IV Salon Ciekawej Książki w Łodzi, czyli refleksje własne
Kilka dni temu pokazywałam Wam, kogo udało mi się spotkać na łódzkich targach. I nie da się ukryć, że spotkania z autorami okazały się mocną stroną IV Salonu Ciekawej Książki w Łodzi. Dzisiaj zaś, zapraszam Was na moje refleksje dotyczące organizacji imprezy.
Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, zwane Białą Fabryką z pięknymi wnętrzami, stało się po raz drugi miejscem organizacji Salonu Ciekawej Książki. I była to bardzo trafiona decyzja, gdyż z czterech edycji, moim zdaniem to właśnie miejsce winno stać się wizytówką jedynej, takiej łódzkiej imprezy.
Zacznę od ceny biletów. Miłośnicy książek musieli zapłacić aż 6 zł za każdy dzień swojej bytności na targach, bądź ewentualnie pokusić się, tak jak ja, o kupno biletu trzydniowego za 12 zł. Wydaje mi się, że to trochę zbyt wygórowana cena. Tym bardziej, że nasze łódzkie targi nie mają takiego prestiżu jak inne, chociażby organizowana w Krakowie, czy w Warszawie.
Tak prezentowała się trzydniowa opaska, dzięki której mogłam wejść na targi. |
Obecnie Salon trwa trzy dni. Uważam, że lepszym pomysłem byłoby zorganizować targi dwudniowe, czyli wyłącznie w weekend. Będąc bowiem po raz czwarty na tej imprezie, piątkowy dzień okazał się znowu mało interesujący, zarówno pod względem programu, jak i bytności czytelników. Skomasowanie atrakcji, z trzech, na dwa dni, byłoby lepszym posunięciem organizacyjnym.
Niedopracowanym okazał się również harmonogram spotkań z autorami. W sobotę bowiem, chciałam posłuchać zarówno Ilony Felicjańskiej (w godzinach 13-14), oraz Barbary Bursztynowicz (w godzinach 14-15). Z tego względu, że organizatorzy nie przewidzieli żadnej, nawet piętnastominutowej przerwy pomiędzy takimi spotkaniami, nie miałam możliwość złapania Pani Ilony Fellicjańskiej na stoisku, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i ewentualnie kupić książkę z autografem. Akurat w tym przypadku, jakoś specjalnie mi nie zależało, jednak dla kogoś, mogło to być znacznym utrudnieniem.
Muszę również wspomnieć, że o spotkaniu z Katarzyną Zyskowską - Ignaciak, dowiedziałam się od kochanej Trindeth. Gdyby nie ona, byłabym bowiem przekonana, że zgodnie z tym, co napisano w programie - autorka będzie jedynie podpisywać swoje książki na stoisku Naszej Księgarni.
Jeśli chcielibyście się napić kawy, herbaty, bądź jakiegokolwiek innego napoju na łódzkich targach to niestety musicie sobie przekalkulować - czy zapłacić 8 zł za białą kawę, czy może sobie odpuścić i kupić jakąś książkę. Niestety, takie dylematy targały mną przez całe trzy dni, dlatego już w sobotę uzbroiłam się we własny napój, który nie kosztował mnie fortuny. Nie wiem dlaczego, ktoś pozwolił zdzierać z ludzi za zwykły tymbark w plastikowej butelce aż 6 zł! To niedopuszczalne!
Pisałam również wcześniej o tym, że przez całe trzy dni trwania targów byłam przeziębiona - dopadł mnie ból gardła, gorączka, kaszel i katar. I nie wiem, kto wpadł na taki pomysł, aby na targach wszelkie spotkania z autorami zorganizować na parterze, w którym było strasznie zimno i po prostu nieprzyjemnie. Nie rozumiem, dlaczego nikt pomyślał o tym, aby takie godzinne spotkania zorganizować na pozostałych trzech piętrach, na których było ciepło i nie wiało. Pani Barbara Bursztynowicz była również zdziwiona taką organizacją, dlatego na jej spotkaniu usunęliśmy się w mały kącik, by tam chociaż trochę mniej odczuwać zimno z ciągle otwieranych drzwi.
Tak wyglądały stoiska wydawców widoczne z góry.
O akcji Bookcrossingu chyba nie mam co pisać. Przez całe trzy dni, miejsce na wymianę książek wyglądało praktycznie tak, jak na zdjęciu poniżej. Cóż, akcja się chyba po prostu nie udała. Nawet ja, wieczna zdobywczyni książek, nie znalazłam tam nic dla siebie.
A tak przedstawiają się moje łupy z trzech, targowych dni. Torby tylko wyglądają na wypchane książkami, pełno w nich bowiem materiałów promocyjnych otrzymanych od wydawnictw.
