"Gdybyśmy wzięli 100 współczesnych powieści, to powtarzalność zdaniowo-słowna wyniosłaby na pewno ponad 90%, a tego trzeba unikać za wszelką cenę, bo to jest wtórny kryptoplagiat" - Wywiad z Tomaszem Kowalczykiem, autorem książki "Maszynopis z Kawonu"
Bełkot prozatorski czy jednak interesujące wyzwanie literackie? Opinie na temat twórczości Tomasza Kowalczyka są mocno podzielone. I w zasadzie, w tym przypadku można byłoby pokusić się o idealnie pasujące tutaj słowa: "Nie ważne co mówią, ważne by mówili". Wszystkich sympatyków autora, a także jego antagonistów zapraszam na naszą rozmowę.
Recenzja książki - KLIK
Tomasz Kowalczyk, rocznik 1990 to poeta, pisarz i wielbiciel sztuki. Do tej pory ten młody twórca wydał zbiór wierszy pt. "Kontrasty" oraz poemat trzynastozgłoskowy pt. "Stworzenie świata". W internecie możecie znaleźć jego autorską stronę.
awiola: Co było inspiracją do
napisania historii o poszukiwaniu własnego ja, przedstawionej w
książce pt. "Maszynopis z Kawonu"?
Tomasz Kowalczyk: Żyjemy
w czasach, w których druga wojna światowa zabrała nam pojęcie
autorytetu. Artyści-geniusze tacy, jak Żeleński, Sebyła czy
Baczyński i inni zostali zgładzeni. Sztuka oraz literatura poszła
w antysymbolicznym kierunku, co asocjuje niewydolność człowieka na
symboliczne oraz wnikliwie uczuciowe partycypowanie. Większość
ludzi w naszych czasach duchowo odczuwa, iż muzyka zaczęła się od
Beatlesów, a malarstwo od Picasso. Dlatego ja, będąc metafizycznie
człowiekiem z początku XX wieku – okresu, który jest dla mnie
niczym perpetuum mobile, jeżeli chodzi o potencjał ludzki (i tu
można wymienić nazwiska takie jak: Einstein, Leśmian, Proust,
Schulz) wychodzę z założeniem o szerszym i dalszym drążeniu
naszego wieloepokowego dorobku emocjonalnego, jakimi są chociażby
synestezja, archetypiczność czy bujne formułowanie neologizmów,
które nasza szanowna współczesność zagubiła w pornograficznej i
brutalnej treści. Urodziłem się człowiekiem zupełnie odstającym
od innych, człowiekiem, który czuje wszystkimi prazmysłami
najdelikatniejszy gradient podmuchu motyla, wszelkie pulsujące
zakłopotania słonecznych refleksów i to postanowiłem w mojej
powieści opisać. Większość społeczeństwa stała się
mechatronicznymi konstrukcjami, a ja pragnę pokazać i pokazuję
piękno podrygu synaps oraz melodię serca, w której nie wiadomo do
końca, co jest normalnością, a co szaleństwem…
awiola: Przyznam, że zaniemówiłam z wrażenia... "Musza motolotnia", "kostropate jeansy", "małżowina twarzowa" czy "obskurantyzm" to zwroty, jakie czytelnik znajdzie w Pana książce. Czemu takie zapadające w pamięć słowotwórstwo ma służyć?
Tomasz Kowalczyk: Bo
literatura jest jak malarstwo, jak kosmogoniczna symfonia. Autor
ograniczany przez li tylko słowniki jest, jak pozytywka grająca w
kółko tę samą melodię. Wprowadzanie nowych odcieni słownych
jest jak ruch gwiazd, które się dokonują poza naszą wiedzą.
Gdybyśmy wzięli 100 współczesnych powieści, to powtarzalność
zdaniowo-słowna wyniosłaby na pewno ponad 90%, a tego trzeba unikać
za wszelką cenę, bo to jest wtórny kryptoplagiat.
awiola: To dość śmiała teoria. Czy nie obawiał się Pan jednak, że mnogość zastosowanych neologizmów oraz licznych metafor w Pana tekście zniechęci wielu czytelników do książki?
