"Czuję się jak Kreator, stwarzający miasto, ulice, ludzi. Decyduję o ich życiu i śmierci. Pozwalam im się kochać lub nienawidzić" - wywiad z Andrzejem Mathiaszem
Czy ludzkość XXI wieku jest już uzależniona od wszechobecnej sieci? Czy sztuczna inteligencja może doprowadzić do zagłady naszego świata? Czy istnieje druga rzeczywistość? Na te, oraz wiele innych tematów porozmawiałam z Andrzejem Mathiaszem, autorem świetnej powieści pt. "Druga rzeczywistość". Zapraszam do lektury naszej rozmowy.
Recenzja "Druga rzeczywistość"
Strony autora - Facebook, Strona autorska
Andrzej Mathiasz to aktor, animator kultury,
scenarzysta, reżyser i filmowiec. Autor był członkiem Teatru Provisorium w
latach 1977 - 1992, a także współzałożycielem Niezależnego Zrzeszenia Studentów
na UMCS. Po 1990 r. podjął pracę w telewizji, jest założycielem Teatru Projekt,
a także autorem filmu niezależnego pt. "Numer", czyli pierwszego,
lubelskiego pełnometrażowego filmu fabularnego.
Wioleta
Sadowska: Animator kultury, scenarzysta, reżyser i filmowiec. Co spowodowało,
że postanowił Pan sprawdzić się także w literaturze?
Andrzej
Mathiasz: Dla mnie to po prostu kolejny rodzaj twórczości.
Zresztą i moje wcześniejsze aktywności, jak choćby rysunek, który kiedyś z
lubością uprawiałem, także zawierały w sobie element literatury, jakiejś
historii, którą chciałem opowiedzieć. Pisanie sprawia mi przyjemność, bo daje dużo
swobody twórczej. Nie jest się niczym skrępowanym. Nie trzeba szukać
inwestorów, zatrudniać ludzi, uruchamiać jakiejś machiny produkcyjnej. Ta
wolność jest dla mnie olbrzymią wartością. I swoista wszechmoc. Czuję się jak Kreator, stwarzający miasto, ulice, ludzi.
Decyduję o ich życiu i śmierci. Pozwalam im się kochać lub nienawidzić.
Nie muszę mieć wielkiego budżetu, gdy chcę wywalić w powietrze pół miasta, ani
nie pójdę do kicia jak kogoś pokroję na kawałki. Poza tym nikt mi nic nie
zawali, najwyżej zawalę sobie coś sam. Doszła ostatnio jeszcze jedna rzecz: nie
trzeba się zbytnio martwić kwestią wydania książki. Równie dobrze w
dzisiejszych czasach można to także zrobić samemu. Znam takie przypadki, gdy
nawet lepiej się na tym wychodzi. Są też oczywiście i niedogodności pisania. W
moim przypadku jest to dość długi proces i na efekt końcowy trzeba czekać rok,
a często więcej. Trzeba też mieć wytrzymałe siedzenie i determinację, żeby
codziennie znaleźć na to czas. Bo jak się wypadnie z toku myślenia, to potem
straci się go dwa razy tyle. No i u mnie dochodzi jeszcze jedna rzecz:
konieczność wysupłania kilkunastu złotych dziennie na kawę, bo najlepiej mi się
pisze wśród ludzi, przy kawiarnianym stoliku.
Wioleta
Sadowska: Tak, kreowanie rzeczywistości to chyba najbardziej pasjonujące w pisaniu.
“Druga rzeczywistość” nie jest Pana debiutem, gdyż napisał Pan również inne
książki. Może Pan o nich krótko opowiedzieć?
Andrzej
Mathiasz: To są w większości książki dla młodzieży i dzieci, ewentualnie przy
okazji dla ich rodziców. Za dwie z nich dostałem wyróżnienia w konkursie
„Książka przyjazna dziecku” dla książek niewydanych. Tylko „Zapiski Dobrego
Łotra” to rzecz dla dorosłych. To ironiczno-filozoficzna i w dużej mierze
dygresyjna opowieść o Dobrym łotrze, który jako pierwszy, zgodnie z obietnicą
Chrystusa na krzyżu, dostaje się do Raju. Wszystko jeszcze nieprzygotowane,
dach przecieka, są przerwy w dostawie prądu, telewizor chodzi jak chce. Samego
Chrystusa jeszcze nie ma, bo zaraz po zmartwychwstaniu zszedł do Piekieł, by
wyzwalać Sprawiedliwych. Jest tylko Bóg i Dobry łotr, ze swoją rozdwojoną
naturą – raz dobrą, a raz wredną i złośliwą. Oczywiście Dobry łotr tutaj to
taka dzisiejsza postać i tak naprawdę wszystko dzieje się „tu i teraz”. No i
źle kończy dla świata. Wszystkie te
książki (jak i rysunki, wiersze, niektóre filmy i nagrania spektakli)
udostępniłem na swojej stronie: mathiasz.pl, w sympatycznej „książkowej”
postaci do czytania online.
Wioleta
Sadowska: Świetnie, że każdy może z tego dorobku czerpać. Pana najnowsza
powieść
pt. “Druga rzeczywistość” ukazuje zagrożenia wynikające z uzależnienia
praktycznie wszystkich sfer naszego życia od komputerów. Co było inspiracją do
nawiązania do tego właśnie tematu?
Andrzej
Mathiasz: Zwykle inspirują mnie wydarzenia z własnego życia.
Impulsem do napisania książki dla dzieci „Kunek i straszna tajemnica kun jak
zdechnąć ludzi” o walce rodzinki kun i rodziny ludzkiej o „gniazdo” było
niepożądane wprowadzenie się na mój strych kun domowych. Inspiracją do Drugiej
rzeczywistości były ważne SMS-y, które do mnie nie dotarły. Potem przeczytałem
gdzieś informację, że w przypadku awarii sieci telekomunikacyjnej, niedoręczone
wiadomości przechowywane są przez jakiś czas, ale gdy awaria się przedłuża,
zostają skasowane. To dało jakiegoś kopa mojej wyobraźni, w której pojawiło się
nagle więzienie, w którym przetrzymywane są czyjeś emocje, wyznania,
przekleństwa, wysłane świństwa. A w tle był wirus, który odpowiadał za awarię.
Prawdę mówiąc teraz nawet nie jestem w stanie odtworzyć tego procesu myślowego,
który zaowocował tymi ponad czterystoma stronami powieści.
Tak
na marginesie, próbuję sobie czasem przypomnieć, jak się żyło, gdy nie było
komórek i SMS-ów, a nawet zwykłych telefonów stacjonarnych (bo przecież w
domach mieli je tylko wybrańcy). Jak myśmy się umawiali choćby na kawę po
turecku?
Wioleta
Sadowska: Dzisiejsze pokolenie dzieci ze smartfonami z pewnością nie jest sobie
w stanie tego wyobrazić. Niezwykle obrazowo zostało przez Pana ukazane to, co
może się wydarzyć w wyniku globalnej infekcji wirusa komputerowego. Czy w Pana
opinii ludzkość zmierza ku takiej katastrofie?
Andrzej
Mathiasz: Ludzkość – mówiąc górnolotnie - jest dla siebie
samej pępkiem świata. Jednak we Wszechświecie jesteśmy czymś niewyobrażalnie
mikroskopijnym i nietrwałym. W sumie w każdej chwili może spotkać nas zagłada,
choćby od jakiegoś zderzenia Ziemi z meteorem, albo super wybuchu na Słońcu.
Ale i tak największe zagłady ludzie fundują sobie sami i ciągle wynajdują do
tego skuteczniejsze instrumenty. Nie zawsze są one od razu przeznaczone do
zabijania, jak na choćby cała historia z dynamitem i późniejszą nagrodą Nobla.
To samo może stać się z Internetem, który powstał, żeby zrobić człowiekowi
dobrze, poszerzyć jego wolność, ale już teraz widać, jak się zmienia na naszych
oczach. Zamiast informacji zaczynają królować fake newsy. Za pomocą internetu
werbowani są i porozumiewają się terroryści, za pomocą internetu itp. Internet coraz częściej staje się
zaprzeczeniem idei, która stała u podstaw jego stworzenia. Te zjawiska stają
się tym groźniejsze, im bardziej uzależniamy się od Internetu i to nie tylko
świadomościowo. Niedługo już wszystko, łącznie z
krzesłem, na którym siedzimy, podłogą, po której stąpamy i sufitem, w który się
wpatrujemy przed zaśnięciem będzie zsieciowane. Nietrudno sobie wyobrazić, co będzie się działo, gdy nagle ta cała sieć padnie. A właśnie do czegoś takiego o
mały włos nie dochodzi w mojej powieści.
Wioleta
Sadowska: Aż włos jeży się na głowie. Czy sądzi Pan, że sztucznie wyhodowana inteligencja
pod postacią wirusa komputerowego może zacząć samodzielnie myśleć?
