nie będę mogła już czytać
To spróbuję brzytwy się chwytać
Na szczęście audobooka sobie posłucha
Jeśli nie będę głucha
klaudiaannacebula@wp.pl
Świetne!
UsuńPowodzenia :)
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata, czyli... śmierć mojego psa.
OdpowiedzUsuńPrzez dwanaście lat był przy mnie, można powiedzieć, że właściwie nie rozstawaliśmy się...
I nagle pustka, nocami nasłuchiwałam stukotu pazurków, po przyjściu do domu nie czekał przy drzwiach, chociaż mija już trzeci rok, nadal nie opuszcza moich myśli...
Gdy czytam wiersz Barbary Borzymowskiej, płaczę
"To tylko pies, tak mówisz
tylko pies...
a ja ci powiem
że pies to często jest więcej niż
człowiek
on nie ma duszy, mówisz...
popatrz jeszcze raz
psia dusza większa jest od psa
i kiedy się uśmiechasz do niej
ona się huśta na ogonie
a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko pies wyrusza
przecież przy tobie jest psie niebo
z tobą zostanie jego dusza"
Katarzyna
kki13@interia.pl
Mój prywatny koniec świata, czyli...
OdpowiedzUsuńśmierć mojego ukochanego zespołu. Co prawda kiedy się rozwiązali miałem dwa lata, ale od kiedy odkryłem ich muzykę i uświadomiłem sobie, że nie nagrają już niczego wspólnie, że się sprzedali dla popularności... najgorsze co mnie w życiu spotkało to rozpad Maanamu i O.N.A
radoslaw.hucko@spoko.pl
UsuńUwielbiam powieści apokaliptyczne, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa nie będę brał udziału, bo już książkę mam i czytałem, więc tylko mogę życzyć powodzenia. Książka warta starania się o nią. :)
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata nastąpi wtedy, kiedy moi najbliżsi znikną. Gdy zniknie rodzina, zwierzęta, które kocham najbardziej na świecie, mój chłopak, który jako jeden z niewielu mnie rozumie i akceptuje taką jaka jestem. Oraz jeżeli moja Jedyna najlepsza przyjaciółka, która.. jest wyjątkowa. Jeżeli przegra z chorobą, to jestem pewna,że to będzie koniec świata. Nastąpi czas, czarna dziura. Moja rozpacz będzie okropna, aż sama po jakimś czasie zniknę. Zginę. Bez niej.
OdpowiedzUsuńtylkomagiaslowa@gmail.com
Powodzenia Kochani;*:*
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata, czyli...świat bez książek. Nie potrafię sobie wyobrazić tej pustki świata bez słowa pisanego, bez zapachu książek, bez dotyku ich okładki i szelestu kartek. Apokaliptyczna wizja jest tym straszniejsza, że odejście książek oznacza zanik inteligencji, zezwierzęcenie, agresję, brak jakiejkolwiek kontroli, wiedzy na temat konsekwencji czy poczucia odpowiedzialności. Wszak to książki kształtują w duzej mierze nasze postawy, poazują wzorce godne naśladowania. Co się zatem stanie, kiedy odejdą? Czy przestaniemy być ludźmi?
OdpowiedzUsuńAdres e-mail: guljustyna@gmail.com
UsuńMój prywatny koniec świata, czyli...kiedy zostanę sam, choć wokół mnie będzie mnóstwo ludzi, lecz nie będzie tej jedynej, ukochanej, najbliższej; nic innego się nie liczy, wtedy chciałbym już usnąć i się nie obudzić, bo żadna książka nie będzie już smakować, a świat przestanie fascynować.
OdpowiedzUsuńantoni.lesniak@poczta.fm
powodzenia
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata nastąpi w chwili kiedy jego umysł jeszcze będzie śnić, a serce ostatni raz zakołacze się w piersi. Zatrzyma się wtedy świat, bo nie będzie już uśmiechu, ani jasnego spojrzenia, które rozbraja szczerością. Staną zegary, bo nie będę potrzebować już czasu na odmierzanie minut do spotkania, ani sekund do pocałunku. Mój prywatny koniec świata nastąpi w chwili ostatniego pożegnania.
OdpowiedzUsuńpaulina.gaworska91@gmail.com
Pozdrawiam:)
Ja powiem krótko - mój prywatny nierealny koniec świata to przeczytanie wszystkich książek! Bo czym jest świat bez kolejnej dobrej książki? Zdecydowanie niczym!
