"Wielu fascynuje się dziejami oraz tajemnicami templariuszy, czy podąża w książkach za poszukiwaczami skarbów i złotonośnych kopalń na odległych kontynentach, a przecież podobne historie mamy tuż pod nosem i możemy dotknąć je własną ręką" - Wywiad z Przemysławem Żuchowskim
Cały czas zadziwia mnie fakt, że mamy w Polsce tak wielu dobrych pisarzy, którzy niedoceniani – tworzą swoistą niszę na rynku. Z pewnością do tego grona zaliczyłabym Przemysława Żuchowskiego, który przedstawiając czytelnikom nieznaną większości historię Walończyków – dostarcza wielu przeżyć i emocji. Zapraszam Was dzisiaj, na niezwykle interesującą rozmowę z autorem cyklu "Droga do Domu".
Przemysław Żuchowski to urodzony w 1964 r. w Lesznie Wlkp. absolwent pielęgniarstwa, pracujący obecnie w ratownictwie medycznym. Autor uwielbia wędrówki po górach i jaskiniach, tropienie zagadek historii, oraz fotografowanie. Jego pasja Karkonoszami, Górami Izerskimi oraz sympatia Sudeckim Bractwem Walońskim ze Szklarskiej Poręby zaowocowały debiutem literackim pt. "Droga do Domu". Drugą księgę cyklu o takim samym tytule można czytać całkowicie odrębnie od części pierwszej.
awiola: Panie
Przemysławie, skąd narodziła się fascynacja
Karkonoszami i Górami Izerskimi?
Przemysław Żuchowski: Trudno mi tak wprost powiedzieć, ale sądzę, że dużą rolę odegrał tu przypadek. To podobnie, jak spotkanie na swojej drodze pięknej kobiety, w której zakochujemy się od pierwszego wejrzenia, a potem z czasem poznajemy kolejne jej uroki i już wiemy, że nie będziemy potrafili bez niej żyć. W okresie mojego dzieciństwa i lat młodzieńczych większość wolnego czasu przebywałem nad morzem. Każde wakacje, letnie czy zimowe, do ostatniego dnia wypełniał mi czas spędzony na wybrzeżu Bałtyku. W swoich życiowych planach zakładałem nawet, że będę marynarzem i nie były to mrzonki, bo jeszcze w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego przygotowywałem się do ewentualnego egzaminu do Wyższej Szkoły Morskiej. Kiedy rozmawiałem z kolegami zachwalającymi góry odpowiadałem, że pojadę tam, ale dopiero wtedy kiedy ktoś wyrówna je spychaczem. Kilka lat później pewna sytuacja rodzinna sprawiła, że musieliśmy wraz z moim bratem pojechać w głąb Czech. Po drodze zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Szklarskiej Porębie. Była to zaledwie chwila, krótkie rzucenie okiem na Szrenicę i kilka głębszych wdechów powietrza, ale wtedy coś we mnie zaiskrzyło, i zostało w pamięci. Miałem wówczas jakieś 22 lata. Niedługo później, już z moją małżonką, mieliśmy trzy dni wolnego i zastanawialiśmy gdzie warto byłoby je spędzić. Pierwszą myślą było wybrzeże, ale jednak to dwa razy dalej od Leszna, więc jeżeli miały to być tylko trzy dni, wybór padł na góry. Przypomniałem sobie jakie wrażenie wywarła na mnie ta chwila spędzona w Szklarskiej Porębie i już wiedziałem dokąd pojedziemy. Te trzy dni sprawiły, że obydwoje zakochaliśmy się w tym miejscu i otaczających je górach. Owszem, w kolejnych latach przemaszerowaliśmy prawie całe Tatry, Jurę Krakowsko – Częstochowską, Góry Sowie, Góry Stołowe, jednak w Karkonoszach i Górach Izerskich było coś, co przyciągało nas najbardziej i tak pozostało do dnia dzisiejszego. Myślę, że to ta magia, która tam jest i o której często się pisze, ale nie każdemu Duch Gór pozwolił jej zasmakować. Ja miałem i mam to szczęście.
awiola: Tylko pozazdrościć. Uwielbia Pan wędrówki po górach i jaskiniach. Ile czasu w roku spędza Pan średnio na takich wypadach?
