"Złamane pióro" – Małgorzata Maria Borochowska
"Lubię słowa duże, niebezpieczne i przykre".
Książka,
czyli arcydzieło,
czytadło, egzemplarz, lektura, powieść,
pozycja, proza, twór, utwór, utwór epicki, utwór literacki, utwór
powieściowy, wolumin, wytwór i
można tak wymieniać kolejne synonimy bez końca. Wymieniać,
podobnie jak robi to bohaterka książki Małgorzaty Borochowskiej,
zręcznie posługując się wyrazami
równoważnymi i zbliżonymi znaczeniowo innym. Ale
to tylko jedna z
cech,
jakimi szczecińska
autorka
obdarzyła
postać stworzoną
swoim
piórem. Postać, w której historii ważne są słowa
"duże,
niebezpieczne
i przykre".
Emily
Crewe to dwudziestopięcioletnia pianistka, której
życie chwilowo
zachwiało się w posadach. Bohaterka sprzedaje swoje mieszkanie w mieście i
wyjeżdża do odziedziczonego po rodzinie, starego domu, by tam
napisać swoją pierwszą powieść. Książkę,
która ma stanowić dla niej oczyszczenie, swoiste
katharsis.
W
nowym miejscu nieoczekiwanie
jej los splata się z czarnoskórym Jacobem, architektem, z
którym nawiązuje dziwaczną
nić porozumienia. Odtąd
już nic nie jest takie samo.
Przyznam,
że trudno
napisać krótki opis fabuły tej książki, nie unikając banałów.
Powiecie bowiem, że to
pewnie kolejna powieść o ucieczce na wieś,
o
budowania
swojego życia na nowo, odkrywaniu uroków prostoty i pojawieniu się
oczywiście miłości. To tylko pozory. "Złamane pióro"
to bowiem książka, której daleko do utartych schematów i motywów
widocznych we
współczesnej
literaturze obyczajowej
dla kobiet. Pełna
swoistego symbolizmu, nie do końca sprecyzowanych myśli,
wyzwalająca możliwość własnej interpretacji opisywanych
wydarzeń. To proza trudna,
pełna pułapek, naładowana
metaforami, które wyzwalają pragnienie ich jak
najszybszego odgadnięcia. Nie będę ukrywać - uwielbiam
takie literackie wyzwania.
Zastanawiacie
się pewnie teraz, czym szczególnym wyróżnia się książka
Małgorzaty Borochowskiej.
Otóż niewątpliwie
swoją kompozycją szkatułkową pod
postacią przeplatania się ze sobą
fabuły osadzonej w czasie rzeczywistym z fragmentami
książki, jaką pisze Emily. Książki gatunkowo osadzonej w baśni
i fantastyce, która
wyraża dość jednoznacznie pragnienia bohaterki, jej rozterki,
dylematy i walkę,
jaką sama ze
sobą toczy,
nie wiedząc, jaki będzie jej finał.
Fragmenty te napisane kursywą, w
których fortepian stanowi niezwykle istotny element, ukazujące
losy Wybranej i Generała, stają się doskonałym lustrzanym
odbiciem życia
Emily, alegorią
jej istnienia i demonów,
jakie obecne są w umyśle bohaterki. Po
przeczytaniu książki już więc nie dziwi mnie dość tajemnicza
okładka, na której można zobaczyć
właśnie fortepian odgrywający w utworze znaczącą rolę. Warstwa
ta w
dość jednoznaczny sposób obrazuje
to, co siedzi w głowie głównej bohaterki. Warstwa wymagająca
myślenia i interpretacji własnej czytelnika. Oprócz
tychże fragmentów, w książce znaleźć można także dość
wymowną bajkę o księżniczce i królu, którzy mają zawrzeć związek małżeński. To
również bardzo
wymowna płaszczyzna, pokazująca
wpływ uczucia na rozwój zarówno fizyczny, jak i umysłowy drugiej
osoby.
Emily
i Jacob w swoich fascynujących
dyskusjach, poznając się nawzajem, poruszają wiele tematów, w tym definicji rasizmu, działań ekologów, praw
zwierząt
czy też samej wiary w
połączeniu z polityką.
I
nie są to zwykłe rozmowy, bowiem wyczuwalne pomiędzy bohaterami
seksualne napięcie buduje cały klimat ich historii. Klimat, który charakteryzuje się zmysłowymi opisami picia kolejnej filiżanki kawy,
wypalenia
kolejnego papierosa i
ogrzania się przy cieple kominka. Muszę
przyznać, że wielokrotnie podczas lektury tej książki, miałam
nieodparte wrażenie, jakbym fizycznie uczestniczyła w rozmowach
bohaterów, a zapach unoszącej się kawy, wyczuwałam niemal w
powietrzu. W
połączeniu z niezwykle
wyrazistymi kreacjami zarówno Emily, jak i Jacoba – postaci nie do
końca określonych, tworzy to wszystko niecodzienną
prozę, w
której zarówno forma, jak i treść ściśle ze sobą kooperują.
Kilka,
podszytych delikatnym erotyzmem scen jedynie zwielokrotnia
tak świetny efekt.
