"Obnażając wydarzenie sprzed lat staram się naprawić zło przemilczanej zbrodni" - Wywiad z Beatą Gołembiowską
Lektura książek autobiograficznych niesie ze sobą zawsze wielki ładunek emocjonalny. Trudno bowiem nie odczuwać przeróżnych uczuć, jakie serwuje nam autor. Dzisiaj chciałabym Was zaprosić na rozmowę z Beatą Gołembiowską, autorką przejmującej książki pt. "Żółta sukienka". Książki zbierającej bardzo pozytywne recenzje, książki zapadającej w pamięć. Zapraszam na wywiad.
Recenzja powieści - KLIK
Beata Gołembiowska to urodzona w Poznaniu, absolwentka biologii
środowiskowej UAM. W 1989 r. autorka wyemigrowała wraz z rodziną na
drugą półkulę, do Kanady i zamieszkała na stałe w Montrealu. W 1997 r.
ukończyła studia fotograficzne, pracowała jako malarka dekoracyjna w
programach Debbie Travis-Painted House i Facelift. Od 2006 r. pracuje
dla Fundacji Liliany Komorowskiej dla Sztuki oraz QueenArt Films. "Żółta
sukienka" to jej debiut literacki.
awiola: Lubi
Pani żółty kolor?
Beata Gołembiowska: Lubię. Kojarzy mi się z czymś niezwykle ciepłym i wesołym: ze słońcem, kaczeńcami, jaskrami, motylami cytrynkami i włosami mojej córki.
awiola: Dlaczego akurat żółta sukienka posłużyła Pani do ukazania przeciwstawnych uczuć targających główną bohaterkę?
Beata Gołembiowska: W powieści sukienka radosnego koloru stała się symbolem tragedii. Niekiedy nie zdajemy sobie sprawy, co kryje się za z pozoru piękną, kolorową fasadą. Podobno klauni często popełniają samobójstwa. Zbrodniarze potrafią mieć miłe oblicza. Mała dziewczynka ubrana w piękną, żółtą sukienkę powinna być najbardziej radosnym stworzeniem na świecie. Ubierając Anię w kolor żółty chciałam podkreślić przeciwności losu, które zdarzają się niespodziewanie, a bolą szczególnie wtedy, gdy jego bohaterami stają się dzieci. To tak jak słońce zakrywa nagle czarna chmura. W powieści żółta sukienka została pewnego dnia tak zabrudzona, że nie można było jej "odczyścić" przez prawie 40 lat. Anna ma z nią jak najgorsze wspomnienia i żółty kolor staje się dla niej kolorem bólu.
awiola: Ile trwało napisanie i doszlifowanie "Żółtej sukienki"?
Beata Gołembiowska: Ta mała książeczka – 164 stron, aż wstyd się przyznać - była pisana przez dwa lata. Oczywiście nie pracowałam nad nią codziennie. Pisałam, odkładałam na jakiś czas – czasami to były dwa, trzy miesiące, a potem do niej wracałam. Każde zdanie dosłownie prześwietlałam, zastanawiając się, czy jest potrzebne, czy nie.
awiola; Ile jest Pani w bohaterce książki?
Beata Gołembiowska: Dużo. Trudno mi powiedzieć, w jakim stopniu, czy 80%, czy więcej, ale niewątpliwie jest to swego rodzaju autobiografia. Wprawdzie nie jestem – tak jak Anna - byłą dziennikarką i nie zakochałam się w inwalidzie, nie jestem też tak atrakcyjna jak ona i nigdy nie ubierałam się w szalone kreacje, ale mam za sobą okres bycia służącą i sprzątaczką. Moja emigracja była ucieczką między innymi od tego, co mi się zdarzyło w dzieciństwie. Rodzice Anny – Gustaw i Bernadeta, w dużej mierze są moimi rodzicami. A Anny ukochany park to sceneria moich najmłodszych lat z Puław, gdzie moi rodzice mieli służbowe mieszkanie w Pałacu Czartoryskich. Tak jak mała Ania miałam swoje ulubione drzewo, na którym przesiadywałam godzinami.
awiola: Czy napisanie "Żółtej sukienki" było dla Pani swoistym katharsis? Czy dzięki pisaniu uwolniła się Pani od demonów przeszłości?