Tomasz Kowalczyk: A
czy van Gogh, malując tak, a nie inaczej, wiedział, że sprzeda
tylko jeden obraz w ciągu swojego życia? :) Dzisiejszy świat
hołubi i wchodzi w tyłek czytelnikowi, a to jest wbrew założeniom
sztuki. Kiedy artysta obniża literackie loty, aby przypodobać się
odbiorcom, wtedy następuje prostytucja artystyczna, która w naszych
czasach wynika z pogoni za pieniędzmi. A ja jestem sobą i w moich
książkach można spotkać tylko mnie prawdziwego.
awiola: A jednak każdy artysta tworzy swoją sztukę dla kogoś. Ciekawi mnie, ile trwało napisanie i doszlifowanie "Maszynopisu z Kawonu"?
Tomasz Kowalczyk: Przed
napisaniem „Maszynopisu z Kawonu” obyłem się prenatalnie z
literaturą takich autorów, jak: Proust, Leśmian, Joyce, Fraenger,
z obrazami: Boscha, Goi, Grunewalda oraz z dziesiątkami godzin
muzyki: Ravela, Karłowicza, Moszkowskiego, Czajkowskiego czy
Chopina. Przygotowanie do napisania tej powieści było długim
procesem, którą ostatecznie napisałem w ponad rok, lecz był to
czas codziennej walki i mierzenia się z przeciwnościami natury
psychiatrycznej oraz życiowej. Pisanie książki pochłaniało wiele
dni, nocy oraz sił, po to tylko, aby dać wrażliwym duszom
nadzieję, iż delikatność nadal w naszym świecie może istnieć.
awiola: Kim więc według Pana będzie czytelnik idealny dla Pana książki, wrażliwa dusza potrafiąca ją zrozumieć i wynieść coś dla siebie?
Tomasz Kowalczyk: Idealny
czytelnik to osoba kochająca czuć: pochłaniać wszystkimi zmysłami
otaczający go świat, osoba nastawiona na poznanie genealogii słów,
ich proweniencji oraz rozkwitu. Ludzie, którzy nie zatracili się we
współczesnych fekaliach, poszukujący nadziei w pięknie oraz
prawdziwie wielbiący naturę, przyrodę na pewno wiele z tej książki
wyniosą. Również osoby, które czują, że urodziły się w złych
czasach, że są z innej epoki odnajdą w „Maszynopisie z Kawonu”
swoje lustrzane odbicie.
awiola: A Ci którzy nie odnajdą się w Pana książce? Czy spotkał się Pan z krytycznymi recenzjami "Maszynopisu z Kawonu"?
Tomasz Kowalczyk: Spotykam
się ze skrajnymi opiniami, co mnie bardzo cieszy, jako że nie
pozostaję dla nikogo „letni”. Książki, które budzą tylko
zachwyt są jak McDonald`s. Prawdziwa sztuka od zawsze wzbudzała
nienawiść, zbulwersowanie, ostrą krytykę aż po orgiastyczny
zachwyt i miłość.
awiola: Wyczuwam Pana zadowolenie dość ostrymi dyskusjami toczącymi się w internecie na temat książki. Ciekawi mnie, co autor wydanego wcześniej trzynastozgłoskowego poematu, czyta na co dzień? I co poleca swoim czytelnikom?
Tomasz Kowalczyk: Zazwyczaj
sięgam po Prousta, Leśmiana, Joyca, Fraengera, Łysiaka, Schulza,
Dantego, Wergiliusza, Owidiusza, Shakespeare`a, Witkacego, Lechonia.
Uważam, że na nich literatura się skończyła i że teraz są
tylko powielane epigonistycznie ich treści. Od ilości wolę
kwintesencję.
awiola: Bardzo odważne stwierdzenie. Jakie są Pana dalsze plany literackie?
Tomasz Kowalczyk: Dalej
pisać i tworzyć, na pohybel zmanieryzowanego świata. Mam już w
zamyśle kolejną powieść oraz dwa albumy malarsko-poetyckie.
awiola: Czyli nadal walka. Czy może Pan zacytować ulubiony wiersz ze swojego zbioru?