"Złamane
pióro" to książka, która z pewnością nie jest przeznaczona
dla czytelników łaknących prozy łatwej i przyjemnej. Czy można byłoby ją polecić na
relaksujący wieczór? Zdecydowanie nie, bowiem to
dzieło wymagające myślenia, odkrywania wielu symboli i metafor oraz zrozumienia kontekstów. Niejednoznaczni
bohaterowie jedynie wzmagają taki odbiór tej książki. Dla
mnie była to literacka uczta i nie mogę doczekać się drugiej
części, będącej obecnie w przygotowaniu pt. "Trajektoria
lotu". Chyba
zaczynam
mieć także
słabość
do synonimów.
Małgorzata Maria Borochowska |
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce
Hm.. Raczej to pozycja należąca z gatunku do tych cięższych, więc na razie podziękuję, ale może za kilka lat, czemu by nie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo mi się podobała, zwłaszcza przez mnogość słów, wielowarstwowość i różne formy w niej zawarte.
OdpowiedzUsuńCzekam na drugi tom! :)
Pozdrawiam
Spodziewałam się właśnie czegoś banalnego i łatwego, ale jak czytam Twoją recenzję, to widzę, że moje odczucia się raczej nie sprawdziły. Uwielbiam Twoją profesjonalność w każdym tekście, chociaż nie piszę Ci tego za każdym razem, to naprawdę doceniam wkład pracy, jaki wkładasz w tego bloga. I bardzo miło było Cię zobaczyć na Targach i zamienić kilka słów :)
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja, jednak chyba nie do końca dla mnie :)
OdpowiedzUsuńA tak a propos, to widziałem Cię w sobotę na targach książki :D Niestety nie zdążyłem podejść i się przywitać, ponieważ gdzieś się spieszyłaś :(
Pozdrawiam
http://mybooktown.blogspot.com/
Rzadko czytam tego typu publikacje, ale tą mnie wyjątkowo zainteresowałaś.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jest to książka do odpoczynku, a raczej do swego rodzaju refleksji i chwili, w której można zastanowić się nad jej symboliką. Chętnie sama się z nią zapoznam.
OdpowiedzUsuńPlus za to, że od utartych ścieżek się Autorka odrywa, ale niezbyt lubię ten zabieg książki w książce. Zwykle na tym obie tracą. Wiem, że tu może być rzeczywiście inaczej, ale jakoś mnie nie kusi, żeby sprawdzić.
OdpowiedzUsuńHmmm na długie jesiennie wieczory byłaby jak znalazł. :-)
OdpowiedzUsuńzaintrygowałaś mnie książką. Sama autorka wygląda na osobę która nie jedno w życiu przeszła.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Brzmi dość interesująco. Pomysł wygląda na skomplikowany, fajnie, że realizacja za nim nadążyła. ;)
OdpowiedzUsuńTrudno odrzucać książkę, która jest wymagająca i niebanalna, ale chwilowo jakoś nie czuje się do niej przekonana. Może w przyszłości zmienię zdanie.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce.
OdpowiedzUsuńchyba nie dla mnie jak na razie..
OdpowiedzUsuńChwilowo chyba mam ochotę na mniej wymagające fabuły.
OdpowiedzUsuńja lubię łatwe i przyjemne lektury, więc dzisiejsza propozycja to raczej nie jest dla mnie
OdpowiedzUsuńO książce słyszę po raz pierwszy. Zaintrygowałaś mnie i z przyjemnością poznałabym tą historię
OdpowiedzUsuńJa na razie sie wstrzymam z czytaniem tej książki.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Jeśli faktycznie nie jest tak banalna, jak wiele książek o podobnej tematyce, chętnie ją przeczytam;)
OdpowiedzUsuńNo to przez Ciebie wpadłam w książkową pułapkę i muszę to przeczytać :)
OdpowiedzUsuńwczoraj byłam w firmie na szkoleniu z coachem i własnie takie mi się nasuwają skojarzenia, ze padło tam wiele słów...dużych, niebezpiecznych i przykrych :) książka dla mnie aczkolwiek obecnie w pracy mam chwile zagadkowe i zawiłe więc...zdecydwanie czytanie tej ksiązki odkłądam na lepsze czasy :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie i te metafory kuszą, ale jednocześnie boję się, że autorka mogła w moim odczuciu z nimi przesadzić.
OdpowiedzUsuńhttp://niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com/
Zaintrygowałaś mnie. Chętnie poszukam i przeczytam.
OdpowiedzUsuńoj nie teraz... mam za dużo pracy i problemów, więc nastawiam się raczej na lżejsze pozycje :)
OdpowiedzUsuńJuż słowo "arcydzieło" zabrzmiało przekonująco ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać tę książkę i jestem pełna emocji, więc nie wiem jak wyskrobie recenzję. Wybacz, że twoją przeczytałam tylko pobieżnie, ale nie chce się niczym sugerować.
OdpowiedzUsuńMoją opinię już znasz.
OdpowiedzUsuńSymbole, metafory, sentencje... kocham od zawsze. Gdzieś w starych szufladach moich szkolnych koleżanek jeszcze drzemią sentencje pisane przeze mnie z jakichś okazji. Tego się dowiedziałam po latach. Lektura dla mnie, z pewnością.
OdpowiedzUsuń