Beata Gołembiowska: Dzieci mają doskonałą umiejętność wyczuwania świata. Szybko się uczą, jak się zachować, aby zostać najmniej zranione. W moim świecie dzieciństwa panowała żelazna zasada – "nic nie mów rodzicom, bo będzie awantura". Tę zasadę wpoiłam sobie tak głęboko, że milczałam o "tym" przez moje dziecinne, młodzieńcze i dorosłe lata. To nie oznaczało, że zapomniałam. Dlaczego dopiero jako kobieta pięćdziesięcioletnia postanowiłam przełamać milczenie? W bardzo ciężkim okresie, kiedy załamało się moje małżeństwo i poczułam się przegrana w wielu dziedzinach życia, poczucie krzywdy sprzed lat powróciło z całą mocą. Postanowiłam o tym napisać. Sam proces pracy nad książką pomógł mi niezmiernie. To tak, jakbym mogła psychologowi opowiedzieć dramat z dzieciństwa. Od demonów zupełnie się nie uwolniłam, powracają czasami, ale już nie gnębią mnie na tyle, aby przeszkadzać w byciu szczęśliwą osobą.
awiola: Nie obawiała się Pani zbytniego obnażenia własnych przeżyć?
Beata Gołembiowska: W autobiograficznej literaturze można przeczytać o wielu ludzkich tragediach. Bardzo rzadko spotyka się zwierzenia ofiar gwałtu. Tak, jakby to było coś wyjątkowo wstydliwego, o czym należy milczeć, aby nie zostać napiętnowanym. Ofiary gwałtu niejednokrotnie oskarżano o bycie współwinnymi. Tak ja się czułam i pewnie tak zachowuje się wiele dzieci, które przeżyły to samo. Dlatego milczą, a ujawniają to, co się stało, dopiero po latach. Nawet po napisaniu "Żółtej sukienki", nie chciałam przyznać się, że jest to moja autobiografia. Zaczęłam czuć z tego powodu wyrzuty sumienia. "Moje milczenie sprawi, że Żółta sukienka stanie się fikcją, a nie ostrzeżeniem, odkryciem bolesnej prawdy" – takie myśli mnie nachodziły. Przemogłam się i "przyznałam się". Powinnam to zrobić dawno temu, powiedzieć o tym swoim rodzicom. Wtedy nie potrafiłam, nie mogłam. Obnażając wydarzenie sprzed lat staram się naprawić zło przemilczanej zbrodni.
awiola: W przygotowaniu kolejna powieść pt. "Malowanki na szkle". Uchyli Pani rąbka tajemnicy i zdradzi czytelnikom, czego mogą się po niej spodziewać?
Beata Gołembiowska: "Każda z postaci powieści opowiada swoją historię, jedna przeplata drugą, tworząc barwne obrazy, podobne do tych wykonanych przez Helę, góralkę z Murzasichla. Nie wszystkie jej malowanki na szkle zdobią ściany "biołyj izby", część z nich jest schowana na dno skrzyni, tak głęboko, aby nikt nie mógł ich zobaczyć. Dopiero po latach zostaną wyjęte z ukrycia…"
Beata Gołembiowska: Lubię. Kojarzy mi się z czymś niezwykle ciepłym i wesołym: ze słońcem, kaczeńcami, jaskrami, motylami cytrynkami i włosami mojej córki.
awiola: Dlaczego akurat żółta sukienka posłużyła Pani do ukazania przeciwstawnych uczuć targających główną bohaterkę?
Beata Gołembiowska: W powieści sukienka radosnego koloru stała się symbolem tragedii. Niekiedy nie zdajemy sobie sprawy, co kryje się za z pozoru piękną, kolorową fasadą. Podobno klauni często popełniają samobójstwa. Zbrodniarze potrafią mieć miłe oblicza. Mała dziewczynka ubrana w piękną, żółtą sukienkę powinna być najbardziej radosnym stworzeniem na świecie. Ubierając Anię w kolor żółty chciałam podkreślić przeciwności losu, które zdarzają się niespodziewanie, a bolą szczególnie wtedy, gdy jego bohaterami stają się dzieci. To tak jak słońce zakrywa nagle czarna chmura. W powieści żółta sukienka została pewnego dnia tak zabrudzona, że nie można było jej "odczyścić" przez prawie 40 lat. Anna ma z nią jak najgorsze wspomnienia i żółty kolor staje się dla niej kolorem bólu.
awiola: Ile trwało napisanie i doszlifowanie "Żółtej sukienki"?