Salon Ciekawej Książki dotąd nie kojarzył się z ciekawymi rabatami oferowanymi przez wydawnictwa, mające swoje stoiska na imprezie. I niestety nadal tak jest. Pomimo, tegorocznej sporej ilości wystawców - niemal 100 - nie było zbytnio czym się zachwycać. Jedynym pocieszeniem były stoiska kilku wydawnictw, jak chociażby Naszej Księgarni czy Sonia Draga, w których wystawiono kosze z książkami za 10 zł. Były to jednak nieliczne wyjątki.
Dla siebie upolowałam dwa tytuły, każdy za 10 zł.
Titania Hardie - "Różany labirynt"
Jacques Expert - "Żona potwora"
A tym właśnie były wypchane moje torby ;)
Po przeczytaniu moich refleksji, stwierdzicie pewnie, że jestem bardzo niezadowolona z tegorocznej edycji Salonu Ciekawej Książki. I w pewnym stopniu tak jest, jednak fakt, iż przez trzy dni miałam okazję poznać kilku ciekawych autorów, osłodził moje rozczarowanie. Uważam, że nasza regionalna impreza ma szansę się przebić, ale jej zorganizowanie wymaga jeszcze wiele pracy. I doceniam również fakt, iż organizatorzy w końcu dostrzegli społeczność blogerów książkowych. To wszystko dobrze rokuje na przyszłość. Za rok na pewno znowu pojawię się na piątej edycji Salonu.
Życzę, aby w przyszłym roku było lepiej!
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie brak przerw oraz wygórowane ceny za napoje.
OdpowiedzUsuńWidzisz, nie wspomniałam o szalenie nieprzystępnym bufecie i mało miejsc, gdzie można by było odpocząć i przeliczyć „ile zostało w portfelu” :P. Poza tym ceny biletów były jak dla mnie zbyt wygórowane. Zresztą współpracowałaś z MTL, więc nie rozumiem dlaczego wykupiłaś sobie karnet na targi? Przecież w zamian za promocję oferowali wejściówki :P. Rzeczywiście, te spotkania na parterze, to jakaś pomyłka, powinni je zrobić na którymś z wyższych pięter, ponieważ szybko można było tam się przeziębić. A ten brak przerw to żart, miejmy nadzieję, że za rok pod tym względem się poprawią ;). Powiem Ci, że ja byłam niezadowolona z zeszłorocznej edycji (bardziej :P), oczywiście nie liczę naszego spotkania, które „uratowało” salon od totalnej klapy. Ta edycja nie była taka zła ;)
OdpowiedzUsuńZ tymi biletami to była dziwna sprawa. Owszem, organizatorzy oferowali bezpłatne wejściówki dla osób współpracujących. Jednak, kilka dni przed targami, napisałam do nich e-maila, aby się dowiedzieć, czy będę mogła odebrać w kasie wejściówkę dla siebie. I niestety nie otrzymałam odpowiedzi, więc dałam sobie spokój.
UsuńZakładki to tez ładny nabytek :D Może w przyszłym roku się tam spotkamy ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie miałam o tym napisać. Nowe zakładki zawsze cieszą, nawet jak nie są zbyt urodziwe :)
UsuńHm...szkoda :(
OdpowiedzUsuńNo to podpadli Ci Awiolu! Trochę to smutne że płatne wejściówki, brak promocji na stoiskach wydawnictw i zdzierają za kawę :(
OdpowiedzUsuńByłam w tamtym roku na Łódzkich Targach i niestety, ale też się zawiodłam. Wejściówka trochę droga, w bufecie, ceny z kosmosu. Mało znanych autorów i mało ciekawych promocji od strony wydawnictw. Mimo to, ogólne wrażenia nie są aż takie złe. Myślę, że z roku na rok będzie coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńPrzykro z powodu tych wszystkich niedogodności... Ale trochę sycę oczy tymi przestrzeniami na zdjęciach. Byłam w Krakowie i przyznam, że tłumy wpłynęły na mnie oszałamiająco. Zapomniałam po co przyjechałam... Nie dopchałam się tam gdzie chciałam. Marzę teraz o takich targach jak na Twoich zdjęciach (oczywiście bez innych nieprzyjemnych atrakcji...)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ominęłam łódzkie targi chociaż do tego miasta mam rzut beretem. Powodem takiej decyzji było właśnie to, że zazwyczaj nie można na nich kupić książek po okazyjnych cenach, a spotkania z pisarzami raczej też nie wypadają interesująco. Nie znam ani książki pani Bursztynowicz, ani Zyskowskiej-Ignaciak, że o Felicjańskiej nie wspomnę. Chciałabym, żeby impreza w Łodzi się rozkręciła i trzymam za to kciuki.