Tomasz Kowalczyk: Ze wszystkimi wierszami jestem jednakowo zżyty, zatem przedstawię coś
wiosenno-kosmicznego.
***
Uranowy
zalew z mych łzawic wstręt wypija,
Wraz z losem
człekoksztatłnym, gaszącym w płucach dymy…
I jesteś taka
moja, lecz jednak wciąż niczyja,
Niczyja,
a ja taki, wciąż twój i wciąż jedyny.
W
rozpalonych soplach planet widnozgubnych,
Narastających skrycie
spod powiek tafli błędnej,
Nie będę nigdy czytał w szyfrach
deszczów złudnych
Rozpamiętałych wszędzie, oprócz w tobie
jednej.
Nie
stanę się lotosem, co niebom wiatr przychylił,
I smutnym
wybawnikiem otęcznej galaktyki
Nie będę, bom wrósł w ziemię,
wzdłuż której świat zapylił
Me pióra – raźne płaty –
gasnące jak płomyki.
Zawiodę
się na gwiazdek zbiorze zaprzężonym
W rosochate szumy czarnych
dziur wierzei.
I spłonę otulony w twe włosów gęste dzwony,
Co
grzmią porankiem ciepłym o wiecznej beznadziei.
awiola: Co sądzi Pan na temat pisania o książkach przez amatorów, czyli o
tzw. blogosferze książkowej?
Tomasz Kowalczyk: Mimo
tego że w tej sferze, jak wszędzie, znajdują się ludzie
przeintelektualizowani oraz niewyżyci, to jest to bardzo ważny
element naszego pisarskiego świata. „Śmietanka” literacka
naszej pięknej Polski, to kółko wzajemnej adoracji, wzajemnego
wazeliniarstwa, wzajemnego dawania sobie nagród, dlatego my, tworząc
młode pokolenie, mamy świeżą siłę, którą na bardzo wiele
stać. Jedyne zastrzeżenie i prośbę, jaką mam, to to, aby z
każdym miesiącem pojawiało się coraz więcej ambitnej literatury,
a nie tzw. lukratywnych zapychaczy bądź stosów makulatury.
awiola: Czego nie może zabraknąć w Pana ulubionym antykwariacie?
Tomasz Kowalczyk: Posrebrzanej
melodii zbutwiałego kurzu oraz tych okruchów tajemnicy, które
czyhają w pożółkłych i czerstwych stronicach książek.
awiola: Odpowiedź na miarę Pana prozy. Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom mojej strony?
Tomasz Kowalczyk: Chciałbym
zaprosić wrażliwe i odważne dusze do lektury mojej powieści.
Jeżeli czujecie się zagubieni i samotni w naszym świecie,
poszukujecie prawdziwego piękna, stronicie od techniki, a lubicie
zapach kadzideł oraz śpiew ptaków – to sądzę – iż jest to
lektura dla Was.
Dziękuję autorowi za tę rozmowę. Trudno nie odnieść wrażenia, że Tomasz Kowalczyk nie przejmuje się tym, co mówią inni i robi po prostu swoje. "Maszynopis z Kawonu" to literatura niszowa - książka, wzbudzająca skrajne odczucia. Decyzję odnośnie zajrzenia do niej pozostawiam więc Wam.
Bardzo ciekawy wywiad !
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością go się czytało :)
Pozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Faktycznie - nieważne co, byle mówili :) tak naprawdę liczy się rozgłos, każdy opinię wyrabia sobie sam. Zgadzam się po części z tym, co Autor powiedział o blogerach, którzy piszą - to ważny element i istotne jest, by powstawały dobre materiały, a nie chłam. Oby tak było:)
OdpowiedzUsuńCzuję, że ten wywiad to było prawdziwe "wyzwanie";)
OdpowiedzUsuńOlu! chciałam napisać to samo :D Pozdrowienie dla Ciebie Wiolu i dla autora ;)
UsuńCytat będący tytułem Twojego posta bardzo mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńJAki młody człowiek!