Beata Gołembiowska: Ta mała książeczka – 164 stron, aż wstyd się przyznać - była pisana przez dwa lata. Oczywiście nie pracowałam nad nią codziennie. Pisałam, odkładałam na jakiś czas – czasami to były dwa, trzy miesiące, a potem do niej wracałam. Każde zdanie dosłownie prześwietlałam, zastanawiając się, czy jest potrzebne, czy nie.
awiola; Ile jest Pani w bohaterce książki?
Beata Gołembiowska: Dużo. Trudno mi powiedzieć, w jakim stopniu, czy 80%, czy więcej, ale niewątpliwie jest to swego rodzaju autobiografia. Wprawdzie nie jestem – tak jak Anna - byłą dziennikarką i nie zakochałam się w inwalidzie, nie jestem też tak atrakcyjna jak ona i nigdy nie ubierałam się w szalone kreacje, ale mam za sobą okres bycia służącą i sprzątaczką. Moja emigracja była ucieczką między innymi od tego, co mi się zdarzyło w dzieciństwie. Rodzice Anny – Gustaw i Bernadeta, w dużej mierze są moimi rodzicami. A Anny ukochany park to sceneria moich najmłodszych lat z Puław, gdzie moi rodzice mieli służbowe mieszkanie w Pałacu Czartoryskich. Tak jak mała Ania miałam swoje ulubione drzewo, na którym przesiadywałam godzinami.
awiola: Czy napisanie "Żółtej sukienki" było dla Pani swoistym katharsis? Czy dzięki pisaniu uwolniła się Pani od demonów przeszłości?
Beata Gołembiowska: Dzieci mają doskonałą umiejętność wyczuwania świata. Szybko się uczą, jak się zachować, aby zostać najmniej zranione. W moim świecie dzieciństwa panowała żelazna zasada – "nic nie mów rodzicom, bo będzie awantura". Tę zasadę wpoiłam sobie tak głęboko, że milczałam o "tym" przez moje dziecinne, młodzieńcze i dorosłe lata. To nie oznaczało, że zapomniałam. Dlaczego dopiero jako kobieta pięćdziesięcioletnia postanowiłam przełamać milczenie? W bardzo ciężkim okresie, kiedy załamało się moje małżeństwo i poczułam się przegrana w wielu dziedzinach życia, poczucie krzywdy sprzed lat powróciło z całą mocą. Postanowiłam o tym napisać. Sam proces pracy nad książką pomógł mi niezmiernie. To tak, jakbym mogła psychologowi opowiedzieć dramat z dzieciństwa. Od demonów zupełnie się nie uwolniłam, powracają czasami, ale już nie gnębią mnie na tyle, aby przeszkadzać w byciu szczęśliwą osobą.
awiola: Nie obawiała się Pani zbytniego obnażenia własnych przeżyć?
Beata Gołembiowska: W autobiograficznej literaturze można przeczytać o wielu ludzkich tragediach. Bardzo rzadko spotyka się zwierzenia ofiar gwałtu. Tak, jakby to było coś wyjątkowo wstydliwego, o czym należy milczeć, aby nie zostać napiętnowanym. Ofiary gwałtu niejednokrotnie oskarżano o bycie współwinnymi. Tak ja się czułam i pewnie tak zachowuje się wiele dzieci, które przeżyły to samo. Dlatego milczą, a ujawniają to, co się stało, dopiero po latach. Nawet po napisaniu "Żółtej sukienki", nie chciałam przyznać się, że jest to moja autobiografia. Zaczęłam czuć z tego powodu wyrzuty sumienia. "Moje milczenie sprawi, że Żółta sukienka stanie się fikcją, a nie ostrzeżeniem, odkryciem bolesnej prawdy" – takie myśli mnie nachodziły. Przemogłam się i "przyznałam się". Powinnam to zrobić dawno temu, powiedzieć o tym swoim rodzicom. Wtedy nie potrafiłam, nie mogłam. Obnażając wydarzenie sprzed lat staram się naprawić zło przemilczanej zbrodni.
awiola: W przygotowaniu kolejna powieść pt. "Malowanki na szkle". Uchyli Pani rąbka tajemnicy i zdradzi czytelnikom, czego mogą się po niej spodziewać?