OdpowiedzUsuńzksiazkawreku@gmail.com
Mój prywatny koniec świata ... chyba sobie go nie wyobrażam :)
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata to polanka w lesie. Gdy się tam znajdowałam czułam, że nikt mnie nie jest w stanie znaleźć...że świat nie istnieje, tylko ja i owe miejsce. Czuć zapach trawy i słyszeć szum pobliskich drzew. Czułam wtedy się tak bezpieczna otulona promieniami słońca, które w danej chwili były zarezerwowane tylko dla mnie. Niestety przez codzienność obowiązków nie mam już czasu odwiedzić tego magicznego miejsca. Na szczęście mam drugi koniec świata są nim ramiona mojeo ukochanego. Przy nim czuję się jeszcze bezpieczniej niż na polance. Mój prywatny koniec świata jest wtedy gdy świat, codzienność, smutki czy też rozterki przestają mieć znaczenie.
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata,
OdpowiedzUsuńczyli zapomnienie.
Póki mam w głowie twój obraz.
Póki wariuję
gdy czuję perfumy twoje
na innym ciele.
Póki bęłkoczę
coś o tobie po alkoholu.
Póki w snach mnie całujesz
- jak kiedyś.
Póki oczy mi świecą,
gdy ktoś wypowiada twoje imię.
Póki to wszytko istnieje
- wiem, że żyję.
Gdy zapomnę
- czuć nie będę;
z głowy cię wygonię
i ze snów nawet usunę.
Gdy nic mnie nie tknie,
słysząc twoje imię
i czując twoje perfumy
- wszyscy możecie pochować
wspomnienie o mnie
i o niej.
To koniec
koniec mnie
jej koniec
koniec świata.
kolorowakundzia@gmail.com
Mój prywatny koniec świata, czyli
OdpowiedzUsuńtrwanie bezsensowne w chwili,
która pustką tchnie bezczelną,
której nic już nie umili.
muma.kontakt@gmail.com
Mój prywatny koniec świata, czyli... moment,
OdpowiedzUsuńw którym skończy się to, co prowadzi mnie cały czas.
Stracenie kierunku, marzeń; brak możliwości,
a przede wszystkim to, że zgaśnie chęć od wewnątrz
podążać za fascynacją i pomysłami, zatracenie pewności,
że myśli Me niezgodne są już z intuicją, z osobowością,
pozbawione Mnie całego.
Po tym wszystkim zatem, zasiąść w fotelu na kanapie,
zasiąść, usiąść, położyć się, to jednak dalej w jedno,
zanurzam się w pustce, nieładzie, sprzeczności z sobą,
i znikam, i wyciera Moje istnienie szara gumka codzienności.
Potem tylko ciało, duszy otok pozostaje i tkwi wewnątrz
wszystkiego czym dusza gardzi.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMój koniec świata trwa...
OdpowiedzUsuńCodziennie wracam z pracy do domu
jem obiad, czekam, myślę że On dziś pracuje dłużej.
Kładę się spać i czekam aż wróci i przytuli jak zawsze.
Następny dzień myślę ,że go nie ma , bo pewnie robi dla nas zakupy.
Znów wieczór i znów czekam.
Powoli zaczyna docierać ,że nie przyjdzie.
CZuje taką pustkę ,że nic nie ma sensu.
Kiedy w dniu wigilii stawiam dodatkowy talerz
tak bardzo chcę, żeby nie był pusty
gdy przychodzi druga, trzecia, piąta wigilia
talerz ustawiam z większą pieczołowitością
nie zapominam dla kogo.
Nigdy nie zapomnę......
youstyna33@wp.pl
Mój prywatny koniec świata, to prawie 100letnia chatka w górach mojej przyjaciółki. Uwielbiam tam bywac, przebywać, wracać. Można dojechać autem ale można też od wsi iść dwie godziny pod górę. W tym czasie można zapomnieć o wszystkim co nas męczy. W połowie góry jest ona - chatka, z zielonym dachem, schowana od drogi. W chacie można zapomnieć o wszystkim, tam czas płynie inaczej, tam można siedzieć i godzinami gapić się w telewizor czyli po prostu w okno i podziwiać grę światła, słońca i cieni na beskidzkich szczytach. Uwielbiam tam wracać bo zawsze ładuję tam akumulatory i zawsze wracam naładowana pozytywną energią :)
OdpowiedzUsuńgosia.h-m@o2.pl
Mój prywatny koniec świata nastąpi wtedy, kiedy stracę swoją nadzieję. To ona pomaga mi żyć każdego dnia, wiara, że mimo wszystko jutro może być lepiej, nieważne jak nikłe jest tego prawdopodobieństwo. Bez nadziei na to, że mi się uda, nie miałabym siły pracować nad sobą, uczyć się nowych rzeczy. Żyć swoim życiem.
