"Smak miłości" – Iga Adams
18:31
28
2014
,
Adams Iga
,
Polacy nie gęsi czyli czytajmy polską literaturę II
,
Wydawnictwo Damidos
"Ot
i moje życie. Mężczyźni nie dzwonią do moich drzwi? Ależ
dzwonią! Pukają, a bardziej niecierpliwi nawet w nie kopią...".
Jaką
historię może przedstawiać książka, o swojsko brzmiącym tytule
"Smak miłości"? Banalne pytanie i banalna odpowiedź –
oczywiście historię o miłości. O uczuciu, które często
przybiera formę słodko-gorzką, zabarwioną różnorakimi odcieniami.
W taki sam sposób będziecie odbierać lekturę tego dzieła,
wzbudzi w Was bowiem różnorodną paletę uczuć – od konsternacji
do niepohamowanego śmiechu. A wszystko przez ukazanie otaczającego nas świata
w krzywym zwierciadle.
Iga
Adams to pseudonim literacki kobiety "wulkan", o wiecznie
rozczochranych złocisto- brązowych włosach. Autorka jest
staroświecka, uwielbia sztukę, dużo czyta, ale nie nazwałaby
siebie molem książkowym. Ceni literaturę przełomu XIX i XX
wieku. Mieszka w Warszawie, na Śląsku, w Paryżu lub w Meksyku,
nazywa siebie "niepokorną duszą".
Weronika to zwykła dziewczyna, mieszkająca z kotem, która jak większość kobiet marzy o wielkiej miłości. Swojego szczęścia postanawia poszukać w internecie, na pewnym portalu randkowym. Początkowe porażki, związane z internetowymi znajomościami nie zniechęcają jej, aż pewnego dnia poznaje Fryderyka. Dość dziwacznego osobnika, z tajemnicami, które skrzętnie ukrywa, nie wzbudzającego w niej wielkiej miłości. Summa summarum jego zaloty prowadzą do ślubu, będącego początkiem ciekawej historii.
Banalny tytuł, romantyczna okładka książki, a także porównanie do Bridget Jones, większości czytelników będą sugerować jedno – romans. W tym przypadku jednak sprawdza się powiedzenie, że nie można oceniać książki po okładce, gdyż "Smak miłości" to powieść obyczajowa, utrzymana w konwencji satyrycznej, która ośmiesza i po trosze piętnuje różnorodne zjawiska społeczno – obyczajowe. Muszę przyznać, że kompletnie nietrafiony tytuł i taka sama okładka szkodzą temu dziełu, gdyż chyba nikt nie będzie się spodziewał takiej właśnie treści. Autorka w dość dowcipny sposób stara się bowiem ukazać w krzywym zwierciadle zjawiska, które dotyczą wszystkich, współczesnych kobiet. Mowa tutaj o staropanieństwie, poszukiwaniu partnerów przez internet, seksie, utarcie dziewictwa, czy relacji damsko-męskich w małżeństwie. Powieść tę można więc oceniać jedynie w ramach konwencji, w jaką została włożona – satyry społeczno-obyczajowej.
Jak na satyrę przystało, Iga Adams pokusiła się także o karykaturalne przedstawienie wykreowanych przez siebie postaci. Filozofia życiowa singielki Weroniki i perypetie życiowe jakie stają się jej udziałem, wielokrotnie doprowadzały mnie do śmiechu, powodowały zdziwienie i wprawiały w zdumienie. Wyolbrzymienie zachowań i decyzji, jakie podejmuje Weronika, podążanie jej niezgłębionym tokiem myślenia i dziwną logiką – było naprawdę ciekawym doświadczeniem poznawczym. Czy wyobrażacie sobie bowiem spacerować samotnie o dwunastej w nocy, poznając przy tym niebezpiecznego kloszarda? Albo wyrwać klamkę od wyjściowych drzwi i zostać tym samym uwięzioną we własnym mieszkaniu? Jeśli nie, to wystarczy zajrzeć do książki, tam bowiem aż roi się od takich komicznych sytuacji, których wyolbrzymione poprawia natychmiastowo humor. Cała kanwa fabularna powieści została utrzymana w podobnym stylu, jak niedawno czytana przeze mnie powieść Edyty Świętek pt. "Zakręcone życie Madzi Kociołek".
Autorka posługuje się lekkim językiem, z dużą ilością dialogów, które w większości cechują się dowcipem i dużym poczuciem humoru. Całą powieść czyta się bardzo szybko, stąd jej lektura będzie świetnym przerywnikiem, pomiędzy bardziej absorbującymi książkami, jakie czytacie. Szkoda tylko, że tytuł i okładka tak bardzo wprowadzają w błąd, przy jej pierwszym poznaniu.