OdpowiedzUsuńNie mogę się nadziwić, iż autor jest w moim wieku, a posługuje się tak dojrzałym i wyszukanym słownictwem.
OdpowiedzUsuńJak się ma 25 lat to przeważnie jest się już dorosłym, więc to nie ewenement, a normalny wymóg stawiany człowiekowi bez upośledzeń umysłowych. Proszę jednak nie mylić z dojrzałością pseudointelektualnego bełkotu, zlepka okazjonalnych a zupełnie nieadekwatnych pojęć. Proszę spróbować otworzyć słownik wyrazów obcych i wybrać losowo 5 terminów, następnie dorzucić 5 terminów z encyklopedii z tego materiału ułożyć zdanie, w razie potrzeby dodając końcówki gramatyczne, zmieniając liczbę czy rodzaj. I co pani wyszło? Gwarantuję, że jeśli trzymała się pani ściśle recepty, wyszło pani modelowe zdanie w stylu Kowalczyka. Teraz może pani spróbować wpasować je do książki. Zapewne w 99% akapitów asymiluje się z resztą tekstu tak, że nawet autor na pierwszy rzut oka nie zauważyłby zmiany. I co? Czy to nie proste pisać i mówić jak Kowalczyk? Mówić oczywiście trudniej, bo trzeba się tych kilkunastu-kilkudziesieciu "mądrych" terminów nauczyć na pamięć, z własnej głowy zrobić maszynę do Toto-lotka i improwizować. Ale przykład p. Kowalczyka pokazuje, że tak też się da. Natomiast nie każdy, kto "zjadł słownik" jest mądry, bo obcobrzmiące terminy nie są w stanie przysłonić intelektualnej pustki nadętego ego. Einstein rzekł niegdyś, że jeśli ktoś nie potrafi wytłumaczyć swoich teorii tak, by zrozumiało 5-letnei dziecko, jest idiotą, nie geniuszem. Jeśli autor "Maszynopisu..." zademonstruje, że jego wywody brzmią równie sensownie wyrażone w języku, na który nie zżymają się redaktorzy, wówczas pochylę się nad jego rzekomym geniuszem
UsuńCałkowicie się zgadzam, niestety, mniej oczytani odbiorcy nabierają się, bo jak coś jest napisane w sposób zagmatwany, to z pewnością musi być mądre...
UsuńMogę wytłumaczyć moje teorie nawet dwulatkowi (jako że takie dzieci mają często szerszą wyobraźnię od zawistnych i zmurszałych dorosłych), trzeba mieć tylko dobrą wolę i możliwość pójścia na kawę. :) A jak się nie ma dobrej woli - pozostaje Mark Twain: " Nigdy się nie tłumacz – przyjaciele tego nie potrzebują, a wrogowie i tak nie uwierzą." Pozdrawiam. :)
Usuńprzyjemnie się czytało:)
OdpowiedzUsuńAle ten Pan gładkie układa zdania :-) Ja tylko nieśmiało wtrące, że nie tylko samą literaturą ambitną żyje człowiek. Wiadomo - wagę pisarza poznamy po dziełach jego, ale i ci piszący proste, ckliwe historie, też zasługują na uznanie. Choćby dla tego, że są takie dni, kiedy człowiek nie potrzebuje myśleć podczas czytania, po prostu chce się zrelaksować czy wzruszyć przy czymś nieskomplikowanym :-)
OdpowiedzUsuńi ja się podpisuję pod tą wypowiedzią! Po ciężkim dniu pracy i zmaganiu się z masą zmartwień, problemów czy chorobą człowiek szuka czegoś przyjemnego. Czasem chce się pośmiać, czasem wypłakać, a innym razem przestraszyć! Nie dyskryminujmy żadnej literatury ze względu na jej gatunek!
UsuńCzytałam "Maszynopis z Kawonu". Jest to książka, przy której potrzebna jest bardzo skupiona uwaga i słownik (tudzież encyklopedia) na podorędziu.