OdpowiedzUsuńjoanna123j.m@interia.pl
Mój prywatny koniec świata, czyli ... koniec "Gry o Tron" (zarówno serialu jak i książki). :<
OdpowiedzUsuńzuzanna.olrzynska@gmail.com
Pozdrawiam serdecznie! ;)
Mój prywatny koniec świata... zawieszony w przestrzeniach
OdpowiedzUsuńmiędzy śmiercią a narodzinami
w pieleszach porannych wyrwanie z łóżka
w szkole jedynka z klasówki
w miłości jej koniec
w domu strata bliskiego
w bibliotece niemożność znalezienia książki
w księgarni brak pieniędzy
w telewizji brak rozrywki
ile twarzy - tyle końców świata
w witrynie marionetek jestem jedną z nich.
nadia.julia.tracz@gmail.com
Mój prywatny koniec świata, czyli moment, kiedy jestem w połowie pisania książki i nagle tracę motywację na amen. Miałam tak przy jednym tekście, a teraz mam wrażenie, że historia zatacza koło, czego najbardziej się obawiam. I ta świadomość, że kochasz coś robić, ale nagle staje się to Twoim utrapieniem...
OdpowiedzUsuńmietus1993@poczta.onet.pl
Mój prywatny koniec świata, czyli wstrzymanie światowej produkcji czekolady...
OdpowiedzUsuńpaulina133113@gmail.com
Mój prywatny koniec świata, czyli... uczuciowa niemoc i brak umiejętności cieszenia się codziennością. Życie to chwila. Nie potrafiąc cieszyć się z tego co jest i co się ma, trudno oczekiwać szczęścia w większym wymiarze.
OdpowiedzUsuńromartka@gmail.com
Mój prywatny koniec świata... książka przeczytana i zimna herbata.
OdpowiedzUsuńipzebrowscy@poczta.onet.pl
Mój prywatny koniec świata... książka przeczytana i zimna herbata.
OdpowiedzUsuńipzebrowscy@poczta.onet.pl
Mój prywatny koniec świata, czyli moment w którym przestanie istnieć czekolada. Serio. Kocham czekoladę. Cukierki czekoladowe, batoniki i wafelki, bombonierki, czekolada sama w sobie, cudowna, piękna, wspaniała tabliczka. Tabliczka szczęścia. Nie dość że takie smaczności dające szczęście, to jeszcze dobre dla zdrowia! (Co prawda pewnie w nieecooo mniejszych ilościach niż te, w których ja ją pochłaniam, ale ćśśś! Tak tyci tyci. Tylko większe tyci. Ale to wciąż tyci! Po prostu kocham czekoladę, okej?!) Dzięki czekoladzie o wiele łatwiej się uczyć, osiągniemy więc nie tylko lepsze wyniki w nauce ale też uczynimy tę wątpliwą przyjemność nauki czymś naprawdę przyjemnym! ("Jak przyswoję tę stronę to zjem pasek!") Mówi się też, że czekolada zapobiega udarom, chroni serce a nawet sprawia, że rozrost nowotworów staje się wolniejszy! Czekolada towarzyszy mi przez caaałe moje życie. Jak tu jej nie kochać? Niestety niepokój wywołują prognozy dotyczące sytuacji na rynku produkcji i zbytu ziaren kakaowca! Otóż zużycie czekolady juz teraz przeważa zbiory ziaren o wiele, wiele procent, a w następnych latach ma być gorzej! Jak ja to mam wytrzymać?! Czy to znaczy, że dożyję momentu, w którym faktycznie nastąpi mój koniec świata?! Nie chcę takiego końca, błagam! Radioaktywne wybuchy, inwazja zombie, nalot wrogich przybyszów z kosmosu... Wszystko zniosę, tylko nie pozbawiajcie mnie czekolady! Ludzie, miejcie serca! Oczywiście nie tracę nadziei i sądzę, że prognozy nie sprawdzą się! To zbyt przerażające wizje.
