Eric Jerome Dickey – "Przyjaciele i kochankowie"
„Mężczyźni są tacy zadziorni, zwłaszcza kiedy nie ma o co zadzierać. Gdyby zapytać braci, dlaczego poszli na wojnę, większość nie potrafiłaby udzielić odpowiedzi. Walczyli tylko po to, by walczyć.”
Eric Jerome Dickey to znany amerykański pisarz ale także komik, poeta i scenarzysta. W swojej twórczości skupia się przede wszystkim na życiu współczesnych Afroamerykanów, dlatego też postanowiłam przeczytać tę książkę. Byłam ciekawa jak autor przedstawi ich życie na tle współczesnej Ameryki.
Bohaterami powieści są dwaj przyjaciele i dwie przyjaciółki – Tyrel - dyrektor dobrze prosperującej firmy komputerowej, Leonard – komik, który znajduje się w swojej szczytowej formie, stewardesa Shelby oraz pielęgniarka Debra. Wszyscy czterej bohaterowie spotykają się ze sobą w pewnym momencie ich życia i tak właśnie zaczynają rodzić się między nimi uczucia miłości i przyjaźni. Debra i Leonard zakochują się w sobie i niedługo potem, zawierają małżeństwo by razem budować wspólną przyszłość. Tyrel i Shelby natomiast łączy bardziej skomplikowane uczucie. W pewnym momencie ich miłość zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kochankowie rozstają się pod wpływem złości i wielkiego żalu. Dopiero wielka tragedia Leonarda i Debry powoduje, że zaczynają żałować uczucia, które utracili.
Czytając ten opis nie myślcie, że to zwykły romans obyczajowy. Owszem, książka ma w sobie elementy romansu, ale przede wszystkim to dogłębne studium ludzkiej psychiki. Poszczególne rozdziały opisywane są z perspektywy każdego z bohaterów. Czytelnik więc wie jakimi uczuciami kieruje się dana postać, i co tak naprawdę myśli i czuję, nie mówiąc tego wprost.
Muszę zaznaczyć, że ze wszystkich bohaterów bardzo irytowała mnie Shelby. Kompletnie nie rozumiałam tej postaci, jej zachowań i dziwnych decyzji. Za to Debra była mi bardzo bliska.
Nie jest to książka z dynamiczną akcją, szeroko wyeksponowanym wątkiem miłosnym czy mająca w sobie jakieś wielkie przesłanie. Opowiada historię przeciętnych ludzi, na tle przeciętnej scenerii. Ale może właśnie to jest jej zaletą. Poza tym pokazuje niezwykły klimat mniejszości Afroamerykanów. Do tej pory nie wiedziałam, że zwracają się oni zwrotem: „Siostro” czy „Bracie” do kompletnie nieznanych sobie ludzi. Szybko upłynął mi czas podczas tej lektury, chociaż nie było szału. Nie czytałam wcześniejszych książek tego autora, więc gdyby teraz wpadła mi w rękę jego kolejna pozycja to pewnie z chęcią bym ją przeczytała.
Podsumowując nie jest to książka, która powala na kolana, lecz ma w sobie coś, co może czytelnika zaciekawić. Polecam.
Eric Jerome Dickey to znany amerykański pisarz ale także komik, poeta i scenarzysta. W swojej twórczości skupia się przede wszystkim na życiu współczesnych Afroamerykanów, dlatego też postanowiłam przeczytać tę książkę. Byłam ciekawa jak autor przedstawi ich życie na tle współczesnej Ameryki.
Bohaterami powieści są dwaj przyjaciele i dwie przyjaciółki – Tyrel - dyrektor dobrze prosperującej firmy komputerowej, Leonard – komik, który znajduje się w swojej szczytowej formie, stewardesa Shelby oraz pielęgniarka Debra. Wszyscy czterej bohaterowie spotykają się ze sobą w pewnym momencie ich życia i tak właśnie zaczynają rodzić się między nimi uczucia miłości i przyjaźni. Debra i Leonard zakochują się w sobie i niedługo potem, zawierają małżeństwo by razem budować wspólną przyszłość. Tyrel i Shelby natomiast łączy bardziej skomplikowane uczucie. W pewnym momencie ich miłość zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kochankowie rozstają się pod wpływem złości i wielkiego żalu. Dopiero wielka tragedia Leonarda i Debry powoduje, że zaczynają żałować uczucia, które utracili.
Czytając ten opis nie myślcie, że to zwykły romans obyczajowy. Owszem, książka ma w sobie elementy romansu, ale przede wszystkim to dogłębne studium ludzkiej psychiki. Poszczególne rozdziały opisywane są z perspektywy każdego z bohaterów. Czytelnik więc wie jakimi uczuciami kieruje się dana postać, i co tak naprawdę myśli i czuję, nie mówiąc tego wprost.
Muszę zaznaczyć, że ze wszystkich bohaterów bardzo irytowała mnie Shelby. Kompletnie nie rozumiałam tej postaci, jej zachowań i dziwnych decyzji. Za to Debra była mi bardzo bliska.
Nie jest to książka z dynamiczną akcją, szeroko wyeksponowanym wątkiem miłosnym czy mająca w sobie jakieś wielkie przesłanie. Opowiada historię przeciętnych ludzi, na tle przeciętnej scenerii. Ale może właśnie to jest jej zaletą. Poza tym pokazuje niezwykły klimat mniejszości Afroamerykanów. Do tej pory nie wiedziałam, że zwracają się oni zwrotem: „Siostro” czy „Bracie” do kompletnie nieznanych sobie ludzi. Szybko upłynął mi czas podczas tej lektury, chociaż nie było szału. Nie czytałam wcześniejszych książek tego autora, więc gdyby teraz wpadła mi w rękę jego kolejna pozycja to pewnie z chęcią bym ją przeczytała.
Podsumowując nie jest to książka, która powala na kolana, lecz ma w sobie coś, co może czytelnika zaciekawić. Polecam.
Eric Jerome Dickey
Czasem przeciętność nie jest zła, a nawet zaciekawia
OdpowiedzUsuńBrzmi calkiem niezle, wezme, jak trafie w bibliotece :-).
OdpowiedzUsuńNazwisko autora brzmi znajomo, ale nie czytałam żadnej jego książki. Trochę szkoda, że ta powieść jest taka przeciętna, ale może rzeczywiście nie znaczy to, że jest nie warta uwagi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBrzmi znajomo...możliwe, że czytałam dawno dawno temu:)
OdpowiedzUsuń