"Smak miłości" to książka, która mnie autentycznie zdziwiła. Pod banalnym tytułem i kiepską okładką, kryła się bowiem duża ilość dowcipu, ironii, komizmu i wiele poważnych refleksji. Lektura perypetii życiowych Weroniki, dostarczyła mi wiele uśmiechu, dlatego to tytuł idealny na poprawę humoru. Zachęcam do przeczytania.
Weronika to zwykła dziewczyna, mieszkająca z kotem, która jak większość kobiet marzy o wielkiej miłości. Swojego szczęścia postanawia poszukać w internecie, na pewnym portalu randkowym. Początkowe porażki, związane z internetowymi znajomościami nie zniechęcają jej, aż pewnego dnia poznaje Fryderyka. Dość dziwacznego osobnika, z tajemnicami, które skrzętnie ukrywa, nie wzbudzającego w niej wielkiej miłości. Summa summarum jego zaloty prowadzą do ślubu, będącego początkiem ciekawej historii.
Banalny tytuł, romantyczna okładka książki, a także porównanie do Bridget Jones, większości czytelników będą sugerować jedno – romans. W tym przypadku jednak sprawdza się powiedzenie, że nie można oceniać książki po okładce, gdyż "Smak miłości" to powieść obyczajowa, utrzymana w konwencji satyrycznej, która ośmiesza i po trosze piętnuje różnorodne zjawiska społeczno – obyczajowe. Muszę przyznać, że kompletnie nietrafiony tytuł i taka sama okładka szkodzą temu dziełu, gdyż chyba nikt nie będzie się spodziewał takiej właśnie treści. Autorka w dość dowcipny sposób stara się bowiem ukazać w krzywym zwierciadle zjawiska, które dotyczą wszystkich, współczesnych kobiet. Mowa tutaj o staropanieństwie, poszukiwaniu partnerów przez internet, seksie, utarcie dziewictwa, czy relacji damsko-męskich w małżeństwie. Powieść tę można więc oceniać jedynie w ramach konwencji, w jaką została włożona – satyry społeczno-obyczajowej.
Jak na satyrę przystało, Iga Adams pokusiła się także o karykaturalne przedstawienie wykreowanych przez siebie postaci. Filozofia życiowa singielki Weroniki i perypetie życiowe jakie stają się jej udziałem, wielokrotnie doprowadzały mnie do śmiechu, powodowały zdziwienie i wprawiały w zdumienie. Wyolbrzymienie zachowań i decyzji, jakie podejmuje Weronika, podążanie jej niezgłębionym tokiem myślenia i dziwną logiką – było naprawdę ciekawym doświadczeniem poznawczym. Czy wyobrażacie sobie bowiem spacerować samotnie o dwunastej w nocy, poznając przy tym niebezpiecznego kloszarda? Albo wyrwać klamkę od wyjściowych drzwi i zostać tym samym uwięzioną we własnym mieszkaniu? Jeśli nie, to wystarczy zajrzeć do książki, tam bowiem aż roi się od takich komicznych sytuacji, których wyolbrzymione poprawia natychmiastowo humor. Cała kanwa fabularna powieści została utrzymana w podobnym stylu, jak niedawno czytana przeze mnie powieść Edyty Świętek pt. "Zakręcone życie Madzi Kociołek".
Autorka posługuje się lekkim językiem, z dużą ilością dialogów, które w większości cechują się dowcipem i dużym poczuciem humoru. Całą powieść czyta się bardzo szybko, stąd jej lektura będzie świetnym przerywnikiem, pomiędzy bardziej absorbującymi książkami, jakie czytacie. Szkoda tylko, że tytuł i okładka tak bardzo wprowadzają w błąd, przy jej pierwszym poznaniu.
"Smak miłości" to książka, która mnie autentycznie zdziwiła. Pod banalnym tytułem i kiepską okładką, kryła się bowiem duża ilość dowcipu, ironii, komizmu i wiele poważnych refleksji. Lektura perypetii życiowych Weroniki, dostarczyła mi wiele uśmiechu, dlatego to tytuł idealny na poprawę humoru. Zachęcam do przeczytania.
Iga Adams |
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce
Recenzja bierze udział w WYZWANIU
Zachęcam do wzięcia udziału w konkursie, w którym możecie wygrać powyższą książkę. Informacja w zakładce KONKURSY.
Brzmi bardzo ciekawie. Może się kiedyś skuszę, ale na razie mam inne zobowiązania czytelnicze.
