"Ostatni pasażer" – Manel Loureiro
"Bo ten statek jest przeklęty (...) Pożera ludziom dusze, a potem je wypluwa, zamienione w coś mrocznego".
Motyw, pływającego po wodach oceanu statku widmo rozpala wyobraźnię
ludzi od wielu, wielu lat. Nie dziwi więc fakt wykorzystywania tego
elementu w fabułach książek reprezentujących popularny gatunek
horroru, jakim jest ghost story. "Ostatni pasażer"
tematycznie wpisuje się w ten kanon, jednak pewne składowe fabuły
tej powieści niestety mnie rozczarowały.
Manel Loureiro
to hiszpański prawnik, który dopiero w wieku trzydziestu jeden lat
rozpoczął swoją przygodę z pisaniem. Autor, swoją debiutancką
powieść pt. "Apokalipsa Z. Początek końca" publikował na swoim blogu. Obecnie Loureiro jest autorem czterech powieści
i kilku scenariuszy. Mieszka w Pontevedrze w Hiszpanii.
W roku 1939
statek "Pass of Ballaster" znajduje na północnym
Atlantyku, dryfujący okręt wycieczkowy pod nazwą "Valkirie" z nazistowskimi symbolami. Trzej angielscy marynarze wchodzą na
pokład i nie znajdują na nim żadnego pasażera, oprócz
żydowskiego noworodka z gwiazdą Dawida na szyi. Siedemdziesiąt lat
później, dziennikarka "London New Herald" – Kate Kilroy
będąca w żałobie po tragicznej śmierci męża, otrzymuje
niecodzienną sprawę. Ma napisać reportaż o statku "Valkirie",
którego za niebotyczną kwotę zakupił tajemniczy milioner. Kate
zostaje zaproszona przez nowego właściciela na rejs, który ma
rozwikłać zagadkę pamiętnej, sierpniowej nocy 1939 roku.
"Ostatni
pasażer" to książka wpisująca się do kanonu powieści
grozy, w której głównym motywem jest pływający statek widmo –
element wielu historii mrożących krew w żyłach. Dzieło Loureiro
to jednak powieść bardzo nierówna pod względem zbudowanego
napięcia. Hiszpański pisarz zaczyna bowiem swoje dzieło bardzo
mocnym wejściem. Otóż poprzez retrospekcję, przenosi czytelnika
do roku 1939, w którym angielscy marynarze odnajdują tajemniczy
statek. Muszę przyznać, że to właśnie początkowe sceny tej
książki, czyli wejście marynarzy na "Valkirie",
tajemnicza i złowroga cisza, brak członków załogi i pasażerów - wykreowały wyczuwalną atmosferę grozy, która spowodowała gęsią
skórkę na moim ciele. Otrzymując tak dobry i przede wszystkim
obiecujący początek byłam pewna, że dalsza część powieści
będzie obfitować w niezapomniane wrażenia. Niestety, później nie odczułam już takiego specyficznego klimatu grozy, co oczywiście nie oznacza, że historię o
statku widmo czytało się bez zaciekawienia. Według mnie to właśnie w prologu
zatytułowanym "Mgła" Manel Loureiro pokazał swój kunszt
pisarski na najwyższym poziomie. Dalsza fabuła bowiem już nie była tak
zajmująca.
Centralnym
punktem akcji książki jest rejs odnowionego statku, dzięki któremu nowy
właściciel ma zamiar rozwikłać zagadkę sprzed siedemdziesięciu
lat. I tutaj pojawia się sporo mrożących krew w żyłach opisów,
ale także kilka elementów, które kompletnie nie komponowały się
fabularnie. Na plus z pewnością przemawiają fragmenty wymieszania
teraźniejszości z przeszłością, pojawianie się i znikanie
tajemniczych ludzi, czy pamiętna scena ze znalezieniem przez
dziennikarkę kapelusza. Są niestety także takie wątki, które
psują całą konstrukcję, jak chociażby obecność ducha męża
Kate, czy wątek lesbijski. A sam seks z duchem wydał mi się mocno
groteskowy i naciągany. Biorąc powyższe pod uwagę "Ostatni pasażer"
jawi mi się w całości jako bardzo nierówne dzieło. W niektórych
momentach bowiem nastrój grozy jest mocno wyczuwalny, by za chwilę osłabić to uczucie poprzez widocznie naciągane elementy fabularne. Poza tym autor
pozostawił aż kilka niewyjaśnionych wątków, które zmniejszyły moją
radość z rozwikłania zagadki statku widmo.
Manel Loureiro został przez niektórych okrzyknięty hiszpańskim Stephenem Kingiem, co w moim przekonaniu jest kompletnie nietrafionym porównaniem, które bardziej szkodzi, niż pomaga. Jeśli już miałabym zestawić jego dzieło z twórczością któregoś ze znanych pisarzy grozy to byłby nim niewątpliwie Graham Masterton. W takim bowiem klimacie utrzymana jest jego powieść.
Ghost
story w wykonaniu hiszpańskiego pisarza było interesującym rejsem
ze statkiem
widmo, podczas którego nie zabrakło prawdziwych scen mrożących
krew w żyłach, jak również scen nieco śmiesznych, psujących
klimat horroru. Manel Loureiro niewątpliwie posiada potencjał,
który akurat w tej książce nie został do końca wykorzystany.
Mam nadzieję, że w następnych jego dziełach poznam cały talent
prozatorski autora, a nie tylko jego część.
Manel Loureiro |
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MUZA S. A.
Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czytałam książkę o jakimś statku widmo, autobusie widmo czy innym... widmo ;) kiedy byłam mała, zaczytywałam się w takich książkach, teraz ten pomysł wydaje mi się już nie tradycyjny, a oklepany, więc chyba nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńMam w planach, bo fabuła według mnie jest bardzie interesująca.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta aura grozy nie utrzymuje się przez całą powieść, nie wiem czemu, ale rzadko sięgam po tego typu powieści, chyba nie trafiłam jeszcze na coś tak dobrego, żeby drążyć dalej.
OdpowiedzUsuńSkoro książka w temacie Mastertona to ja się na nią piszę :) A nawet jeśli nie to i tak chętnie przeczytam bo fabula mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że powieść jest tak nierówna. Sam pomysł wydaje się interesujący :)
OdpowiedzUsuńAutora nie znam, a sama książka nie jest dla mnie intrygująca.
OdpowiedzUsuńRazem z Kate próbowałam zrozumieć jakim cudem teraźniejszość i rzeczywistość z 1939 roku usiłowały zająć tę samą przestrzeń jednego statku. Dobra książka, ale ten seks z duchem faktycznie niepotrzebny.
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada. Myślę, że sięgnę po nią w przyszłości. :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszy tom Apokalipsy Z i muszę przyznać, że jak za zombie nie przepadam, tak Loureiro przekonał mnie, na pewno przeczytam pozostałe tomy. Ten tytuł także zapisuje. Brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńGroteskowy seks z duchem. .. tego się na pewno nie spodziewałam ☺
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka jest nierówna. Nie przepadam za horrorami, ale tutaj ta część z 1939 r. wydała mi się interesująca.
OdpowiedzUsuńciekawe...
OdpowiedzUsuńJuż od jakiegoś czasu mam ochotę na tę książkę. Chyba od momentu jak przeczytałam jej recenzję u Książkówki. :) Ciekawe, czy dostrzegę te same mankamenty co Ty.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz, w przypadku tej powieści, widzę tych kilka niedociągnięć, o których wspominasz. Rzeczywiście wydają się być zbędne i nierealne, nawet z perspektywy osoby, która nie czytała książki, czyli mnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie książki :)
OdpowiedzUsuńTa pozycja mnie intryguje, ale chyba te śmieszne momenty niezbyt mnie do niej zachęca, horror to powinien być horror
OdpowiedzUsuńMimo że nie lubię książek tego rodzaju to na tą mam wielką ochotę :) świetna recenzja
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie INNA
happy1forever.blogspot.com
Fabuła ciekawa, lecz skoro wykonanie już nie jest takie dobre, to chyba sobie odpuszczę...
OdpowiedzUsuńLubię takie klimatyczne okładki.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o fabułę jestem jak najbardziej na tak.
Przyszedł mi do głowy hiszpański serial El Barco (Statek) :)
zazdroszczę możliwości przeczytania :)
ooo zarz go obczajam gdzie można zdobyć ową pozycję :D moja tematyka bardzo:D
OdpowiedzUsuńJak początkowo nie byłam do końca przekonana do tej książki, tak po przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że chcę ją przeczytać. Zapisuję:)
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś film o statku widmo, i bardo mi się podobał, więc może spróbuje i z książką :)
OdpowiedzUsuńStatek widmo, duchy i inne tego typu sprawy to coś co lubię, więc tytuł zapisuję i przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńMimo że powieść nierówna i tak mam ochotę na jej lekturę :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się okładka:) Książkę pewnie przeczytam, bo chociaż wyrosłam już z książek o nawiedzonych miejscach, to czasami i tak mnie do nich ciągnie:D Szkoda, że autor nie zachował w całej książce stylu z Mgły.
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam powieści z gatunku grozy, może sięgnę do tej:)
OdpowiedzUsuńStatek widmo to trudny temat, rzeczywiście sięganie po niego może spowodować katastrofę.
OdpowiedzUsuńNie mój klimat, ale zapamiętam tytuł, bo miewam ochotę na coś takiego raz od wielkiego dzwonu.
OdpowiedzUsuńCzasami jak autor przedobrzy, to z ciekawie zapowiadającej się książki, zrobi przeciętniaka. Pewnie tak było w tym przypadku.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam chęć na tę lekturę, ale ostatecznie zrezygnowałam. Może to i dobrze;)
OdpowiedzUsuńKilka miesiecy temu o tej ksiażce było głośno i cieszyla się ona dobra sławą. Właściwie to od tamtej pory mam na nią oko, a Twoja recenzja nieco ostudziła mój zapał. Póki co się wstrzymam, ale z pewnością nie mówię jej "nie".
OdpowiedzUsuńZa powieściami grozy niespecjalnie przepadam, no i sporo tu minusów.
OdpowiedzUsuńU mnie również tego odzaju powieści raczej nie zdają egzaminu ;/ Chociaż oczywiscie zdarzaja się wyjątki :)
UsuńKto wie, mimo tych niedociągnięć chyba się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńOczywiście mam w planach przeczytanie tej książki. Mam nadzieję, że będę z niej zadowolona nawet pomimo nierówności we wprowadzaniu nastroju grozy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie, że prolog jest najlepszą częścią książki. Czytałam go, gdy byłam sama w domu, a za oknem ciemności, ależ to były emocje;)
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńMotyw statku widmo intrygujący, ale nie przepadam za takimi nierównymi powieściami - trochę mnie frustrują, tym bardziej, że widzę jak autor potrafi budować napięcie, a chwilę później wszystko siada. Pamiętam, że miałam takie odczucia wobec "Bestii" Andersa Roslunda, Börge'a Hellströma.
OdpowiedzUsuńW każdym razie "Ostatni pasażer" mnie nie kusi.
Pomysł na fabułę bardzo ciekawy, szkoda że wykonanie trochę gorsze. Jednak książka bardzo mnie interesuje i z pewnością będę ją miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuń