"(...) bywa tak, iż informacje zdobyte po lekturze książki mającej 200 czy 300 stron wykorzystuję w swojej powieści w jednym zdaniu" - wywiad z Krzysztofem Koziołkiem
Chciałabym zaprosić was dzisiaj do przeczytania mojej rozmowy z nietuzinkową osobowością, czyli Krzysztofem Koziołkiem, którego kryminały retro mają wierne grono swoich odbiorców. Poznajcie bliżej autora książki "Imię Pani", którą mój blog objął patronatem medialnym.
Krzysztof Koziołek, rocznik 1978 to absolwent politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim, który mieszka obecnie w Nowej Soli. Jest dziennikarzem i pisarzem, a także pasjonatem górskich wędrówek i kibicem żużla. Autor zadebiutował w 2007 r. powieścią sensacyjną pt. "Droga bez powrotu", jest częstym gościem bibliotek w całej Polsce.
Wioleta Sadowska: 23 listopada miała miejsce premiera Pana
najnowszej książki pt. „Imię Pani”, która jest już trzynastą w Pana dorobku. Co
było w Pana przypadku impulsem do rozpoczęcia pisania?
Krzysztof Koziołek: Któregoś zimowego dnia 2006 roku, kiedy
pracowałem jeszcze jako dziennikarz prasowy, przyszedł mi do głowy pomysł na
morderstwo w pewnej kamienicy przy ulicy Szkolnej w Nowej Soli. Gdy zapisywałem
go w notesie, wyjątkowym, jako że dostałem go od ówczesnej narzeczonej a dziś
żony, nie miałem pojęcia, że urodzi się z tego powieść. Potem przyszły inne
sceny, niezwiązane ze wspominaną zbrodnią, a że redakcja wysłała mnie na długi
zaległy urlop, pomyślałem, że może zrobić by z tego coś więcej? I tak powstała
debiutancka „Droga bez powrotu”.
Wioleta Sadowska: Urlop był więc niezwykle owocny jak widać.
„Imię Pani” to kryminał retro, czyli dość trudny gatunek. Ciekawi mnie, jak
wyglądał Pana research do tej powieści?
Krzysztof Koziołek: Było to kilka miesięcy katorżniczej pracy nad zbieraniem informacji w bibliotekach, muzeach, przeszukiwanie różnego rodzaju
materiałów, rozmowy z wieloma ludźmi i, co najważniejsze, dziesiątki kilometrów
wypraw tymi samymi ścieżkami i drogami, którymi potem chodził, jeździł, biegał
i gonił główny bohater, czyli komisarz kryminalny Gustav Dewart. Były dni, że
pracowałem po 16 godzin na dobę... Do tego dochodzi niezliczona liczba
przeglądanych stron internetowych i setki, jeśli nie tysiące archiwalnych
pocztówek. Tak jest praktycznie w przypadku każdego kryminału retro, który
piszę. Podczas researchu do jednego z nich przeczytałem 6 tysięcy stron
książek. To nie pomyłka: 6 tysięcy! Dodam, że bywa tak, iż informacje zdobyte
po lekturze książki mającej 200 czy 300 stron wykorzystuję w swojej powieści w
jednym zdaniu. Naprawdę!
Wioleta Sadowska: Czytelnicy nie zdają sobie sprawy, ile pracy
wymaga napisanie takiej książki. Akcja powieści dzieje się w Grüssau
(Krzeszowie), w opactwie benedyktynów. Dlaczego akurat tam?
Krzysztof Koziołek: Grubo ponad rok temu miałem w Krzeszowie i okolicach
Kamiennej Góry kilka spotkań autorskich i warsztatów z młodzieżą. Wójt gminy
Kamienna Góra to mój kolega ze studiów, wykorzystaliśmy okazję, żeby się
spotkać. Patryk Straus, bo o nim mowa, skorzystał z kolei ze sposobności, aby
pochwalić się, jaką architektoniczną perełkę ma na swoim terenie. Gdy tylko
przekroczyłem bramę dawnego opactwa, zamurowało mnie. To miejsce robi
monumentalne wrażenie, w Polsce widziałem tylko jedno równie efektowne: Wawel.
Nie bez powodu Krzeszów jest określany mianem Europejskiej Perły Baroku. Patryk
zaczął mnie oprowadzać po opactwie, a moja wyobraźnia zaczęła kombinować, jak,
kogo i gdzie dokładnie by tu zamordować (śmiech). Niedługo potem wróciłem do
Krzeszowa na research.
Wioleta Sadowska: Jaka jest geneza samego tytułu książki?
Krzysztof Koziołek: Nie mówi Pani tego wprost, ale i tak domyślam się sedna
pytania (śmiech). Niektórzy internauci porównują moją powieść do „Imienia
róży”, aczkolwiek są to chyba tylko ci, którzy mojej książki jeszcze nie
czytali. Powieść Umberto Eco to bowiem przede wszystkim powieść filozoficzna i
teologiczna, wątek kryminalny jest tam tylko pretekstem do poprowadzenia
zupełnie innej opowieści. W przypadku „Imienia Pani” najważniejsza jest intryga
kryminalna, płaszczyzny: religijna, teologiczna, społeczna i historyczna grają
w niej rolę tła budującego scenografię, jak to zwykle obrazowo nazywam. A czy
przy wyborze tytułu do mojej powieści inspirowałem się „Imieniem róży”? Nie
potwierdzam, nie zaprzeczam (śmiech).
Wioleta Sadowska: Tak, trudno uniknąć tego skojarzenia, ale
zostawmy pewne niedopowiedzenia. Czy Gustav Dewart pojawi się jeszcze w
przyszłości w jakiejś Pana powieści?
Krzysztof Koziołek: Gdyby spytała Pani o to na początku pracy nad „Imieniem
Pani”, odpowiedziałbym pewnie, że nie wiem. Ale w trakcie pisania tak się z
komisarzem kryminalnym Gustavem Dewartem zaprzyjaźniłem, że mam dla niego angaż
do kolejnej książki. Właściwie nie do jednej, tylko do kilku (śmiech).
Wioleta Sadowska: Cieszy mnie ta wiadomość. W swojej najnowszej
powieści niezwykle realistycznie odmalował Pan spokój panujący w małym
miasteczku. Czy trudno było wykreować ten element fabularny?
Krzysztof Koziołek: To jest jedna z najtrudniejszy rzeczy, między innymi
dlatego, że nie ma prostego przepisu, jak to zrobić, składa się na to wiele
czynników. Jednym z najważniejszych, moim zdaniem, jest przyłożenie się do
zbierania materiałów w miejscu dziania się akcji. Tylko w ten sposób autor może
na własnej skórze poczuć to, co potem wykreuje na kartach książki. Mam już
spore doświadczenie na tym polu, ale i dla mnie wielkim zaskoczeniem była rola,
jaką w pracy nad „Imieniem Pani” odegrał fakt, że przez jakiś czas mieszkałem
na terenie opactwa, w dawnym domu gościnnym opata, w którym mieszkał też potem
Dewart. To sprawiło, że nasiąknąłem tym niepowtarzalnym klimatem, co pomogło mi
potem zbudować odpowiedni „mnisi” klimat.
Wioleta Sadowska: I udało się to Panu. Wydaje Pan swoje
książki we własnym wydawnictwie. Czy mając w tym temacie dzisiejszą wiedzę,
drugi raz zdecydowałby się Pan na taką ścieżkę wydawniczą?
Krzysztof Koziołek: Od jakiegoś czasu działam już na dwa fronty, że użyję
terminologii wojskowej. Cały czas funkcjonuje moje wydawnictwo Manufaktura
Tekstów, niezależnie od tego serię kryminałów retro z innymi bohaterami wydaje
wydawnictwo Akurat, czyli imprint Muzy. Jeśli chodzi o drugą część pytania:
często sobie myślę, że gdybym na samym początku wiedział, jak trudne stoi przede
mną zadanie, nie podjąłbym się go. Na szczęście wtedy nikt mi nie powiedział,
że w Polsce nie da się wydawać swoich powieści we własnym wydawnictwie i
jeszcze się z tego utrzymywać. A ponieważ nikt mi nie powiedział, że tego się
nie da zrobić, zrobiłem to (śmiech).
Wioleta Sadowska: Czasami jak widać lepiej jest nie być uświadomionym. Jest Pan także znany z pewnego
płaszcza. Może Pan o tym opowiedzieć?
Krzysztof Koziołek: Swego czasu prowadziłem warsztaty dziennikarskie dla
pensjonariuszy Aresztu Śledczego we Wrocławiu. Uczestników bardzo interesowały
kulisy branży wydawniczej i kwestie dotyczące promocji książek. Wyjaśniłem im,
że najskuteczniejszy jest skandal, czyli na przykład bieganie nago z własną
książką w dłoni wokół Kolumny Zygmunta, co momentalnie przyciągnęłoby uwagę
mediów. Kiedy stwierdziłem, że ze względów etycznych taki wariant mnie nie
interesuje, jeden z więźniów zaproponował, żebym biegał nie nago, tylko w
płaszczu uszytym ze swoich książek. Powiedziałem, że to kapitalny pomysł, tylko
zamiast ciężkich książek trzeba by użyć samych okładek. Jakiś czas później, gdy
szukałem pomysłu na promocję kolejnej powieści, przypomniałem sobie o tamtej
rozmowie. Kilka tygodni później najbardziej kryminalny płaszcz na świecie, jak
go nazywam, był już gotowy. I faktycznie, wystarczyło wrzucić do internetu
kilka zdjęć, na których jestem w niego ubrany i dziennikarze już zaczęli
dzwonić. Niektórzy z nich początkowo nie wierzyli w okoliczności powstania
pomysłu, byli przekonani, że opowieść o wrocławskich aresztantach to tylko tak
zwana legenda mająca przyciągnąć uwagę publiczności.
Wioleta Sadowska: Prosty, a
jaki chwytliwy pomysł. Jakie są Pana dalsze plany literackie?
Krzysztof Koziołek: Wkrótce rozpoczynam pracę nad kolejną
powieścią, ale tym razem nie będzie to kryminał retro, tylko współczesny thriller.
Jakoś tak wyszło, że napisałem cztery retro pod rząd, trzy z nich dzieją się na
terenie dawnej III Rzeszy w niezwykle trudnych czasach, kiedy u szczytu władzy
byli niemieccy naziści. Lokowanie książek w takich okolicznościach sprawiło, że
zacząłem mieć koszmary z esesmanami w roli głównej, co, jak łatwo się domyślić,
nie jest przyjemne. Stwierdziłem więc, że pora na odpoczynek. O następne
miejsce w kolejce rywalizują w tej chwili: komisarz kryminalny Gustav Dewart i
Wespazjan Cudny, czyli Wally z „Będę Cię szukał, aż Cię odnajdę”, który ma
powrócić w kolejnej części pod tytułem „Będę Cię szukał, aż Cię pokocham”. W
tym miejscu zaznaczę, że na przekór tytułowi nie będzie to powieść obyczajowa,
tylko thriller dla młodzieży i dorosłych, podobnie jak cała planowana seria.
Takie są moje zamierzenia, a jak wyjdzie ich realizacja, pokaże życie.
Wioleta Sadowska: Wespazjan Cudny to jeden w moich ulubionych
bohaterów. Niedługo będzie Pan świętował 10 lat swojej twórczości. Jakich rad
udzieliłby Pan początkującym pisarzom?
Krzysztof Koziołek: Żeby poważnie się zastanowili nad tym, co chcą
zrobić i sprawdzili wszystkie zegarki w domu. W moim przypadku doba już dawno
temu zaczęła mieć bowiem 25 godzin, jako że średnio jedną dziennie kradnę ze
snu, żeby ze wszystkim się wyrobić (śmiech). A już na poważnie: bez względu na
to, co się w życiu robi, powinno się to robić najlepiej, jak umie i do tego
stale się rozwijać. Dotyczy to także pisania książek. Czytelnicy to docenią!
Skoro mowa o czytelnikach: nie należy ich traktować jak dojne krowy, tylko
szanować i cały czas mieć na uwadze, że to oni wyciągają z portfeli ciężkie
pieniądze, kupując napisane przez nas książki.
Wioleta Sadowska: Czytelników należy doceniać, to fakt. Co na co
dzień czyta Krzysztof Koziołek?
Krzysztof Koziołek: Ameryki nie odkryjemy: przede wszystkim
kryminały! Raymond Chandler, Ross Macdonald, Dashiell Hammett, Agata Christie,
Artur Conan Doyle, a z bardziej współczesnych: Henning Mannkel, Mariusz Czubaj
i Marcin Wroński. Często czytam też science fiction. Moim ulubionym pisarzem
jest Alistair MacLean, ten od „Dział Nawarony” i „Tylko dla Orłów”.
Wioleta Sadowska: Jest Pan częstym gościem bibliotek. Czy
kiedykolwiek na jakimś spotkaniu pojawiło się jakieś trudne pytanie od
czytelnika?
Krzysztof Koziołek: Powinna Pani raczej spytać, czy kiedykolwiek
na spotkaniu jakieś trudne pytanie się nie pojawiło (śmiech). Prawie zawsze
czytelnicy mają na podorędziu różnego rodzaju „niespodzianki”, czasami
wyskakują z nimi na forum, innymi razy czekają na część nieoficjalną, by zadać
pytanie w cztery oczy. Mam za sobą ponad 300 spotkań i warsztatów i, proszę mi
wierzyć, mógłbym niesamowite historie wyciągać jak króliki z kapelusza…
Wioleta Sadowska: To
poproszę chociaż o jedną anegdotkę dla naszych czytelników.
Krzysztof Koziołek: Pewna biblioteka w Małopolsce kilka lat temu... Po spotkaniu z gimnazjalistami ustawia się długa kolejka chętnych do kupienia książki z dedykacją. Już sam ten fakt wzbudził moją czujność, bo generalnie młodzież sporadycznie kupuje książki na spotkaniach. Mało tego, w kolejce są prawie sami chłopcy, a to już wielka rzadkość. To jeszcze nie koniec: wszyscy jak jeden mąż kupują thriller „Premier musi zginąć”, a to lektura wybitnie dla dorosłych, młodzież czyta ją okazjonalnie. Wtedy byłem już pewny, że zaraz coś się wydarzy (śmiech). Niedługo potem jeden z chłopców, który chwilę wcześniej kupił „Premiera...”, podchodzi do mnie z wypiekami na twarzy i mówi: „Proszę pana! Proszę pana! W tej książce jest taki bohater, co się nazywa Tomasz Mika!”. Odpowiadam: „Tak, to jest główny bohater”. A chłopak na to z jeszcze większym rozemocjonowaniem: „Właśnie! Nasz wuefista ma tak na imię i nazwisko!!!”. Pamiętam, że sprzedałem wtedy wszystkie egzemplarze „Premiera...”, jakie miałem przy sobie w trasie (śmiech).
Wioleta Sadowska: Heh niesamowite. Co na koniec chciałby Pan przekazać
czytelnikom mojego bloga?
Krzysztof
Koziołek: Chciałbym im podziękować, podobnie
zresztą jak Pani oraz innym blogerkom i blogerom zajmującym się literaturą, bo
bez waszej pracy i pasji już chyba nikt w tym kraju nie czytałby książek. A
tych, którzy lubią czytać kryminały, zachęcam do tego, aby częściej sięgali po
polskich autorów i autorki, bo w większości przypadków piszą o niebo, dwa, a
nawet trzy nieba lepiej niż wielu pisarzy zagranicznych, za którymi stoją
ogromne pieniądze na promocję i którzy niemal jawnie wystrychują czytelników na
przysłowiowych dudków. Takie jest zresztą prawo rynku, bo, czy nam się to
podoba, czy nie, książka jest takim samym towarem jak proszki do prania i
samochody: nie musi być dobra, aby się świetnie sprzedawać, wystarczy, że stoi
za nią odpowiedni marketing albo, jak już wspominałem, skandal. Ale to już
temat na zupełnie inną rozmowę...
To była niezwykle inspirująca rozmowa. Zachęcam was do poznania twórczości Krzysztofa Koziołka, a już niebawem będziecie mogli zdobyć "Imię Pani" w konkursie, jaki ogłoszę wraz z autorem. Bądźcie czujni!
To była niezwykle inspirująca rozmowa. Zachęcam was do poznania twórczości Krzysztofa Koziołka, a już niebawem będziecie mogli zdobyć "Imię Pani" w konkursie, jaki ogłoszę wraz z autorem. Bądźcie czujni!
Bardzo ciekawy wywiad.:)
OdpowiedzUsuńWspaniała rozmowa. Bardzo ciekawy człowiek.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad który powiem szczerze skłonił mnie do zamówienia książki
OdpowiedzUsuńMam tę książkę, dostałam od autora. Bardzo ciekawy wywiad. Zgadzam się z autorem, że nasi pisarze kryminalni piszą naprawdę świetnie. Często czytamy jakiś hist zagraniczny, i okazuje się to wydmuszką. A nasi autorzy są naprawdę świetni. JA co prawda trzymam się kryminałów retro,ale i inne gatunki śledzę. I piękna okładka.
OdpowiedzUsuńfajny pozytywny osobnik:)
OdpowiedzUsuńWspaniały wywiad, gratuluję!Jestem świeżo po lekturze "Imienia Pani". Cieszę się, że mogłam przeczytać rozmowę z tym autorem:) i dowiedzieć się kilku ciekawostek również o procesie twórczym.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje wywiady :) Można usiąść, poczytać i sporo się dowiedzieć o autorze :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad. :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad!
OdpowiedzUsuńGratulacje dl Ciebie :)
super ze autor resocjalizuje
OdpowiedzUsuńSuper wywiad, Pan Krzysztof odpowiada bardzo ciekawie. Mam w planach "Imię pani".
OdpowiedzUsuńTrzeba być oczytanym, by oddać klimat jakiegoś miejsca czy czasów. A do opactwa chętnie bym zajrzała razem z Gustavem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad :-)
OdpowiedzUsuńChodziło mi to po głowie, co teraz powiem, ale zapomniałam od razu napisać: ta Pana Koziołka kurteczka pasowałaby do Twoich wystrzałowych książkowych sukienek z Targów!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że też o tym pomyślałam :)
Usuń