UsuńGaju, Marto, też lubię się powzruszać, przestraszyć, pośmiać przy lekturze. W większości przypadków oczekuję od książki dobrej rozrywki. Bo po to między innymi są. Pozycje takie jak wspomniany "Maszynopis..." są bardzo wymagające i na pewno się przy nich nie odpoczywa. Taką książkę można przeczytać raz na jakiś czas. Tymczasem odpoczywajmy i dajmy się porwać historiom, przy których niepotrzebny jest leksykon. Pozdrawiam :)
Ciekawy wywiad, ciekawe spostrzeżenia.
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad, miło się czytało. :-)
OdpowiedzUsuńTo ja w międzyczasie wyskoczę z Hrabalem na piwo. Tam w knajpach fajne rzeczy mówią. Mądrze prawił radca Pod Złotym Tygrysem i student okularnik U Dwóch Babek ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie to zbyt kosmiczne. ;)
OdpowiedzUsuńNie każdy przeciętny czytelnik ma ochotę codziennie zagłębiać się w ambitną literaturę. Ja akurat po ciężkim dniu pracy wolę tzw. lukratywny zapychacz, przy którym mogę ''odpocząć'', bez wysilania swoich szarych komórek. Zapewne to stawia mnie w gorszym świetle, ale nie przejmuję się tym, bowiem czytam dla przyjemności, to co lubię, a nie to co powinnam.
OdpowiedzUsuńKrysiu ja jestem z Tobą! razem w tym siedzimy. Dobra przygodówka, thriller, kryminał czy romans nie są złe. Poza tym w książkach to jest piękne, że każdy znajdzie jakąś dla siebie, trzeba tylko szukać.
Usuń:)))
UsuńZgadzam się! Nie ważne, co czytamy... najważniejsze, że w ogóle :) bowiem książka ma być ukojeniem, oderwaniem od szarej rzeczywistości, ma być przyjemnością, a nie drogą przez męki... ale oczywiście warto sięgać, też po coś, co poszerza nasze horyzonty, daje wiedzę, pobudza do refleksji i zadumy, byle było zgodne z naszymi zainteresowaniami :)
UsuńJa też wolę lekką literaturę, najważniejsze to czytać to, co się lubi.
Usuńja po robocie szukam gatunku odmóżdżającego łepetynę;p nie koniecznie sięgam po wielkie dzieła rozwijające ducha..;p
OdpowiedzUsuńKolejna interesująca rozmowa:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wywiad i mam wielką ochotę poznać tę książkę:)
OdpowiedzUsuńZapraszam. :)
UsuńBardzo ciekawy wywiad, chociaż osobiście uważam, że każdy powinien dobierać sobie książki zgodnie z zainteresowaniami i nie koniecznie za każdym razem musi być to literatura najwyższych lotów, chociaż i po te należy od czasu do czasu sięgać, ale ważne, aby czytanie było dla nas przyjemne, a kiedy jest przyjemne to wtedy czytamy więcej i więcej... Osobiście znam osoby, które np.: w bibliotekach robią wokół siebie wielki szum, karząc sobie wyszukiwać literatury ambitnej, tej z "najwyższej półki", a potem przychodzą do domu, kładą na półce i nawet nie podejmują próby, aby ją przeczytać, po czym po miesiącu oddają nietknięte i robią wokół siebie kolejny szum... ;) Bez sensu! Nie czytajmy na pokaz, czytajmy dla siebie! Czerpmy z tego przyjemność! Czyż nie lepiej wypożyczyć, czy kupić książkę, która jest zgodna z naszymi upodobaniami, a nie ogólnymi trendami, czy tym, że ładniej wygląda, kiedy niosę pod pachą lekturę ambitną i godną przeczytania? Osobiście dobieram sobie książki zgodnie ze swoim gustem czytelniczym, oczywiście czytam również recenzje zamieszczane na blogach czy portalach czytelniczych, zdarza się, że sięgam po coś, czego nigdy sama bym nie wybrała, ale recenzja była tak przekonująca, że nie mogłam się oprzeć i często okazuje się to dobrym wyborem, ale zdarzają się także wpadki, na szczęście niezwykle rzadko ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję Wiolu wywiadu, naprawdę dobrze się go czyta, do tego wywołuje emocje i jak widać skłania do dyskusji :) ciekawa jestem książki autora, będę miała ją na uwadze, być może niebawem po nią sięgnę :)
Poważnie? :O To już jest hipsterstwo literatury. Ja nigdy się z takimi ludźmi na szczęście nie spotkałem. Sam się wychowywałem na tym, na czym się wychowywałem, ale bez szumu, bo byłem zakopany swoim artystycznym szańcem. We mnie po prostu słowa płyną we krwi. Zachęcam do przeczytania "Maszynopisu z Kawonu" :)
UsuńAutor bardzo naciska na starsze książki, okrzyknięte arcydziełami już parę wieków temu, które zaliczają się do ambitnej literatury wysokich lotów. Owszem, takie książki każdemu są potrzebne, ale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że literatura skończyła się na twórcach wymienionych w wywiadzie. Dyskwalifikuje to masę świetnych, współczesnych pisarzy, którzy wcale nie ustępują tym starszym, już wsławionym.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się natomiast, że autor nie robi niczego dla zysku czy sławy, godne podziwu zwłaszcza, że jego proza bynajmniej nie wpada w gusta większości współczesnych czytelników.
Świetny kryminał. Ambitna literatura jest warta uwagi, ale rozumiem też czytelników którzy stawiają na coś lżejszego, bo czasami chwila oddechu naprawdę jest potrzebna.
OdpowiedzUsuńAutor z pewnością nietuzinkowy. Ale jakoś nie sądzę by było nam po drodze.
OdpowiedzUsuńGradient. Proweniencja. Prenatalny. Manieryzm. Te słowa, których używa autor. One naprawdę nie oznaczają tego, co myśli XD
OdpowiedzUsuńOświeć mnie. ;)
UsuńNiektórzy lubią dzieła ambitne, inni wolą lektury lekkie i przyjemne, nie w tym rzecz. Problem w tym, że autor jest przekonany, że serwuje czytelnikom dzieło bardziej ambitne i wymagające niż większość literatury, tymczasem jest to pozbawiony sensu gniot. Żeby móc bawić się językiem, szukać nowych znaczeń wyrazów, sięgać po nietypowe wyrażenia, trzeba najpierw dokładnie poznać język polski, jego zasady, znaczenie wyrazów. Ten wywiad niestety wskazuje, że autor, chcąc brzmieć mądrze, posługuje się słowami, których nie rozumie.
OdpowiedzUsuńNie mam teraz czasu, żeby analizować bzdury w każdym zdaniu, prosty przykład: "Przed napisaniem „Maszynopisu z Kawonu” obyłem się prenatalnie z literaturą takich autorów, jak: Proust, Leśmian" Obył się prenatalnie? Prenatalnie oznacza przed narodzeniem, czyli co, te książki czytała jego matka, gdy była w ciąży? Gdyby pan Kowalczyk sprawdził w słowniku znaczenie wyrazu, tego słowa by nie użył.
Tak samo bez sensu są budowane przez niego metafory. Ale problem polega na tym, że żeby to wiedzieć, trzeba pracować wyobraźnią, co jest już znacznie trudniejsze, niż poszukanie słów w słowniku. Autorzy widzą u niektórych uznanych twórców rozbuchane metafory, których nie rozumieją, więc chcą to naśladować, mniejsza o sens i powstają takie wersy jak "uranowy zalew z mych łzawic wstręt wypija"...
Jedyne, co widzę pozytywnego w tej książce, to dość estetyczna okładka, reszta mnie odrzuca. Mam wrażenie, że autor zupełnie ignoruje inteligencję czytelnika, zamiast z pokorą pracować nad swoim językiem, kreuje się na jakiegoś wielkiego, niezrozumianego wieszcza. To dość żenujące.
"Prenatalnie" znaczy, że autor czuł komórki siebie w swoich byłych życiach, oraz podczas płodzenia go w istotę humanoidalną. Czuł się bytem w bezbycie materialnym.
UsuńMam dokładnie takie same odczucia. Aż przykro patrzeć, jak ludzie się na taki bełkot łapią (vide większość komentarzy tutaj).