Beata Gołembiowska: "Każda z postaci powieści opowiada swoją historię, jedna przeplata drugą, tworząc barwne obrazy, podobne do tych wykonanych przez Helę, góralkę z Murzasichla. Nie wszystkie jej malowanki na szkle zdobią ściany "biołyj izby", część z nich jest schowana na dno skrzyni, tak głęboko, aby nikt nie mógł ich zobaczyć. Dopiero po latach zostaną wyjęte z ukrycia…"
Takie
są pierwsze zdania streszczenia powieści, które wysyłałam do
wydawnictw. W "Malowankach na szkle" skupiłam się na zawiłościach
życia w związkach, nie tylko małżeńskich. Szczęśliwe chwile i
chwile rozpaczy, zdrady, tajemnice, niedopowiedzenia w głównej
mierze toczą się w scenerii Podhala, mojego ukochanego zakątka
Polski. Pisząc tę książkę, starałam się stworzyć pogodną
lekturę. Nie uniknęłam w niej przedstawienia trudnych sytuacji
życiowych, ale chciałam, aby moi bohaterowie wyszli z nich
zwycięsko.
awiola: Co czyta na co dzień Beata Gołembiowska?
Beata Gołembiowska: Tuż przed zaśnięciem sięgam po mój ukochany czytnik i kontynuuję nową powieść lub "przerzucam kartki" tej już dobrze znanej. A przekrój lektur jest różny, chociaż od kilku lat zdecydowanie unikam wspomnień wojennych. Ostatnio zapoznaję się z krótkimi opowiadaniami kanadyjskiej laureatki Narody Nobla – Alice Munro. Niegdyś czytałam nałogowo, a obecnie, niestety, pisanie zajmuje mi sporo czasu. Staram się jednak przeczytać przynajmniej dwie książki miesięcznie. Przyznaję ze wstydem, że to trochę mało.
awiola: Co czyta na co dzień Beata Gołembiowska?
Beata Gołembiowska: Tuż przed zaśnięciem sięgam po mój ukochany czytnik i kontynuuję nową powieść lub "przerzucam kartki" tej już dobrze znanej. A przekrój lektur jest różny, chociaż od kilku lat zdecydowanie unikam wspomnień wojennych. Ostatnio zapoznaję się z krótkimi opowiadaniami kanadyjskiej laureatki Narody Nobla – Alice Munro. Niegdyś czytałam nałogowo, a obecnie, niestety, pisanie zajmuje mi sporo czasu. Staram się jednak przeczytać przynajmniej dwie książki miesięcznie. Przyznaję ze wstydem, że to trochę mało.
Beata Gołembiowska: Nałogiem,
hobby, sposobem na życie, ucieczką od rzeczywistości? Mnożą się
określenia. Nie potrafiłabym żyć bez pisania. Moje myśli krążą
w świecie wyobraźni i dzięki temu moje życie jest o wiele
bogatsze. Pisanie też daje mi poczucie własnej wartości. W Polsce
czułam się wykształconą, w pełni spełnioną osobą, a emigrując
do Kanady straciłam tę świadomość. Moja twórczość literacka
mi ją przywróciła.
awiola: Jak ocenia Pani rynek wydawniczy w Polsce?
Beata Gołembiowska: Mam
doświadczenie z trzema wydawnictwami. Osoby, które w nich pracują
są bardzo miłe i fachowe. Niedługo będę starała się wydać
"Żółtą sukienkę" w Kanadzie. Wtedy będę mogła poczynić
porównania. Żyjąc poza granicami Polski, nie zdaję sobie sprawy z
trudności, z jakimi muszą się zmagać wydawnictwa. Dlatego moje
zastrzeżenia, typu – większa opieka nad autorem i jego książką,
w postaci lepszej akcji promocyjnej, są może zbyt krzywdzące.
Niedługo – mam nadzieję, że już w maju - ukażą się "Malowanki
na szkle" nakładem wydawnictwa Comm. Jestem mile zaskoczona, jak to
małe wydawnictwo troszczy się o promocję, zanim książka jeszcze
się ukaże.
awiola: Jakich
rad udzieliłaby Pani osobom chcącym wydać swoją pierwszą
książkę?