Przemysław Żuchowski: Tak, wędrówki po górach i do wnętrza jaskiń stały się moją pasją, jednak jak już wspominałem Karkonosze i Góry Izerskie wokół Szklarskiej Poręby zawsze były i chyba będą priorytetem, więc mowa o tamtejszych jaskiniach byłaby pewną nieścisłością. Bardziej trafnym określeniem będą wyrobiska i stare kopalnie, ponieważ jaskinia to pusta przestrzeń w skale stworzona naturalnie, a tych o ile mi wiadomo, tam niestety nie ma lub jeszcze ich nie odkryto. Co do spędzanego przeze mnie w górach czasu, to bywa różnie. Jeszcze kilka lat wstecz nie było praktycznie tygodnia, pomijając zimę, żebym nie maszerował po tamtejszych malowniczych szlakach, jednak coraz trudniej znaleźć mi wolny czas. Myślę, że moi - Garbaci stroiciele dusz - jak czasami nazywam grzbiety Karkonoszy i jak pierwotnie miał brzmieć tytuł II księgi "Drogi do Domu" mi wybaczą, ale szereg nowych obowiązków przytwierdziło mnie do Leszna. W tym roku spędziłem na górskich wędrówkach o wiele mniej dni, jednak sądzę, że dla przeciętnego turysty i tak byłby to spory kawałek czasu. Obiecuję w przyszłości się poprawić i wrócić do dawnych zwyczajów. Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby tam zamieszkać, niestety na obecną chwilę to jeszcze marzenie.
awiola: Marzenia często się spełniają, oby w Pana przypadku również się udało je spełnić. Czy zdarzyła się Panu jakaś niebezpieczna sytuacja podczas takich właśnie wędrówek?
Przemysław Żuchowski: Cóż, wiem, że prawie każda pasja wymagająca bezpośredniego kontaktu z górami może rodzić zagrożenie i trzeba być na takowe przygotowanym. Nie myślę tu o zaglądaniu do zapomnianych wyrobisk, gdyż tego bez kogoś kto dobrze zna takie miejsca po prostu nie robię, bo byłaby to zwykła głupota, ale trzeba pamiętać, że nawet krótka wycieczka, w niesprzyjających okolicznościach może zmienić się w nieszczęście. Tak, miałem kilka takich nieprzyjemnych zdarzeń, które mogłyby być nawet świetnym tematem na opowiadania. Ostatnie nie dalej jak pod koniec maja tego roku, kiedy wybraliśmy się z żoną na niespełna kilkugodzinny marsz po okolicach między Michałowicami, a Piechowicami. Zazwyczaj unikamy popularnych szlaków szukając takich mało znanych "perełek dzikiej natury". Mimo sprzyjającej aury na szczęście byliśmy dobrze wyposażeni, gdyż będąc na przysłowiowym odludziu przyszło załamanie pogody. Najpierw ściana deszczu, a potem wiatr łamiący drzewa i burza z gradem. Nie było się gdzie schować i przeczekać, tym bardziej, że zbliżał się wieczór, a do najbliższej cywilizacji mieliśmy w takich warunkach pogodowych około trzech godzin marszu. Małe potoki i strumyki zamieniły się w wartko płynące rzeki zalewające kamieniste ścieżki. Brnęliśmy więc niekiedy po łydki w wodzie i chroniliśmy się pod kocami ratunkowymi. Nie wiem, co by było gdybyśmy wtedy pomylili drogę. Na domiar złego nasze emocje rozgrzał piorun, który nie dalej niż z sześćdziesiąt metrów od nas, uderzył w drzewo rozłupując je dosłownie na strzępy. Nawałnica towarzyszyła nam aż do momentu dotarcia do Szklarskiej Poręby. W pensjonacie dowiedzieliśmy się z informacji w TV, że Piechowice zostały praktycznie odcięte od świata. Były na ten temat obszerne relacje.
awiola: To musiało być naprawdę ekstremalne przeżycie, którego nie zazdroszczę. Zadebiutował Pan książką pt. "Droga do Domu". Skąd czerpał Pan inspirację do jej napisania?
Przemysław Żuchowski: Po pierwsze piękno Karkonoszy i Gór Izerskich, po drugie ich bujna i ciekawa historia, a po trzecie niesamowita atmosfera tych miejsc, nie bez powodu nazywana magią. Tam jest coś, co pozwala oderwać się od kurzu codzienności.
awiola: Taką magię rozumiem, mam podobnie z książkami. Dlaczego akurat Walonowie posłużyli Panu do stworzenia postaci głównego bohatera?