OdpowiedzUsuńkozlowskakinga@op.pl
Mój prywatny koniec świata, to świat bez znajomych i rodziny.
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata,
OdpowiedzUsuńczyli strach na stare lata,
że życiowa podwalina
to nic więcej niźli drwina.
monikalukowicz@o2.pl
Pamiętam kilka sytuacji z mojego dzieciństwa, ale jedna stała się dla mnie szczególną i sentymentalną. Miałam wtedy nie więcej niż 7 lat. Spędzałam kolejny dzień w objęciach najważniejszego dla mnie mężczyzny. Bawiliśmy się – uwielbiałam grać w piłkę, robić babki z piasku – wiedział o tym. To było gorące południe, nie dalej niż po 11:00.
OdpowiedzUsuń- Tato, tato – krzyczałam uśmiechając się przy tym.
Stanął obok mnie po czym ciepłym głosem spytał co się stało. Pomimo tego, iż byłam młodą osóbką bez jakichkolwiek zmartwień, miałam w głowie kilkanaście ważnych pytań i właśnie wtedy padło jedno z nich.
- Tatusiu, czym jest miłość?
Patrzył chyba ze zdziwieniem, bo zapewne nie spodziewał się takiego pytania. Obok piaskownicy wisiała mała huśtawka, którą zresztą sam kiedyś dla mnie zrobił. Posadził mnie na niej i zaczął lekko huśtać. Promienie słońca raziły mnie w oczy. Kąciki moich ust stanowczo wyginały się na boki z niezadowolenia.
- Miłość to takie uczucie, kiedy ciepło przepełnia Twoje serduszko. Kiedy chcesz spędzać z kimś cały swój czas, nawet jeśli oboje macie się nudzić. To czas, w którym wszystko wydawać będzie Ci się kolorowe jak tęcza i słodkie jak wata cukrowa. - mówił z zaangażowaniem.
Nie jestem pewna czy wszystkie słowa brzmiały dokładnie tak jak napisałam, w końcu minęło 12 lat. Ale jestem pewna, że właśnie to mi przekazywał. Uśmiechałam się z zastanowieniem.
- Więc ja już mam miłość tatusiu. - krzyknęłam zeskakując z huśtawki. - Czuje ciepło, cały swój czas spędzam z Tobą tatusiu, a wszystko znajdujące się wokół nas jest kolorowe i bezproblemowe. - dokończyłam.
Zaśmiał się. Jeszcze wtedy nie wiedziałam dlaczego.
- Bo wiesz tatusiu, ja nie chce żadnego innego mężczyzny. Ty mi wystarczasz. Ja będę zawsze z Toba. A jak już jakiś inny Pan będzie chciał, żebym była z nim, to powiem nie, bo ja już mam swoją miłość.
Muszę skończyć opowiadać o pięknej przeszłości, którą wspominam każdego wieczoru. Mamy dziś 26 dzień stycznia. Wyglądając przez okno zobaczyłam jedynie ciemne niebo i zachlapane ulice. Ale to nieważne, ważne jakie myśli pojawiły się w mojej głowie. Gdybym mogła stanąć teraz przed najważniejszym mężczyzną mojego życia, pewnie zaskoczyłam Was wszystkich – dużo się zmieniło. Gdybym miała wyjaśnić kilka spraw, musiałabym spoglądnąć na drugiego z ważniejszych facetów.
- Tato tato, przykro mi. Pan, o którym mówiłam Ci mając 7 lat pojawił się.. i wiesz co? Skradł moje serce, mój umysł. Sprawił, że wszystko co mówiłeś, dokonało się. Wszystkie odcienie szarości zastąpiła czerwień, zieleń, błękit, zaś wszystko co zgorzkniałe, smakuje jak najsłodszy owoc ziemi. - szepnęłabym.
Minęło już kilka miesięcy innego „ja”. Mówię tu teraz o moim nowym szczęściu, tym które tworzę z tym Panem. 225 dni, które spędzamy razem, całkowicie zmieniło moje nastawienie, wręcz do wszystkiego. I wiecie co? Nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Wspólne plany, marzenia – to daje mi siłę.