Beata Gołembiowska: Zrobić
wszystko, aby została wydana. Jeśli nie zostanie zaakceptowana
przez duże wydawnictwa i jeśli autor nie ma funduszy na wydanie ze
współfinansowaniem, dobrym rozwiązaniem jest wydanie w formie e –
booka. Z czasem, gdy książka zyska na popularności, samo
wydawnictwo może zdecydować się na formę papierową. Niezmiernie
ważna - o czym przekonałam się przy każdej książce – jest
fachowa korekta. Nawet bardzo doświadczony autor (jeszcze się do
nich nie zaliczam) jej potrzebuje.
awiola: Co
na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom mojej strony?
Beata Gołembiowska: Spełnianie
się w twórczości jest niezmiernie ciężką, a jednocześnie
uskrzydlającą drogą. Nigdy nie żałowałam, że ją obrałam, czy
to była niegdyś fotografia, czy obecnie pisanie. Artyści są "solą
tej ziemi", dzięki nim możemy się oderwać od przyziemności
życia, wznieść się na duchowe wyżyny. Czuję się zaszczycona,
że przynajmniej w małym stopniu mogę coś z siebie dać innym.
Bycie odbiorcą sztuki jest równie ważne jak tworzenie. Starajmy
się – i twórcy i odbiorcy – poszerzać swoje kręgi, gdyż w
ten sposób liczba ludzi wrażliwych rośnie i przez to świat staje
się coraz lepszy.
Myślę, że dzięki książce autorki, świat stał się odrobinę lepszy, historia Anny bowiem napawa optymizmem. Dziękuję Pani Beacie za poświęcony czas, a Was gorąco zachęcam do przeczytania "Żółtej sukienki". Ja tymczasem czekam na kolejne dzieło autorki.
Bardzo ciekawa rozmowa.Podoba mi się, że autorka docenia redakcję i korektę. To z pewnością podnosi jakość książki... Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie czytałam Żółtej sukienki tej autorki, ale z wywiadem zapoznałam się z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWspaniały i poruszający wywiad, tak samo jak lektura żółtej sukienki, podziwiam autorkę,że poradziła sobie z tym co wydarzyło się w dzieciństwie, że nie bała się o tym napisać. Bo chociaż to trudne, trzeba umieć mówić. Świetnie poprowadziłaś rozmowę, z wielkim zainteresowaniem czytałam:)
OdpowiedzUsuńGratuluje wywiadu. Niezwykła i silna osobowość. Jeśli tylko trafi się okazja to chętnie poznam twórczość tej autorki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przeczytałam ten wywiad. Nie czytałam jeszcze "Żółtej sukienki", ale po tym wywiadzie jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że powinnam to zrobić.
OdpowiedzUsuńCiekawe pytania i jeszcze ciekawsze odpowiedzi. Szczególnie spodobał mi się tok myślenia, że to co pozornie radosne, wcale nie musi być takie w rzeczywistości - dużo w tym prawdy. O "Żółtej sukience" słyszałam dobre opinie, a po przeczytaniu wywiadu jeszcze bardziej przekonałam się do autorki i mam dużą ochotę przeczytać tą książkę.
OdpowiedzUsuń"Żółtej sukienki" nie czytałam i szczerze mówiąc nie wiem czy kiedyś to zrobię. Ale mimo wszystko gratuluję udanego wywiadu ;)
OdpowiedzUsuńciekawe pytania i równie ciekawe odpowiedzi, aż miło się czyta.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący i poruszający wywiad. Jeśli tylko będę miała okazję, chętnie przeczytam "Żółtą sukienkę".
OdpowiedzUsuńOch, Podhale. Koniecznie muszę przeczytać nową książkę autorki:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książek autorki, ale wywiad tylko mnie do tego zachęcił. Życzę autorka dużej ilości czytelników również za granicą. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ten wywiad sprawił, że odbieram książkę pani Gołembiowskiej jeszcze bardziej emocjonalnie...
OdpowiedzUsuńŻółtej sukienki jeszcze nie czytałam, ale inni wypowiadają się o niej bardzo pochlebnie. Interesująca jest rada dla początkującego pisarza :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad. Podziwiam autorkę za odwagę napisania i przyznania, że to nie tylko fikcja, ale też jej historia.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest u mnie i czeka na swoją kolej, z pewnością niedługo osobiście poznam tę historię, a wywiad bardzo przyjemny i fachowy jak zawsze.
OdpowiedzUsuńTwój wywiad pokazuje, jak autorka potrafi zaskoczyć czytelnika, odkryć kolejne warstwy. Bardzo Ci za to dziękuję :)
OdpowiedzUsuń