Przemysław Żuchowski: Walonowie, czy jak ktoś woli Walończycy byli ludźmi, którzy zapisali się w dziejach Szklarskiej Poręby i okolicznych gór jako pierwsi ich zdobywcy. To oni zmagali się z dziką wówczas przyrodą i dzisiaj trudnymi do zrozumienia niebezpieczeństwami. Rozległa, nieokiełznana puszcza, niedźwiedzie, wilki, rysie, a do tego głośne na całą obecną Europę opowieści o przerażającym Duchu Gór, upiorach i czarownicach, w które wówczas szczerze wierzono. Wielu fascynuje się dziejami oraz tajemnicami templariuszy, czy podąża w książkach za poszukiwaczami skarbów i złotonośnych kopalń na odległych kontynentach, a przecież podobne historie mamy tuż pod nosem i możemy dotknąć je własną ręką - "Cudze chwalicie, swego nie znacie".
awiola: Zgadzam się niestety z tym smutnym wnioskiem. Ile trwało napisanie i doszlifowanie Pańskiej pierwszej książki?
Przemysław Żuchowski: Sądzę, że pierwsza książka, dla każdego, który taką wydał, pochłonęła wiele lat i nie myślę tutaj o przetworzeniu jej w namacalny tekst, ale o tym, co tworzyło się w głowie autora. Jeżeli natomiast mieć na uwadze sprawy warsztatowe, to zajęło mi to około półtora roku
Przemysław Żuchowski: Trudno mi tak wprost powiedzieć, ale sądzę, że dużą rolę odegrał tu przypadek. To podobnie, jak spotkanie na swojej drodze pięknej kobiety, w której zakochujemy się od pierwszego wejrzenia, a potem z czasem poznajemy kolejne jej uroki i już wiemy, że nie będziemy potrafili bez niej żyć. W okresie mojego dzieciństwa i lat młodzieńczych większość wolnego czasu przebywałem nad morzem. Każde wakacje, letnie czy zimowe, do ostatniego dnia wypełniał mi czas spędzony na wybrzeżu Bałtyku. W swoich życiowych planach zakładałem nawet, że będę marynarzem i nie były to mrzonki, bo jeszcze w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego przygotowywałem się do ewentualnego egzaminu do Wyższej Szkoły Morskiej. Kiedy rozmawiałem z kolegami zachwalającymi góry odpowiadałem, że pojadę tam, ale dopiero wtedy kiedy ktoś wyrówna je spychaczem. Kilka lat później pewna sytuacja rodzinna sprawiła, że musieliśmy wraz z moim bratem pojechać w głąb Czech. Po drodze zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Szklarskiej Porębie. Była to zaledwie chwila, krótkie rzucenie okiem na Szrenicę i kilka głębszych wdechów powietrza, ale wtedy coś we mnie zaiskrzyło, i zostało w pamięci. Miałem wówczas jakieś 22 lata. Niedługo później, już z moją małżonką, mieliśmy trzy dni wolnego i zastanawialiśmy gdzie warto byłoby je spędzić. Pierwszą myślą było wybrzeże, ale jednak to dwa razy dalej od Leszna, więc jeżeli miały to być tylko trzy dni, wybór padł na góry. Przypomniałem sobie jakie wrażenie wywarła na mnie ta chwila spędzona w Szklarskiej Porębie i już wiedziałem dokąd pojedziemy. Te trzy dni sprawiły, że obydwoje zakochaliśmy się w tym miejscu i otaczających je górach. Owszem, w kolejnych latach przemaszerowaliśmy prawie całe Tatry, Jurę Krakowsko – Częstochowską, Góry Sowie, Góry Stołowe, jednak w Karkonoszach i Górach Izerskich było coś, co przyciągało nas najbardziej i tak pozostało do dnia dzisiejszego. Myślę, że to ta magia, która tam jest i o której często się pisze, ale nie każdemu Duch Gór pozwolił jej zasmakować. Ja miałem i mam to szczęście.
awiola: Tylko pozazdrościć. Uwielbia Pan wędrówki po górach i jaskiniach. Ile czasu w roku spędza Pan średnio na takich wypadach?
Przemysław Żuchowski: Tak, wędrówki po górach i do wnętrza jaskiń stały się moją pasją, jednak jak już wspominałem Karkonosze i Góry Izerskie wokół Szklarskiej Poręby zawsze były i chyba będą priorytetem, więc mowa o tamtejszych jaskiniach byłaby pewną nieścisłością. Bardziej trafnym określeniem będą wyrobiska i stare kopalnie, ponieważ jaskinia to pusta przestrzeń w skale stworzona naturalnie, a tych o ile mi wiadomo, tam niestety nie ma lub jeszcze ich nie odkryto. Co do spędzanego przeze mnie w górach czasu, to bywa różnie. Jeszcze kilka lat wstecz nie było praktycznie tygodnia, pomijając zimę, żebym nie maszerował po tamtejszych malowniczych szlakach, jednak coraz trudniej znaleźć mi wolny czas. Myślę, że moi - Garbaci stroiciele dusz - jak czasami nazywam grzbiety Karkonoszy i jak pierwotnie miał brzmieć tytuł II księgi "Drogi do Domu" mi wybaczą, ale szereg nowych obowiązków przytwierdziło mnie do Leszna. W tym roku spędziłem na górskich wędrówkach o wiele mniej dni, jednak sądzę, że dla przeciętnego turysty i tak byłby to spory kawałek czasu. Obiecuję w przyszłości się poprawić i wrócić do dawnych zwyczajów. Dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby tam zamieszkać, niestety na obecną chwilę to jeszcze marzenie.
awiola: Marzenia często się spełniają, oby w Pana przypadku również się udało je spełnić. Czy zdarzyła się Panu jakaś niebezpieczna sytuacja podczas takich właśnie wędrówek?
Przemysław Żuchowski: Cóż, wiem, że prawie każda pasja wymagająca bezpośredniego kontaktu z górami może rodzić zagrożenie i trzeba być na takowe przygotowanym. Nie myślę tu o zaglądaniu do zapomnianych wyrobisk, gdyż tego bez kogoś kto dobrze zna takie miejsca po prostu nie robię, bo byłaby to zwykła głupota, ale trzeba pamiętać, że nawet krótka wycieczka, w niesprzyjających okolicznościach może zmienić się w nieszczęście. Tak, miałem kilka takich nieprzyjemnych zdarzeń, które mogłyby być nawet świetnym tematem na opowiadania. Ostatnie nie dalej jak pod koniec maja tego roku, kiedy wybraliśmy się z żoną na niespełna kilkugodzinny marsz po okolicach między Michałowicami, a Piechowicami. Zazwyczaj unikamy popularnych szlaków szukając takich mało znanych "perełek dzikiej natury". Mimo sprzyjającej aury na szczęście byliśmy dobrze wyposażeni, gdyż będąc na przysłowiowym odludziu przyszło załamanie pogody. Najpierw ściana deszczu, a potem wiatr łamiący drzewa i burza z gradem. Nie było się gdzie schować i przeczekać, tym bardziej, że zbliżał się wieczór, a do najbliższej cywilizacji mieliśmy w takich warunkach pogodowych około trzech godzin marszu. Małe potoki i strumyki zamieniły się w wartko płynące rzeki zalewające kamieniste ścieżki. Brnęliśmy więc niekiedy po łydki w wodzie i chroniliśmy się pod kocami ratunkowymi. Nie wiem, co by było gdybyśmy wtedy pomylili drogę. Na domiar złego nasze emocje rozgrzał piorun, który nie dalej niż z sześćdziesiąt metrów od nas, uderzył w drzewo rozłupując je dosłownie na strzępy. Nawałnica towarzyszyła nam aż do momentu dotarcia do Szklarskiej Poręby. W pensjonacie dowiedzieliśmy się z informacji w TV, że Piechowice zostały praktycznie odcięte od świata. Były na ten temat obszerne relacje.
awiola: To musiało być naprawdę ekstremalne przeżycie, którego nie zazdroszczę. Zadebiutował Pan książką pt. "Droga do Domu". Skąd czerpał Pan inspirację do jej napisania?
Przemysław Żuchowski: Po pierwsze piękno Karkonoszy i Gór Izerskich, po drugie ich bujna i ciekawa historia, a po trzecie niesamowita atmosfera tych miejsc, nie bez powodu nazywana magią. Tam jest coś, co pozwala oderwać się od kurzu codzienności.
awiola: Taką magię rozumiem, mam podobnie z książkami. Dlaczego akurat Walonowie posłużyli Panu do stworzenia postaci głównego bohatera?
Przemysław Żuchowski: Walonowie, czy jak ktoś woli Walończycy byli ludźmi, którzy zapisali się w dziejach Szklarskiej Poręby i okolicznych gór jako pierwsi ich zdobywcy. To oni zmagali się z dziką wówczas przyrodą i dzisiaj trudnymi do zrozumienia niebezpieczeństwami. Rozległa, nieokiełznana puszcza, niedźwiedzie, wilki, rysie, a do tego głośne na całą obecną Europę opowieści o przerażającym Duchu Gór, upiorach i czarownicach, w które wówczas szczerze wierzono. Wielu fascynuje się dziejami oraz tajemnicami templariuszy, czy podąża w książkach za poszukiwaczami skarbów i złotonośnych kopalń na odległych kontynentach, a przecież podobne historie mamy tuż pod nosem i możemy dotknąć je własną ręką - "Cudze chwalicie, swego nie znacie".
awiola: Zgadzam się niestety z tym smutnym wnioskiem. Ile trwało napisanie i doszlifowanie Pańskiej pierwszej książki?
Przemysław Żuchowski: Sądzę, że pierwsza książka, dla każdego, który taką wydał, pochłonęła wiele lat i nie myślę tutaj o przetworzeniu jej w namacalny tekst, ale o tym, co tworzyło się w głowie autora. Jeżeli natomiast mieć na uwadze sprawy warsztatowe, to zajęło mi to około półtora roku
awiola: W 2013 r. wydał Pan drugi tom zatytułowany "Droga do Domu. Księga II". Czy napisanie kontynuacji było łatwiejsze niż samego debiutu?
Przemysław Żuchowski: Wbrew pozorom, było trudniejsze. Pierwsza książka płynęła niejako z serca, przy drugiej natomiast pojawiały się wątpliwości, czy uda mi się napisać tekst, który będzie porównywalny z pierwszym albo, co mi się marzyło, nawet lepszy. Pomysły były i są, ale będąc już chociaż trochę bardziej doświadczony, zwracałem dużo więcej uwagi na ewentualne błędy warsztatowe. Moje własne korekty zajmowały ogrom czasu i stale było coś nie tak, mimo, że pierwsi czytający twierdzili, że jest dobrze.
awiola: Pewnie był Pan swoim największym krytykiem. Czy planuje Pan napisać dalsze części przygód Walona?
Przemysław Żuchowski: Szczerze, to mam je już w głowie i być może je napiszę, ale to kwestia, co najmniej dwóch, może trzech lat. Nie, nie przestałem pisać, ale chcę się teraz zmierzyć z czymś współczesnym i sporo odbiegającym od "Drogi do Domu". Mam nadzieję, że mi się uda. Ma to być thriller z dużą dawką uczuć i takich wartości jak przyjaźń, zaufanie i poświęcenie dla innego człowieka, konkretnie uprowadzonego z sierocińca dziecka. Chciałbym też oprócz gór, które odegrają tam ważną rolę, pokazać kilka miejsc związanych z Wielkopolską i moim rodzinnym Lesznem.
awiola: Zapowiada się bardzo ciekawie. Obydwie książki wydał Pan w jednym wydawnictwie. Czy długo szukał Pan wydawcy?
Przemysław Żuchowski: Tu
pewnie Panią zadziwię, ale wcale nie szukałem. Gotowy tekst, który
miał być pierwotnie opowieścią tylko dla moich znajomych,
pokazałem dr historii, badaczowi i znawcy tematu Przemysławowi
Wiaterowi, którego wówczas znałem zaledwie z jego publikacji.
Zwróciłem się z prośbą o wychwycenie ewentualnych błędów
historycznych i ocenę. Spodobało się, chociaż wymagało korekt.
Praca przy nich i długie rozmowy między nami sprawiły, że
dzisiaj, myślę, że mogę sobie pozwolić na nazwanie Przemysława
Wiatera moim przyjacielem. To właśnie on namówił mnie, żebym
skontaktował się z wydawnictwem AD REM, które zajmuje się głównie
publikacjami związanymi z regionem Dolnego Śląska. Tak też się
stało, a przychylność szefa wydawnictwa, Pani Reginy
Chrześcijańskiej, oraz zatrudnionych w wydawnictwie pań, przerosła
moje najśmielsze oczekiwania. Jestem im wszystkim naprawdę
wdzięczny, a nasze kontakty układają się na stopie koleżeńskiej.