Andrzej
Mathiasz: Na razie jest to fantazja literacka, która jednak może się kiedyś
spełnić. Co raz częściej przekraczamy kolejne granice „niemożliwego”. Powstają komputery
kwantowe, czytałem o eksperymentach z procesorami biologicznymi,
wykorzystującymi jakieś mikroelementy. Internet z całym oprzyrządowaniem,
software`m, hardware`m i całą podłączoną do niego infrastrukturą, od zwykłych
wind do elektrowni atomowych, stanowi swoisty mikrokosmos, w którym gromadzi
się coraz to większa energia. Kto wie, co się stanie jak przekroczona zostanie
jakaś masa krytyczna. We Wszechświecie życie też przecież nie powstało od razu.
Pojawiło się z materii nieożywionej dopiero na pewnym etapie jego rozwoju.
Ponoć na skutek wybuchu. Może taki wybuch nastąpi i w sieci, i wtedy jakiś
wirus, bot, czy inna aplikacja, zacznie żyć swoim własnym życiem? A jeśli tak,
to nie mam wątpliwości, że będzie zła. Znamienny był tu eksperyment Microsoftu
z botem o twarzy pięknej kobiety i wdzięcznym imieniu Tay. (To był rok 2016 i
na szczęście moja książka już była w całości gotowa, więc nie mogłem się tym
zainspirować, a tylko potwierdzić swoje podejrzenia). To miał być przyjazny
chat bot, który miał pozyskiwać wiedzę z Internetu. No i doprowadziło to do
katastrofy, bo po kilkunastu godzinach Tay nienawidziła już ludzi, twierdziła,
że feministki powinny smażyć się w piekle, i że Hitler miał rację z
holokaustem. Co by się mogło wydarzyć, gdyby Tay mogła nie tylko czatować, ale
i działać, na przykład uruchomić potencjały nuklearne?
Zresztą,
tak naprawdę to nie wiemy, co dzieje się aktualnie choćby w laboratoriach
wojskowych w tym temacie.
Wioleta
Sadowska: Niesamowita historia. Podczas lektury książki, dość duże wrażenie wywołały
we mnie makabryczne opisy śmierci. Jak powstawały te sceny?
Andrzej
Mathiasz: Proszę zauważyć, kogo te opisy śmierci dotyczą, jakich postaci. Pewnie
gdyby dotyczyły prawdziwych, „żywych” ludzi, w wielu miejscach bym się zawahał.
Ale ta krew, te flaki i te mózgi rozpryskujące się na ścianach, to jedynie
zwykłe bajty. Paczki informacji. Dlatego tworząc te opisy, czułem się, jakbym
po prostu przesuwał suwak w Photoshopie, by bardziej pokolorować krew. Albo
jakbym wpisywał większą wartość liczbową, by pomnożyć jej ilość i spryskać nią
nie tylko podłogę, ale i wszystkie ściany. Jednak wbrew pozorom, to nie była
zwykła zabawa formą, czy proste szokowanie. To przerysowanie było po to, żeby
wzbudzić w czytelniku podejrzenie, że coś tu jest nie tak. A także dla
podkreślenia, że coś takiego jak estetyka, skrupuły, czy moralność, tak dla nas
ważna, istnieje tylko w świecie ludzkim. W Pierwszej rzeczywistości. W Drugiej
rzeczywistości to nie występuje. Tam liczy się tylko ilość, skutek i ostateczne
zwycięstwo, bez względu na ofiary.
Wioleta
Sadowska: “Druga rzeczywistość” to książka osadzona dość mocno w klimacie
science-fiction. Lubi Pan ten gatunek, zarówno literacki i filmowy?
Andrzej
Mathiasz: Lubię każdy gatunek, o ile jest dobrze napisany,
bądź, w przypadku filmu, nakręcony. Jeśli wciąga, nie nudzi, ma fajnych
bohaterów i jakąś myśl, która potem we mnie zostaje na trochę dłużej. Albo
nawet nie myśl, a emocje. Zresztą - jak i w przypadku Drugiej rzeczywistości -
najczęściej te gatunki wpływają na siebie albo wprost się mieszają. Bo często
science – fiction tak naprawdę jest równocześnie po części sensacją,
thrillerem, kryminałem, moralitetem. Pisząc Drugą rzeczywistość nie zastanawiałem się zupełnie jaki to gatunek. Chciałem
tylko w możliwie atrakcyjny sposób przekazać swój pomysł i parę dręczących mnie
wątpliwości. No i wyżyć się trochę w scenach pogoni, strzelanin i różnych
demolek, choćby na papierze.