Po raz kolejny wrócę do pamiętnych sytuacji. Były wakacje – spędzaliśmy je razem nad morzem, które zresztą uwielbiam. Spacery, miłe słowa, odpoczynek. Ale nie to było w tym cudowne. Było coś znacznie lepszego – zasnąć, czując bezpieczeństwo, a kolejnego dnia obudzić się myśląc, że ma się przy sobie wszystko, czego się oczekiwało. Poczuć ambicje i starania drugiej osoby, właśnie o siebie. Kochać nie za coś, lecz pomimo wszystko. To właśnie stało się moim końcem świata. Moim prywatnym edenem, do którego nikt inny nie ma dostępu i mieć nie będzie.
( blackandrosy@wp.pl )
Nie ma prywatnego końca świata. Koniec nie istnieje a jedno przeobraża się w cos innego i trwa dalej pod inną postacią.
OdpowiedzUsuńMój prywatny koniec świata rozumiem na kilka sposobów pierwszym jest odrzucenie,wtedy tracimy coś bardzo ważnego czyli pewność siebie,kolejnym jest śmierć, nie własna,może to dziwne,ale nie boję się własnej śmierci,ale kogoś mi bliskiego.Niedawno przeżyłam coś takiego i nadal czuje wylot w sercu jakby od kuli.Kolejnym i ostatnim moim osobistym końcem świata jest chłód,obojętność czy jakby to nazwać,pamiętam jak byłam kiedyś bardzo smutna,spałam jak najwięcej godzin bo przecież we śnie nie ma problemów,smutek się skończył i zostało,hm no właśnie nic nie zostało,jak się nic nie czuje to się nie żyję,tylko się jest.
OdpowiedzUsuńMój email:marta.paterska@o2.pl
Baner:http://czarymery.blogspot.com/
Mój prywatny koniec świata, czyli dzień,w którym przestanę być optymistką- zabraknie siły,motywacji,energii, chęci do życia, NADZIEI. Żadne inne wydarzenie nie będzie dla mnie tak wielką katastrofą. W końcu w moim prywatnym końcu świata stracę SIEBIE- cóż gorszego mogłoby mnie spotkać. :)
OdpowiedzUsuńMój email: ewa_bialek12@wp.pl
Pozdrawiam! ;)
Mój prywatny koniec świata nastąpi wtedy kiedy nie będę mogła już zajmować się jedyną moją pasją, przedmiotem studiów i pracą czyli muzyką. Od 14 roku życia gram na trąbce, tak wiem że niektórzy myślą że dziewczyna trębaczka to coś dziwnego (nawet komputer słowo "trębaczka" podkreśla jako błąd...). Instrument ten wymaga ciągłej sprawności mięśni a by ją utrzymać należy codziennie ćwiczyć, codziennie nie ważne czy ma się grypę, jest Boże Narodzenie czy się po prostu nie chce. Żeby być w formie trzeba ćwiczyć codziennie. W tym roku miałam taki przypadek, że z powodu choroby lekarze kategorycznie zabronili mi grać i trwało to ponad miesiąc. Był to najgorszy miesiąc w moim życiu. Wyobraźcie sobie że coś co robicie codziennie i kochacie to, nawet jeśli Wam się nie chce nic robić nagle znika z Waszego harmonogramu dnia... Był to okres tęsknoty za sprawnością ale i strachu że ona nigdy nie powróci. I co by było wtedy? Lata nauki na marne, zdobyte wykształcenie do tej pory na nic się nie przyda, trzeba zdobyć inne i inną pracę która w ogólne by nas nie satysfakcjonowała to wszystko równałoby się niezadowoleniu do końca życia... Moim prywatnym końcem świata było by uniemożliwienie mi robienia tego co kocham najbardziej czyli grania.
OdpowiedzUsuńweronika15000@onet.eu
Pozdrawiam!
Mój prywatny koniec świata, czyli moment, gdy nie będę w stanie czytać książek, gdy me schorowane dłonie nie będą w stanie trzymać książki ani przewracać kartek, a oczęta zamiast liter zobaczą czarne paski na białym tle… Mój koszmar. Co ja wtedy zrobię? Audiobooki też zapewne będą nie dla mnie, bo będę przygłucha. Ech, lepiej nie myśleć. Brr…!
OdpowiedzUsuńmartucha180@tlen.pl
baner na blogu
Mój koniec świata nastąpiłby wtedy, gdyby urodziła mi się czwarta córka. Na szczęście jeszcze do tego nie doszło. konrad.staszewski@interia.eu
OdpowiedzUsuń