OdpowiedzUsuńA ja z chęcią się za nią wezmę, skoro jest łatwa i przyjemna, bo tych trochę cięższych mam już w planach o wiele za dużo. Ale faktycznie - i okładka, i tytuł bardzo zniechęcają. W pierwszym odruchu pomyślałam, że kolejne puste romansidło. Autorka na przyszłość powinna bardziej przemyśleć takie wybory, bo przecież to one wpływają na sprzedaż powieści!
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam okładkęto mi się z erotykiem skojarzyło i myślę sobie o nie nie!!! Ale widzę, że coś ciekawego jednak. Zapisuję tytuł!
OdpowiedzUsuńMi się okładka podoba, a twoje opinia zachęciła mnie, aby rozejrzeć się za książką :)
OdpowiedzUsuńMasz racje, tytuł, jak i okładka szkodzą książce, bo mignęła mi ona kilka razy, ale nie zaciekawiły mnie i nie szukałam informacji o niej. A szkoda, bo z tego co piszesz warto sięgnąć po nią.
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam nic z dużą dawką humoru. Będę mieć na uwadze ten tytuł, gdy najdzie mnie ochota na tego typu literaturę :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie szukam lektury, która poprawiłaby mi humor.
OdpowiedzUsuńMnie raczej poprawiać humoru nie trzeba, ale być może moja mama skusi się na tą pozycje, bo do mnie niestety nie przemawia.
OdpowiedzUsuńBajeczna okładka, aż jestem ciekawa jej wnętrza :)
OdpowiedzUsuńByłam przekonana,ze to jakiś ognisty romans, ot jak wydawca może zaszkodzić książce, szkoda.
OdpowiedzUsuńNa pewno bym się "przejechała", bo jestem maniaczką okładkową. Jak mi się nie spodoba, to od razu odpycha mnie od książki. Tak jak piszesz, okładka nie jest zbyt ciekawa, tytuł też nieszczególny, a tu proszę - taka niespodzianka :) Dobrze, że są blogi :)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie, bym kiedykolwiek czytał satyrę. Podobnie, jak mniemam, większość, odniosłem wrażenie, że to jakiś ckliwy romans.... a jednak. Zaintrygowałaś mnie ;)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na tę książkę od dawna, ale masz rację - tytuł i okładka sugerują inną treść. Dotąd myślałam, że to przewrotny romans, a tu proszę - taka perełka.
OdpowiedzUsuńNo to zaskoczyłaś mnie Wiolu. Tytuł, dzięki Tobie, sobie zapiszę.
OdpowiedzUsuńKusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńTytuł faktycznie nie sugerował, ze będzie to zabawna książka
OdpowiedzUsuńTo chyba nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńNiezbyt ładna okładka, ale można spróbować, w końcu Twoja opinia coś znaczy :D Może przywróci mi wiarę w powieści obyczajowe?
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Fakt, po okładce i ja bym się wiele nie spodziewała. A tu proszę - takie zdziwienie. Chętnie przeczytam taką lekką ksiażkę pełną zabawnych perypetii.
OdpowiedzUsuńKsiążkę bardzo chętnie bym przeczytała, ale o okładce i tytule mamy takie samo zdanie, jedno i drugie zupełnie nie w moim guście, że nie wspomnę o porównaniu do Bridget Jones, strasznie nie lubię takich "chwytów" marketingowych. Uważam, że książki mają się bronić same, a nie na zasadzie analogii.
OdpowiedzUsuńWydaje się świetna, taki poprawiacz humoru i to porównanie do Bridget też zachęca :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fabuła. Dawno, oj dawno nie czytałam jakiejś prawdziwie zabawnej książki.
OdpowiedzUsuńRzadko czytam powieści satyryczne, może się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńO jej! Moja pierwsza myśl, kiedy zobaczyłam tę okładkę i tytuł: erotyk. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam, że to satyra! Do satyr i groteskowych powieści przekonałam się i polubiłam dzięki Tobie :) Więc będę ją miała na uwadze, jestem pewna, że mi także przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie swoją recenzją, to zdecydowanie książka dla mnie! Ciekawe czy będę mieć podobne odczucia po przeczytaniu :)
OdpowiedzUsuńKsiążka w sam raz opisuje nasze czasy :) Przydaje się czytać takie satyry, ponieważ możemy wtedy inaczej spojrzeć na otaczający nas świat.
OdpowiedzUsuńNo proszę, czytając tytuł i patrząc na okładkę naprawdę nie spodziewałabym się czegoś takiego. A sama treść brzmi ciekawie, zwłaszcza dlatego, że została przedstawiona jako satyra :)
OdpowiedzUsuń