OdpowiedzUsuńjak bedziesz w poznaniu to wpadnij:)
OdpowiedzUsuńZ tego co napisałaś, to wiele powiela się w Krakowie (mimo o wiele większego prestiżu imprezy) m.in. bufet - musimy się liczyć z wydaniem majątku na kawę o ciastku nie wspominając. Przerw między spotkaniami z autorami też tam nie było (choć zauważmy, że było ich tam mnóstwo i pewnie było to niewykonalne - przydawał się dobry plan działania i możliwości teleporacji ;) ) co do teleportacji to oblężenie Krakowskich targów jest tak duże, że ciężko się przedrzeć przez tłumy. Ja byłam tam pierwszy raz, na pewno wrócę za rok, uzbrojona w kubek termiczny i mnóstwo cierpliwości. Poza tym taki urok imprezy masowej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że taka niedopracowana organizacja no i wygórowane ceny....
OdpowiedzUsuńDziwne, że na takiej imprezie tak zdzierają, słaba promocja nie zachęca.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście kiepska organizacja. Może za rok będzie lepiej ;)
OdpowiedzUsuńWydaje się tam trochę pusto, ale w końcu to nie Kraków czy Warszawa, że zawsze przyjeżdża dużo ludzi :)
OdpowiedzUsuńz tego co czytam nie mam co żałować, że mnie nie było..
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że z tego rocznej imprezy bedziesz bardziej zadowolona.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Co do książki Łowcy z Lasu Andrieja Lewickiego, to może też być dobrym prezentem pod choinkę dla Twojego narzeczonego, jeśli stwierdziłaś, że musisz mu to polecić, więc jest szansa, że mu się to spodoba.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że organizacja takich spotkań będzie z roku na rok, coraz lepsza. Im bardziej się postarają, tym więcej ludzi wróci za rok, a i przybędzie nowych :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że impreza ma potencjał:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie sporo tych niedociągnięć, ale mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski na przyszłość.
OdpowiedzUsuńNa pewno z każdym rokiem będzie lepiej, fajnie że takie inicjatywy pojawiają się w coraz to nowych miastach Polski :)
OdpowiedzUsuńBilety faktycznie może były dość drogie, jednak byłyśmy tam tylko jeden dzień i zapłaciłyśmy po 4zł, więc jakoś nas to nie zrujnowało.
OdpowiedzUsuńOdnośnie cen książek nie było jakichś super promocji, my 95% mamy z tych koszy po 10 złotych. Było z czego wybierać przynajmniej.
Oby organizatorzy wzięli sobie Twoje wskazówki do serca i w kolejnych latach nie powielali swoich błędów :)
OdpowiedzUsuńJa byłam na Targach we Wrocławiu weekendem, było super i za darmo :) Chociaż dosyć duszno i ciasno..., ale również wiele wspaniałych autorów, chociaż na wykład Barbary Bursztynowicz niestety nie zdążyłam... Ale potem spotkałam ją podpisującą książki :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że organizacja trochę zawiodła. Też zawsze zastanawia mnie, dlaczego napoje czy jedzenie w takich miejscach kosztują majątek. Przecież o wiele więcej ludzi kupiłoby coś do picia, gdyby było to tańsze...
OdpowiedzUsuńJa się porządnie zezłościłam na spotkaniu z Andruchowyczem drugiego dnia targów - do kupienia była tylko najnowsza książka, którą ja już mam. Poza tym faktycznie - marzłam tam jak na przystanku tramwajowym, bo ciągle ktoś otwierał drzwi i wchodził - koszmar! Co do zniżek.. Ja zaopatrzyłam się tylko w książki ze Znaku i niby rabat był -25%, ale ostatecznie od miłego pana, który tam te czytanki sprzedawał, dostałam 30% zniżki. Nie było źle, choć wybór wydawnictw był dla mnie dziwny.. Z Publicatu jakaś marna półka przy księgarni wysyłkowej, brakowało mi dużych wydawców, których lubię - Prószyńskiego, Muzy, Wyd. Literackiego, mojego ukochanego Czarnego i tych mniejszych - jak Lambook. Miałam wrażenie, że więcej jest tam stoisk dla dzieci i z książkami popularno-naukowymi, których nie trawię. Bleh.
OdpowiedzUsuńW Krakowie też było dużo wydawnictw dla dzieci. I dużo akademickich, czy naukowych.
UsuńI tak brzmi nieźle :). Szkoda mi tylko tej wymiany książek, że nic nie upolowałaś ciekawego. W Krakowie na targach się naprawdę niezłe tytuły przewijały.
OdpowiedzUsuń