UsuńBingo!
UsuńNiestety MayKasahara89 - znam wszystkie znaczenia słów, których używam. Problem polega na tym, że to ty mało wiesz o symbolice odczuwania i o genealogii słów, ale polecam zatracić się w autorach bardziej wymagających i mniej pyskatych od współczesności, to może zrozumiesz, że słowa są jak barwy i dźwięki, o szerokosiężnej dynamice znaczeniowej. A tymczasem tobie proponuję więcej dystansu, bo ja wymagam od czytelnika pewnego rodzaju uczuciowej inteligencji, której być może ty nie masz. I znowu pyskata demokracja musi się przeciążać, weźcie się ludzie lepiej za siebie (oczywiście niektórzy). Pozdrawiam :)
UsuńTo skąd takie kwiatki jak "oczytałem się prenatalnie"? To nie ma nic wspólnego z żadną "symboliką odczuwania" to słowo użyte jest po prostu błędnie. Albo "rozpalone sople planet"? Jeśli spojrzeć na miniaturowy model planety, będzie on przypominał raczej kulę, z soplem nie ma nic wspólnego, więc skąd taka dziwna metafora dopełniaczowa?
UsuńBardzo mi przykro, ja naprawdę nie krytykuję, żeby krytykować, dopuszczam myśl, że mogę się mylić, dlatego drążę i analizuję. I niestety, wszelkie próby wejścia głębiej w ten tekst obnażają mi jego bezsensowność. O ile "musza motolotnia" czy "małżowina twarzy" mają jeszcze jakiś swój sens i urok, to powyżej zacytowane słowa są po prostu użyte błędnie. Sama lubię eksperymentować ze słowami, dlatego poniekąd Cię rozumiem - ale te fragmenty sprawiają wrażenie jakbyś próbował pisać od razu jak Schulz czy Proust bez opanowania jeszcze wiedzy o podstawowych znaczeniach słów, bez umiejętności dbania o logikę wypowiedzi. Dlatego wychodzi bełkot.
To nie jest bełkot, a przesycenie racjonalne z twojej strony. Trafiasz zbyt wektorowo w słowo, zamiast czerpać jego esencję. To jest "symbolika odczuwania" - "W rozpalonych soplach planet widnozgubnych" - chodzi o sople, które są na planetach widnozgubnych (zagubionych we wszechczasie), czyli jakby topniejący słup w mgławicznej mżawce materii, tyle że po drugiej stronie wszechświata, na planetach nieodkrytych. Niestety, ale jak będziesz tak matematycznie patrzeć na słowa, to nie wybędziesz dalej niż poza czubekwłasnego nosa. ;) Skąd się takie kwiatki jak ty biorą? :) Toż to ograniczanie mózgu przez wyschnięty encyklopedyzm, a znaczenia słów, które używam - doskonale znam. ;)
UsuńNie ma to jak wytknięty błąd usiłować przykryć kolejnym bezsensownym bełkotem i usiłować obrazić rozmówcę. No cóż, nie zniżę się do tego poziomu, żeby tak odpowiadać. Życzę powodzenia w vanity press i pozdrawiam.