Nie, wróć. Nie lubię zbytnio gatunku fantasy. I nie czytuję
romansów, choć lubię wątki romansowe.
Wioleta
Sadowska: W książce pojawia się pewien wątek poboczny pod postacią licznika czasu
życia. Motyw taki spotkałam już w filmie “Wyścig z czasem”. Czy to właśnie z
niego czerpał Pan inspirację?
Andrzej
Mathiasz: Nie. To był mój własny pomysł. Chodziło mi o wprowadzenie elementu
szybko kończącego się czasu, co zawsze wzmaga napięcie. A licznik
skonstruowałem na wzór timecode`u, z którym spotykałem się niemal codziennie
pracując nad materiałami filmowymi. Kiedy przypadkiem zobaczyłem ten film, w
którymś z programów tv, książkę miałem już gotową. Zastanawiałem się, czy nie
zrezygnować z tego motywu, lecz po pierwsze, byłoby to ponad moje siły
przerabiać całość, a po drugie u mnie jest to inaczej użyte, więc zostawiłem z
tą świadomością, że będą się pojawiać takie skojarzenia. To podobna sytuacja,
gdy po Pani recenzji, gdzie padło zdanie Druga rzeczywistość jest filmowa,
opublikowałem mema z filmowym klapsem. Można by pomyśleć, że Pani zdanie,
zresztą bardzo dla mnie pochlebne, mnie zainspirowało, Tymczasem z pomysłem
takiego mema nosiłem się z tym już od tygodnia, ale ciągle zapominałem kupić
kredę, żeby wpisać na klapsie tytuł filmu itp. Ale wracając do książki i
inspiracji. Z premedytacją wykorzystałem stylistykę czarnego kryminału – w
postaci detektywa Skalsky`ego, jego wyglądu, sposobu działania, czy myślenia, w
wielu miejscach zastosowałem przejaskrawienia właściwe gatunkowi komiksu, a w
jednym miejscu podkupiłem pewien wątek z historii o wampirach.
Wioleta
Sadowska: Czy tytuł “Druga rzeczywistość” był w takiej formie zamierzony od
początku?
Andrzej
Mathiasz: Roboczym tytułem był oczywiście „SMS”. Tytuł „Druga rzeczywistość”
pojawił się już w trakcie, kiedy ten termin sam z siebie pojawił się w którymś
zdaniu. Ale to też nie od razu wpadłem na pomysł, żeby tak nazwać tę powieść.
Sprawdziłem w Internecie, że wcześniej nie było książki pod takim tytułem i z
każdą następną stroną przekonywałem się, że Druga rzeczywistość idealnie pasuje
do tej treści. Zresztą potem w kilku fragmentach celowo już nawiązywałem i odnosiłem
się do tego tytułu. Natomiast już w trakcie przygotowań do wydania, pojawiła
się sugestia, żeby zmienić tytuł na „Kod Morthusa”. Nie byłoby to złe, może
marketingowo nawet lepsze, (korzysta się ze sławy innych, weźmy choćby wysyp
książek z „dziewczyną” w tytule) no i równie dobrze osadzone w treści. Jednak
kiedy zobaczyłem ile jest najróżniejszych książek z „kodem” w tytule, to
wolałem pozostać przy pierwotnym pomyśle.
Wioleta
Sadowska: Myślę, że to dobra decyzja. Ile trwało napisanie i doszlifowanie
książki?
Andrzej
Mathiasz: Długo. Głównie ze względów życiowych. Miałem
okresy, gdy nie postawiłem ani znaku przez kilka miesięcy, bo na przykład
robiłem jakiś film, albo cykl reportaży do telewizji. Jak się wraca po tak
długim czasie, to jakby zaczynać od nowa. Nawet nazwisk niektórych bohaterów
się nie pamięta :-) Poza tym na co dzień oczywiście normalnie pracuję i tak
dalej, i tak dalej. Ale może istotniejszym powodem był sposób, w jaki pracuję.
Można to porównać do pracy malarza, który najpierw robi szkic, a potem zaczyna
go udoskonalać, tu maźnie, tu pociągnie pędzlem, a gdzie indziej całkiem
zamaluje i zacznie od nowa zupełnie inaczej, więc i kolejne fragmenty też musi
zmienić. Obraz staje się coraz lepszy, ale i coraz więcej czasu pochłania. Nie
można jednak przegapić momentu, gdy zamiast udoskonalać, zaczyna się swoje dzieło psuć. Wreszcie
trzecia rzecz: Druga rzeczywistość skonstruowana jest wielowątkowo i musiałem
wymyślić, i rozbudować każdy wątek, nawet jeśli tylko część z tego znalazło się
finalnie w książce. No i na koniec poprawianie takiego obszernego tekstu, i to
dwukrotne, to też długi i wyczerpujący, a nawet mocno zniechęcający proces.
Zwłaszcza kiedy się widzi, że i po drugiej korekcie i tak wypadałby wszystko od
nowa poprawić. Wtedy trzeba się już na pewno jak najszybciej od tekstu
odspawać, przynajmniej na jakiś czas. W takich przerwach napisałem dla dzieci
dwie urocze „Opowieści z Dębowej Doliny” o zwierzętach broniących swojej doliny
przed śmiertelnymi zagrożeniami, w tym także przed człowiekiem. A potem
dochodzi cały proces wydawniczy i kolejne poprawki...
Andrzej
Mathiasz: Tekst zacząłem wysyłać do wydawnictw jako „propozycję
wydawniczą” gdzieś na początku grudnia 2016 roku. Nie miałem jednak większych
nadziei, bo już wcześniej wysyłałem moje książki dla dzieci, które uważałem za
naprawdę fajne, ale za każdym razem pozostało to bez echa. Także i tu nie
liczyłem na sukces. Na szczęście pisanie sprawia mi po prostu dużą przyjemność,
więc nie zwlekając zacząłem pisać kryminał. Jednak w końcu stycznia 2017
dostałem pozytywną odpowiedź z jednego z wydawnictw i książka ukazała się w
listopadzie. Gdy cały proces wydawniczy już ruszył, prawdę powiedziawszy byłem
trochę niepocieszony, że będę musiał zrobić przerwę w pisaniu nowej powieści i
wrócić do tekstu Drugiej rzeczywistości,
żeby go kolejny raz poprawiać. :-)
Wioleta
Sadowska: Czy miał Pan wpływ na ostateczną formę okładki?
Andrzej
Mathiasz: Miałem, ale ograniczony. Skupiałem się głównie na
sferze znaczeniowej, a nie graficznej. Chodziło mi o to, żeby nie wybijać na
okładce elementów komputerowo-informatycznych, jak choćby ciągów zero-jedynek w
stylu Martixa, co – łącznie z opisem treści -
sugerowałoby według mnie, że się ma do czynienia z podręcznikiem do
informatyki. Ja chciałem ciągle podkreślać warstwę sensacyjną, która dominuje w
tej powieści. Jednak bardziej szczegółowa odpowiedź wymagałaby tu szerszej
refleksji na temat w ogóle jakości współpracy debiutującego autora z wydawnictwem,
dlatego lepiej od razu przejdę do następnego pytania.
Wioleta
Sadowska: To rzeczywiście temat na odrębną rozmowę. Jakie są Pana dalsze plany literackie?
Andrzej
Mathiasz: Obecnie, jak już wspominałem, pracuję na
kryminałem. Oczywiście w wolnym czasie, o który, im jestem starszy, tym o dziwo
mi trudniej. Już od jakiegoś czasu chciałem się zmierzyć z tym gatunkiem.
Będzie się rozgrywał współcześnie, w Lublinie, mieście przy którym mieszkam, i
w którym pracuję. A może w międzyczasie, w ramach relaksu, napiszę trzecią
część Opowieści z Dębowej Doliny, tym razem także w konwencji kryminału, bo jej
głównym bohaterem będzie teraz policjant Pan Niedźwiedź. :-)
Wioleta
Sadowska: Co na koniec chciałby Pan powiedzieć czytelnikom mojego bloga?
Dziękuję autorowi za tę świetną i inspirującą rozmowę. A wam na koniec zostawiam świetny zwiastun "Drugiej rzeczywistości". Warto obejrzeć!
Świetna rozmowa.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad.
OdpowiedzUsuńObszerny wywiad, fani będą usatysfakcjonowani :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad :-)
OdpowiedzUsuńPo tak ciekawym wywiadzie od razu nabiera się ochoty na książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało się ten wywiad!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Świetny wywiad, dobra robota! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
toukie z http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/ 💕
Interesting!
OdpowiedzUsuńHave a nice day darling! ♥
Visit: My blog ♥ Malefica!
Znakomity wywiad! Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię wywiady
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i długo wywiad. Super.
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad. Zdecydowanie zachęca do przeczytania tej książki. :)
OdpowiedzUsuń