Przemysław Żuchowski: Łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na pytanie: Czego nie czytam? Otóż czytam książki z prawie każdego gatunku literackiego, począwszy od bajek, a skończywszy na horrorach i fantastyce. Tu przyznam się, że nie sięgam jedynie po romanse, czy tzw. literaturę kobiecą. Najbardziej ciągnie mnie jednak do książek przygodowych i sensacyjnych z głębszym podtekstem w tle nad którym mogę się przez chwilę zastanowić. Sięgam po literaturę z całego świata, ale preferuję polskich autorów. Nie chcę wymieniać tytułów, czy nazwisk pisarzy, aby któregoś z nich nie pominąć, tym bardziej, że w ostatnim czasie miałem zaszczyt z niektórymi z nich się spotkać i nawiązać stały kontakt, ale kto przeczyta "Drogę do Domu" z pewnością będzie wiedział, które z książek wywierają na mnie największe wrażenie. Zdecydowanie odcinam się od wulgaryzmów i seksu podanego w sposób…, jakby to określić, mało taktowny.
awiola: Tak to widać w Pana twórczości. Jak postrzega Pan obecny rynek wydawniczy w Polsce?
Przemysław Żuchowski: Martwi mnie zalew książek zagranicznych autorów. Wiem, że różne są tego przyczyny, ale fakt jest faktem i nie jest on związany z tym, że polscy pisarze nie umieją pisać. Myślę, że zachłyśnięci modą nie dostrzegamy tego, co jest co najmniej równie wartościowe, ale nasze, a wydawnictwa…, cóż nie ma się im co dziwić, że chcą zarabiać. To przecież wolny rynek. Ja jednak, podobnie jak podczas wędrówek po górach szukam pięknych chociaż mniej popularnych miejsc, tak również w przypadku książek często rozglądam się po wydawnictwach mniej znanych dla czytelników. Niektóre z nich wydają skarby, o których nie mamy pojęcia, że istnieją. Całą moją opinię na ten temat podsumuję tak, że mimo iż najbardziej rozlegający się jest głośny krzyk, to ja jednak staram się też słuchać szeptu, bo przecież najczulsze słowa wypowiada się szeptem.
awiola: Piękna metafora. Jakich rad udzieliłby Pan osobom chcącym wydać swoją pierwszą książkę?
Przemysław Żuchowski: Nie jestem pewien, czy zasłużyłem aby publicznie udzielać rad w tym temacie, tym bardziej, że nie poczułem jak smakuje odmowa ze strony wydawnictwa. Uważam, że podstawą jest pisanie tego, co chce się przekazać, a nie koncentrowanie się na powielaniu schematów dobrze sprzedających się książek. Słyszałem opinię, iż zaczynając pisać ksiażkę już wtedy powinno się zastanowić nad ewentualnym wydawnictwem, jednak nie jestem do tego przekonany, tak jak i do tworzenia najpierw szczegółowego planu swojej powieści. Pod względem komercji, może to i słuszne, ale zależy o co nam tak naprawdę chodzi. Czy o pisanie, które w moim przekonaniu powinno być tak samo przyjemne i stanowić pewną odskocznię od codzienności zarówno dla piszącego jak i czytającego, czy jedynie o pracę mającą przynieść określony zysk. Może się mylę, ale sądzę, że dobry tekst znajdzie wydawcę. Ważne, żeby pisać coś, co nie tylko w założeniu interesuje autora, ale i trafi do grona odbiorców. Pisać, pisać i jeszcze raz pisać, a potem nie przerażać się odmową wydawnictw tylko próbować, próbować i jeszcze raz próbować. Dzisiaj można też wydać książkę za własne pieniądze, ale to spore zaangażowanie finansowe i chyba spore ryzyko.
awiola: Tak, wydawanie ze współfinansowaniem to temat dość kontrowersyjny. Czy
obserwuje Pan rosnącą w siłę blogosferę książkową? Jakie są
Pana spostrzeżenia na ten temat?
Przemysław Żuchowski: Mnie osobiście bardzo to cieszy. Blogerzy niejako przejmują rolę krytyków literackich, ale krytyków szczególnych, bo szerzących opinie tych, na których pisarzom powinno chyba zależeć najbardziej, a mianowicie przeciętnych czytelników. Bywa, że to co nie przypadło do gustu zawodowym krytykom staje się bestsellerem, a i na odwrót. Jedni wolą mieć w kieszeni nawet nieoszlifowany perfekcyjnie, ale jednak diament, a innych zachwyca dopieszczone i błyszczące szkiełko, co nie oznacza, że najkorzystniejszym rozwiązaniem jest niewątpliwie brylant. Głos blogerów, to bardzo ważny głos, który oprócz propagowania i zachęcania do czytania, ocenia wybrane książki pod względem wyrażenia "lubię lub nie lubię", oczywiście z właściwym uzasadnieniem. Ja szukając odpowiadającej mi literatury bardzo często korzystam z takich opinii. Co trzeba podkreślić, tak jak Pani bardzo trafnie w mojej ocenie wybrała tytuł prowadzonego przez siebie bloga, są to opinie subiektywne. To ważne, ponieważ bywa, że ktoś ocenia dany tekst, chociaż już po niego sięgając wie, że nie jest to literatura, której jest zwolennikiem. Czy więc potrafi go sprawiedliwie ocenić? Czy ktoś nielubiący np. muzyki poważnej powinien oceniać jej wartość? W takim przypadku wydaje mi się, że najbardziej sprawiedliwym byłoby stwierdzenie o niezgodności klimatu danego utworu do gustu, a nie totalna krytyka. Ja nigdy bym się na taką nie odważył, tym bardziej wiedząc ile stworzenie jakiegoś utworu kosztuje pracy, i że jednak są ludzie, którym taka forma i treść odpowiada.
awiola: Bardzo trafne spostrzeżenia, z którymi zgadzam się w pełni. Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom mojej strony?
Przemysław Żuchowski: Przede wszystkim chciałbym podziękować, że jesteście i czytacie, bo to właśnie Państwo podtrzymujecie słupki spadającego w Polsce czytelnictwa. Cóż znaczyłby pisarz czy poeta bez czytelnika? Pisałby i cieszył się, że coś stworzył, ale byłaby to radość szczątkowa, a jego przemyślenia żyłyby tylko tak długo jak i on sam. Pragnę też szczerze wszystkich z Państwa zaprosić na moją stronę Facebooka i stronę "Drogi do Domu":
Przemysław Żuchowski: Mnie osobiście bardzo to cieszy. Blogerzy niejako przejmują rolę krytyków literackich, ale krytyków szczególnych, bo szerzących opinie tych, na których pisarzom powinno chyba zależeć najbardziej, a mianowicie przeciętnych czytelników. Bywa, że to co nie przypadło do gustu zawodowym krytykom staje się bestsellerem, a i na odwrót. Jedni wolą mieć w kieszeni nawet nieoszlifowany perfekcyjnie, ale jednak diament, a innych zachwyca dopieszczone i błyszczące szkiełko, co nie oznacza, że najkorzystniejszym rozwiązaniem jest niewątpliwie brylant. Głos blogerów, to bardzo ważny głos, który oprócz propagowania i zachęcania do czytania, ocenia wybrane książki pod względem wyrażenia "lubię lub nie lubię", oczywiście z właściwym uzasadnieniem. Ja szukając odpowiadającej mi literatury bardzo często korzystam z takich opinii. Co trzeba podkreślić, tak jak Pani bardzo trafnie w mojej ocenie wybrała tytuł prowadzonego przez siebie bloga, są to opinie subiektywne. To ważne, ponieważ bywa, że ktoś ocenia dany tekst, chociaż już po niego sięgając wie, że nie jest to literatura, której jest zwolennikiem. Czy więc potrafi go sprawiedliwie ocenić? Czy ktoś nielubiący np. muzyki poważnej powinien oceniać jej wartość? W takim przypadku wydaje mi się, że najbardziej sprawiedliwym byłoby stwierdzenie o niezgodności klimatu danego utworu do gustu, a nie totalna krytyka. Ja nigdy bym się na taką nie odważył, tym bardziej wiedząc ile stworzenie jakiegoś utworu kosztuje pracy, i że jednak są ludzie, którym taka forma i treść odpowiada.
awiola: Bardzo trafne spostrzeżenia, z którymi zgadzam się w pełni. Co na koniec chciałby Pan przekazać czytelnikom mojej strony?
Przemysław Żuchowski: Przede wszystkim chciałbym podziękować, że jesteście i czytacie, bo to właśnie Państwo podtrzymujecie słupki spadającego w Polsce czytelnictwa. Cóż znaczyłby pisarz czy poeta bez czytelnika? Pisałby i cieszył się, że coś stworzył, ale byłaby to radość szczątkowa, a jego przemyślenia żyłyby tylko tak długo jak i on sam. Pragnę też szczerze wszystkich z Państwa zaprosić na moją stronę Facebooka i stronę "Drogi do Domu":
https://www.facebook.com/pages/Droga-do-Domu-Przemysław-Żuchowski/300550570091707?ref_type=bookmark.
Myślę,
że ci, którzy nie czytali moich książek będą się mogli o nich
więcej dowiedzieć, a z tymi, którzy je przeczytali będzie okazja
podyskutować. Zapraszam też na blogi i stronę "Lubimy czytać"
gdzie znajdziecie Państwo szereg opinii i ocen, do których również
zapraszam.
Pani,
bardzo dziękuję za umożliwienie mi podzielenia się z czytelnikami
moimi wspomnieniami oraz przemyśleniami. Pozdrawiam wszystkich.
Dobrze, że jesteście.
Cieszę
się, że miałam szansę porozmawiać z tak interesującym pisarzem.
Życzę autorowi dużo weny twórczej do dalszego pisania i
oczywiście oczekuję kolejnych, wspaniałych dzieł. A czytelnikom polecam dwa tomy cyklu "Droga
do Domu" – warto bowiem czytać naszą rodzimą literaturę.
Kolejny bardzo ciekawy wywiad, świetne pytania i interesujące odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńLubię czytać twoje wywiady, gdyż dzięki temu mogę nieco bliżej poznać wiele ciekawych osób.
OdpowiedzUsuńfajnie się czytało:)
OdpowiedzUsuńAutor wydaje się być ciekawą osobą, jednak jego książki nie są dla mnie.
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad, miałam okazję recenzować pierwszy tom, jednak mimo wszystko nie do końca wpasował się w moje gusta czytelnicze
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny udany wywiad :D
OdpowiedzUsuńFantastyczny wywiad, z resztą jak każdy u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad. ;)
OdpowiedzUsuńNo proszę, a ja myślałam, że Przemek "od dziecka" jeździł w góry :) Ha! Okazuje się, że bakcyla można połknąć w każdym wieku :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście bardzo lubię książki Przemka Żuchowskiego. Pierwsza przyciągnęła mnie okładką i lokalną tematyką. Zdecydowałam się ją kupić, przeczytać i...uległam urokowi. Prawdą jest, że od zawsze lubię literaturę przygodową, zatem to moje ulubione rejony czytelnicze :)
Cieszę się, że mogłam przeczytać ten wywiad i poznać bliżej Autora :)
Kolejny bardzo interesujący wywiad. Bardzo lubię czytać rozmowy blogerów z autorami. :)
OdpowiedzUsuńBardzo Wam Wszystkim Dziękuję i jeśli zechcecie zapraszam Was do grona znajomych na FB :)
OdpowiedzUsuńPrzemek Żuchowski
https://www.facebook.com/przemek.zuchowski.39
https://www.facebook.com/pages/Droga-do-Domu-Przemysław-Żuchowski/300550570091707?ref_type=bookmark
Kolejny człowiek z pasją, super:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zajrzyj do mnie. Nowa książka Jessiki Brody :)
OdpowiedzUsuńhttp://monweg.blog.onet.pl/2014/06/25/nowa-ksiazka-jessiki-brody-trailer/
Świetny wywiad i kolejny ciekawy człowiek :)
Ok. Ja na pewno zajrzę. :) P.Ż
UsuńAutor jest mi bliski przez miłość do góry. Z chęcią sięgnę po te książki.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej wywiadów, fajnie;)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad.
OdpowiedzUsuńWywiad naprawdę ciekawy, wiele się można z niego dowiedzieć na temat autora, który okazuje się być interesującą osobą. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że często nie doceniamy naszych rodzimych twórców.
OdpowiedzUsuńW ogóle autor jest bardzo ciekawy, ma niecodzienne źródła inspiracji. Bardzo podoba mi się takie podejście.
Przyznam, że jak czytam polskie książki, to zwykle podróżnicze. Jeśli chodzi o resztę - jakoś trudno mi znaleźć coś rzeczywiście na poziomie, a zarazem nie przygnębiającego (no, chyba, że mówimy o starszych książkach...). Ale z książkami zagranicznymi też nie jest tak różowo - na pewno np. pamiętacie tę falę książek o wampirach przeróżnych autorów. Chociaż niektóre były przynajmniej ciekawe, to inne... Szkoda gadać.
OdpowiedzUsuń// Ciekawy wywiad :)
Ja też z bólem przyznaję, że bardzo rzadko sięgam po polską literaturę, a masz dużo racji, u nas też mamy świetnych pisarzy, których trzeba czytać i ja też postaram się nadrobić swoje zaległości, przynajmniej z tym autorem :)
OdpowiedzUsuńMiło mi :)
UsuńP.Ż
Fajnie się czytało. :)
OdpowiedzUsuńDoskonały wywiad:) Taki dobry, że aż za krótki:)
OdpowiedzUsuń