UsuńNo niestety, jak ktoś nie ma dobrej woli, to nawet nie zrozumie zapachu swojego kału. Ale mróweczki na tym świecie też muszą być. Pozdrawiam "Wszechłowczynię bełkociarni" ;)
UsuńMoże czuję się za mało zagubiona, ale nie odnajduję się w książce pana Tomasza. Poza tym zaczyna już bulwersować mnie ta jawna krytyka, jakiej pan Tomasz się podejmuje w stosunku do innych, tych "współczesnych", tych, którzy nie czują gradientu oddechu motyli... ;)
OdpowiedzUsuńJestem idealistą. I nienawidzę współczesności, bo ludzie, którzy się bulwersują przez to, że ktoś jest odmienny i ma swoje zdanie - zazwyczaj niszczą w tym świecie największe piękno. Tak było z van Gogiem i impresjonistami. :)
UsuńNie sztuka jest ubieranie słowa tak, by człowiek nie zrozumiał, nie. Sztuka to pięknie mówić, a przy tym (takie literackie dzentelmenstwo) dać się pojąć i docenić, o ile cokolwiek można. Kto tego nie rozumie, niech tkwi w szufladzie ;)
OdpowiedzUsuńI nie sztuką jest mieć wszystko na tacy, jak w KFC. A jak ktoś nie rozumie prostych słów, których używam, to proszę się nie unosić dumą, tylko przyjąć swoją mniejszość z pokorą bądź radością. ;)
UsuńO mój Boże, padłam. Wymiękłam przy drugim zdaniu. "Przed napisaniem „Maszynopisu z Kawonu” obyłem się prenatalnie z literaturą takich autorów, jak: Proust, Leśmian" To znaczy przed urodzeniem autor te książki czytał??? A skoro literatura skończyła się na Wergiliuszu, Szekspirze i Lechoniu (nawiasem mówiąc odstęp czasowy między tymi twórcami jest spory, więc jak coś się skończyło na Szekspirze, to już raczej do Lechonia nie dociągnęło), to, na miłość boską, po co autor pisze???
OdpowiedzUsuńJuż tłumaczę: najlepszym poetą w dziejach historii był Leśmian obok Baczyńskiego i Baudelaire`a. Poematy najlepiej pisał Wergiliusz i Dante. Dramat to Szekspir, a Lechoń to najpiękniejsza liryka minimalistyczna. Proust, Joyce są nie do przebicia pod względem powieści. I do tego czasu nikt ich nie pobił, mimo że istnieją przestrzenie czasowe, a reszta to manieryzm, epigonizm. To tak jak Chopin był najlepszym pianistą-kompozytorem, a Czajkowski jednym z najlepszych symfoników. Giotto najpiękniej malował lirykę oczu nie do przebicia, a Lorrain pejzaże, wedutę z zachodem słońca. To takie trudne? Uczmy się samodzielnie myśleć. ;)
OdpowiedzUsuńAlbo uczmy się być Tomaszem Kowalczykiem, tylko uwaga.... umrzemy na mrzonki...... ;x
UsuńMnie i tak już jest za dużo na was wszystkich. ;)
Usuńhm, zaproponuję tak. Kawa, Targi w Warszawie, chyba że zacny autor nie będzie mógł przyjechać, bo psychofanki zatrzymają go z poranka ;) Rozumiem, ten napięty grafik....!
UsuńNiestety obecnie żyjemy w takim świecie, że wystarczy zrobić gówno na środku muzeum i nazwać to performance i zaraz znajdzie się grupka osób która będzie się zachwycać konsystencją, kolorem czy techniką wykonania owego "działa", nie mówiąc już o samym "autorze", który za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, że właśnie popełnił wielką sztukę, tylko współcześni go nie rozumieją a jego wybujałe ego w żaden sposób nie będzie chciało przyjąć do wiadomości, że to po prostu dalej zwykłe gówno. Tu jest podobnie - ciężko mi dyskutować i oceniać coś, co jest w pełni przypadkowym bełkotem, podobnie jak nie można na poważnie brać i nazywać książką grafomańskich wypocin wydanych w self-publishingu.
UsuńNiestety obecnie żyjemy w takim świecie, że w Internecie każdy ma jaja, udając Anonimową osobę, a w rzeczywistości (tzn. świecie realnym) jest zwykłym dyletantem i tchórzliwą pipką. ;) Serdecznie pozdrawiam taką kolejną. :)
UsuńDziękuję za potwierdzenie moich słów o wybujałym ego. Brak merytorycznych argumentów na słuszną uwagę, więc należy przykopać personalnie. Brawo, tak trzymać!
UsuńNiestety. To ty nie podałaś/eś żadnego argumentu ani stwierdzenia na to, że moja książka to bełkot i wypociny. Tylko subiektywne opinie, które są nic niewarte. Takimi opiniami inteligentni ludzie sobie tyłki podcierają, bo są jeszcze większym bełkotem niźli moja książka (podług twojego przekonania).
UsuńAle mnie się twoja nienawiść za to bardzo podoba, tak trzymać! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń